Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
WYMIANA

może się zdarzy i przyjdzie wystawić
do publicznej wiadomości
wszystkie skrywane skrzętnie potrzeby
i próby udoskonalenia czasu

może i tak będzie że nie utrzymawszy
w ryzach wyrwie się z gardła
szalony okrzyk nienawiści do luny
za niespełnione pragnienia

może też coś znaczy szaleństwo jednostek
pełne wspomnień ciałolubnych popołudni
wygrzanych niesłonecznym promieniowaniem
na miejskiej polanie

nie może a na pewno uda się
wrzynając we własne obawy przekroczyć
niewidzialny próg pamięci tylko po to
by zwolnić miejsce dla jawy
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



chyba wezbrałeś przykład ze mnie, piszesz rymem -druga zwrotka,(czyżby nowa era tego forum?)
wpierw powiem tak, lepiej by było gdyby cały wirsz był rymowany, większe wrażenie, estetyczniej
dwa, piękna trzecia zwrotka - "Nie chcę wspominać ciałolubnych popołudni,wygrzanych niesłonecznym promieniowaniem,na miejskiej polanie", rewelacja!
dwie pierwsze też dobre, pierwsza góruje, w drugiej bym coś zmienił,coś...
znaczenie utworu też refleksyjne
całość ok
plus 5!
pozdrawiam gorąco!

P.S- i wyciągni z pralki,tem świeży, pachnący tytuł?
i cdn.jak najprędzej!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tak się składa że swego czasu pisałem tylko rymowane.
Ale zaprzestałem widząc jak grafomanię. Jednak umiłowanie do tego typu utworów pozostało i nadal lubię poczytać dobrze napisane równe rymowane wiersze.
Tylko że ja nie bardzo w moim widzę rymy - zgrała się tylko ostatnia litera wyrazów, a to jeszcze nie rym, nawet niedokładnym ciężko go nazwać.
A co do reszty to jest to naprawdę wersja przedwstępna i zdecydowanie niepełna.
Brak jest jednej strofy nad którą się ostro głowię.
Tytuł też mi chodzi po głowie. :)))
Dzięki za wizytę i pozdrawiam.



Nie bardzo wiem o co chodzi, więc trudno mi odpowiedzieć.
Może tylko ktoś wspominał że dobrze by było, gdyby tak było?
Tu chyba nie pomogę
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Co tam lata trzydzieste.
Na warszawskiej Pradze do dziś stoją kamieniczki gustownie ubarwione.
Na przykład reklamą Muchozolu na całą ścianę domu. :)))
Niestety te arcydzieła nie są tak wiekowe - pozostałość po szalonych latach siedemdziesiątych ;))
Opublikowano
szalony okrzyk nienawiści do luny - no miodzio! :)

Wiersz jest już praktycznie kompletny, nie widzę sensu poprawiania,
może zawyjątkiem: "niesłonecznym" - kiepski neologizm, odstaje poziomem
od całości wiersza. Wg mnie to można go po prostu wykreślić, też będzie dobrze.
Mam jeszcze zastrzeżenia do "wrzynając" - jak dla mnie nazbyt brutalne, warto
by poszukać czegoś o lżejszym odcieniu.
Dumam sobie nad tytułem, ale póki co bezskutecznie - mam nadzieję, że sam
pan sobie poradzi, bo wiersz jest wart fajnego tytułu:)
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"Niesłoneczny" może być do wymiany lecz nie wycięcia, coś bym musiał wstawić w to miejsce. Chwilowo zostaje - jak tylko wymyślę coś lepiej pasującego - wymieniam.
Natomiast "wrzynając" będę bronił. Właśnie o takie brutalne działanie mi chodziło.
Dzięki za wizytę i dobre słowo o utworze.
A jeśli chodzi o tytuł to mi po głowie się kręci "WYMIANA" "WYMIENNOŚĆ" lub coś w tym guście.

Pozdrawiam również

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...