Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

głupio jest mi czasem kiedy
przyjdzie do mnie ktoś od biedy
grzyb na ścianie go obtula
przy stoliku o dwóch kulach
usiąść musi na gadzinę
co na wierzchu ma sprężynę
i nim z miejsca śmieci zmiotę
mówi – jaki luksus fotel

z wyszczerbionym kubkiem latam
w kubku gorycz i herbata
cukru – nie mam – więc przepraszam
jest cukierek – dobra nasza
pod lampionem papierowym
umaczamy w myśli dzioby
przy zwietrzałej mroku bieli
pogawędka się nie klei

tak to gdy ktoś do mnie przyjdzie
zaraz po tym kiedy wyjdzie
zza drzwi oddech biorąc splunie
nie pokaże się już u mnie
a ja stojąc zza tych drzwiczek
ile razy splunie – liczę
wraz miarkując na te względy
już nie czekam kto następny

Opublikowano

He he he... No, przepraszam, ale śmiać mi się chce.
Zabawnie to Pan napisał. Formy czepiać się nie będę, może tylko słowko jedno, że jeśli to ma przypominać katarynkową melodię to nie spełnia wymogów ( trochę z regularnością na bakier).
A co do treści to powiem tylko, że opis domu przypomina opis zamieszkałej przez nietoperze spelunki, do której przybywają też grotołazi. Stali bywalcy radzą sobie z atrakcjami, przybysze niekoniecznie. W całym tym pokrętnie poskładanym tekście ( patrz: czepiam sie składni) nie pasuje mi jedno słowo, mianowicie "drzwiczki". Dlaczego? Bo kojarzą mi się z dowcipem o Iżiku...

Pozdrawiam.
A.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Joanno - z tym usmiechem to ok - ale z resztą to bardzo się pomyliłaś - cóż - rozumiem każdy komentarz może napisać - każdy - tochę lepiej trochę gorzej ... - i z katarynką - do bani - i ze spelunką - do bani - prosiłbym raczej więcej takich nie pisać - a dowcip o Iżiku proszę zostawić na stronach gdzie od tego pękają - drzwiczki były - Joanno - były naprawdę i jak-najbardziej pasują do tego obrazu - to tyle

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

No Witku, typowo jak dla ciebie, niby cacy z wierzchu, zabawnie, ale trzeba naprawdę wczuc się w klimat, ja znam takie domy, z autopsji, nawet bywałem, mam wrażenie, że bohaterowi nie zalezy za bardzo na tych wizytach i to nie tylko ze wstydu. A opis mieszkania to chyba tylko pretekst i takie odstraszanie.
Popraw (po starej znajomości) jeśli się mylę.

Pozdrawiam.

P.S.
Nie zabraniaj Witku interpretacji, nawt jak boli.

Opublikowano

Mnie ten wiersz przypadl do gustu, bardzo sugestywny, prawie ze widze ten dom i tych "gosci". Widze tez duzo goryczy... bo dom to moze byc tez i dusza, do ktorej sie zaglada. Z wierzchu niezbyt przyjazdna... etc.bo widzi sie to, co namacalne...
No i ta gorycz... herbaty (przeciez prawdziwa herbate nigdy sie nie slodzi !!)Wroce do niego, bo czuje, jakby ten dom mnie wabil mimo tego "niegoscinnego" wygladu... a moze do tego domu zagadaja nieproszeni goscie i dlatego taki im sie wydaje ??? Arena

PS. ...a to "przyjdzie do mnie ktos "OD BIEDY" bardzo intryguje

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Joanno - myślę, że w Twoim komentarzu była jakaś krytyka - więc i ja poszedłem po linii - myślę, że nie powinnaś ze mnie robić grotołaza - przynajmniej z bohatera wiersza - bronię go - bo któż do niego wpadnie na wyszczerbiony kubek herbaty - proszę o wybaczenie - bo może się nie zrozumieliśmy - a wiosna już i więcej uśmiechów winno być w wierszach

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

Wiesz Witku, ciężko mi pogodzić dwie sprawy tutaj:

poważną, melancholijną, niemal tragiczną aurę
i
kabaretowe rymowanie (to nie jest określenie pejoratywne; chodzi o styl)
...
Na pewno wiersz nabiera przez ten kontrast nieco oryginalności...ale niektóre wersy jakoś mi się nie podobają, np.:
"grzyb na ścianie go obtula "
...ale coż, zakończe optymistycznie i powiem, że doceniam różnorodność Twoich utworów.:)
Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Powinnam szybciej sie domyslic tego, znajac juz troche Twoja tworczosc... ten dystans i swoistego rodzaju kpina z poety-czlowieka... nielatwe to ale Ty probujesz...ciesze sie, ze domu juz nie ma, nie otwieraj juz tych drzwi...(czek) :-) rozgoscila sie jablon z paczkami optymizmu ! Arena
Opublikowano

a ja to chyba świetnie bym się czuła w takim domku :)
i na myśl by mi nie przyszło plucie!
ogólnie podoba mi się bardzo to, jak podchodzisz do podejmowanego tematu, jak zwykle z humorem w dobrym tonie :) żartobliwie podkreślasz często ważne sprawy, na wzór fraszek, bardzo mi to odpowiada i do tego forma, świetna :)

Serdecznie pozdrawiam
Natalia

Opublikowano

Panie Witoldzie, istotnie drugiego komentarza nie czytałam po przeczytaniu tego, co zacytowałam. Jednak to niewiele zmienia. Słowa, które padły w pierwszym wystarczają, aby poczuć się kompletnie niezrozumianą .

Myślę, że sugerując mi, abym nie komentowała wierszy, przekroczył Pan pewne zasady, bo moje uwagi dotyczyły tekstu, a nie osoby Autora(jeśli nadal ma Pan wątpliwości proszę wrócić do tego, co napisałam za pierwszym i za drugim razem). Mam również nadzieję, że nie będzie Pan więcej robić ze mnie "potwora" z jakichs tam pobudek (nie dociekam jakich).

Po raz drugi w tym miejscu (Portalu) zdarza mi się, że ktoś uważa mnie za wroga, bo napisałam coś "nie tak" o komentowanym tekście. Nie chcę teraz popadać w skrajny cynizm, ani prawić złośliwości, bo to bez sensu. Niemniej wnioski nasuwają się same i to jest bardzo przykre.
Przepraszam, jeśli dotknęłam czegoś, co zabolało, nie miałam pojęcia o jakiejś tkliwości miejsc. Nie będę więcej czytać wierszy tych, których to drażni i nie będę ich komentować.

Życzę powodzenia i świętego spokoju.

A.



Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kubo - patrzysz na mój wiersz swoim okiem - swoim przyzwyczajeniem - melancholia i rymy - trudno dziś te dwie sprawy połączyć - ...grzyb na ścianie... - kaloryfer - czarny (prawdopodobnie brudny) i muszelkowaty kształt - jedyny w swoim rodzaju jaki widziałem - jedyne ciepłe a odstraszające miejsce

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ewuniu - dziękuję za zrozumienie i za indywidualność - tak po wierzchu obchodzę Twój komentarz - bo naprawdę nie wiem co napisać - może to, że ten dom stanowił tylko jedno pomieszczenie - w wierszu nie zawarłem opisu wielu innych przedmiotów - może z tego powodu tak obskurnie wyszło - może właśnie z tego powodu brak - wