Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 79
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

nie czytając tych wszystkich wcześniejszych postów powiem:

dobrze że próbujesz pisać rymem i jeszcze sonety. pomoże ci to wyrobić technikę i pozwoli z lekkością władać słowem. Jednak pisać rymem to niezwykle ciężka sztuka, niepoprawie użyta ma masakryczne skutki. Nie potrafisz jeszcze nią władać.
I tutaj trzeba się zastanowić nad miejscem tego wiersza, bo jest to forum dla wprawionych poetów.
pisz sonety jeśli chcesz, ale uważaj żeby to ci się nie znudziło. gdy już będziesz miał dość przejdź na drogę "sztuki nowoczesnej". każdy dobry poeta powinien potrafić posługiwać się rymem, jednak nie ma to być jego umiejętność najważniejsza.

Z czasem dojdziesz do wniosku, że w wierszu znacznie cenniejsze są różne inne rzeczy.

powodzenia!

Opublikowano

a co do tego łapówkarskiego wiersza,
mnie się też zawsze czepiają o błędy... :P

ale co jest w nim złego to to że jest za długi, zbyt chaotyczny, ciężko go rozczytać.
nikt ci nie oceni tekiego wiersza, bo żal mu będzie tego czasu aby go czytać.

po przedzieraniu wstąpnym przez te literki, brzmi raczej jak szał zrobiony przez człowieka pokroju Lepper, dodając do tego uszczypliwe manipulacje 'faktu'.
i co najlepsze że o niczym nie mówi. nic nie zmienia. nie działa na wyobraźnie. nie wzrusza.


po drugim przedarciu się przez literki dotarłem do treści.
treść... banalna, dosłowna i dobra do wygłoszenia przez starą wąsatą babę, w zielonej pelerynie, na straganie.
po takim przemówieniu kupił bym ogórki i poszedł do domu.

wiem co mi dolega! to nie jest wiersz!
tak samo jak ten sonet, który jest raczej tekstem rymowanym niż czym kolwiek innym...

Opublikowano

pamiętam! kiedyś oceniałem ci wierszyk westalka świętowida, czy jakoś tak...
niezła historia z tego powstała... :P
chyba ją widziałeś, ale jak chcesz przypomnieć sobie mój rymowyczyn przeróbki twojego wiersza to mogę ci go pokazać jeszcze raz... :P

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no właśnie tu jest koniec, sprawa zakończona, więc nic już z nią nie zrobimy. wiersz nie motywuje do działania. nie budzi, wbrew intencjom, poczucia absurdu, albo przerażenia daną syduacją...

mówisz dość! powiesimy ludzi, zabijemy ich! piepszonych lekarzy! pieniądze nasze kradną! dość!

i po takich słowach jest rzeczywiście dość, dość jakichkolwiek czynności... zapomina się i tyle.

być może dlatego bo nie stworzyłeś zadnego obrazu który niewątpliwie ułątwił by skojarzenie i zapamiętanie czegoś.

np. gdybyś przedstawił myśli lekarza który chowa do grubego portwela pieniądze które przyjął od biednej rodziny. potem wsiada do wypolerowanego czarnego mercedesa i objawia mu się światłość zderzająca się z tirem?

widzisz? motyw wanitatywny... po śmierci nasze ciała oddzielają się od dusz i wszystko co materialne traci na wartości...

i podbiega do niego kilkunastoletni, brudny chłopiec i wyciąga mu portfel, po czym szybko ucieka
Opublikowano

Zgadzam się na zapis ciągły Sokratexie
jest teraz jeszcze piękniejszy,ten wiersz jak był.
A czy się zgadzam,żebyś pomógł mi z korekty
takiego człowieka właśnie mi brakowało.
To jakby mi Bóg anioła przysłał z tego nieba
żeby mnie poprowadził ścieżkami poezji.

Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena dziękuję za uznanie:):) @EsKalisia Dziękuję za refleksję:):) @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję Talarku:) @Berenika97 Pięknie odpowiedziałaś:):) @viola arvensis Violu pięknie Ci dziękuję za Twoją życzliwość:)
    • Nigdy nie zapomnę mojej babci, od której wszystko się zaczęło. No więc tak. Opowiem wam o tym wszystkim, ale trochę chaotycznie, bo taka z reguły jestem i zazwyczaj ulubioną tradycję, kultywuję. To znaczy o tym, jak zostałam szczęśliwą żoną i matką, mojego, jak pragnę wierzyć, szczęśliwego ze mną męża. No nie. Matką jestem moich dzieci. Dzisiaj mam taki rajzer fiber, z uwagi na jutrzejszą uroczystość, że gadam jeszcze bardziej chaotycznie, niż ustawa nakazuje. W miarę możności postaram, bajanie streszczać.   Obecnie jestem starą babą, lecz wtedy miałam dwadzieścia wiosen, gdy siedziałam i spozierałam jak reszta rodziny, na babcię, która zapragnęła odczytać testament, póki była jeszcze na fleku. Dziadek w tym czasie już nie żył, a przepustki zza światów nie dostał.    Gdy babcia otwierała kopertę, to cisza nastąpiła jak makiem zasiał, a wszyscy wstrzymali oddechy. Nawet jeden z wujków wstrzymał za długo i umarł, ale to już inna historia.   Tylko miętoszenie papieru było wyraźnie słyszalne i tykanie zegara, który odmierzał czas, do rozpoczęcia odczytu. No wreszcie otwarła i po prostu zaczęła:   – Cały mój majątek zapisuje mojej jedynej wnuczce i nie zamierzam się tłumaczyć, dlaczego – mówiąc to, dotknęła znacząca jednego z wałków na głowie, spowitego w siwych włosach. – A zatem – ciągnęła dalej – wszystko jasne. Mojej kochanej wnuczce – że powtórzę – zapisuje w spadku, jedną sztukę z mojej głowy.   – A my. Dostaniemy co? - zapytała nieśmiało zawiedziona do granic możliwości rodzina. – O ile nam wiadomo…   – Tak. Pstro. Nic wam nie wiadomo – wrzasnęła wzburzona babcia, popatrując wokół cwanym wzrokiem. – Z tego jeszcze co dobrego wyniknie. Jestem o tym święcie przekonana.   Tak się złożyło, że na drugi dzień, babcia odeszła w zaświaty. Została pochowana z wałkami na głowie, lecz nie ze wszystkimi. Jeden ja wyszarpnęłam. Taki fajowy druciany. Pusty w środku. Stosownie przy tym, starodawnie dygając i mówiąc, dziękuję.    Po jakimś czasie – mniej więcej, kilka tygodni po pogrzebie – obudziło mnie o świcie, złowieszcze stukanie pode mną. Tak się normalnie przestraszyłam, że o mało co, a bym się zesikała na jaśka. Ze strachu nie mogłam wstać, by zobaczyć, co to za cholerstwo tak diabelnie stuka. Rodzice akurat wyjechali i byłam sama w domku. Jednocześnie pamiętałam, że gdy kładłam się spać, to trzymałam w ręce papilota czyli spadek, który mi się wysmyknął i pokulał między dość wysokie nóżki, podtrzymujące spanko.     W końcu zebrałam się na odwagę i zajrzałam pod łóżko, doznawszy prawdziwego szoku i kołatania przedsionków. Jakaś wściekła mysz, wlazła do wałka i nie mogła się wydostać. Trzaskała nim po dechach na wszystkie strony. Na dodatek warczała na mnie i spoglądała krwawym, mysim wzrokiem. Byłam tak roztrzęsiona, że zaczęłam się wydzierać i biegać jak opętana, przewracając krzesła i nocną lampkę z ozdobnym szczurem na kloszu.     W końcu otwarłam okno, krzycząc wniebogłosy, że zostałam zaatakowana przez krwiożerczego potwora w zbroi. Tak się akurat złożyło, że przechodził pod oknem, młodzieniec szczególnej urody z hektarami i gdy ujrzał spłoszone dziewczę – czyli mnie – to zakrzyknął, czy potrzebuje pomocy, bo jakby co, to on jest chętny. I tak już jest chętny,  pięćdziesiąt lat. Jutro mamy złote wesele.
    • @Starzec jak się nadajesz:)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      ... naprawdę cieszę się, że to właśnie odnalazłeś w treści. Fajnie... bardzo dziękuję za komenatrz. Także pozdrawiam.
    • @Trollformel–Dzięki:)–Zaiste. Tak być mogło, lecz nie mnie, drążyć temat. Moja rola wygasła, gdy skończyłem tekst:)–Pozdrawiam:))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...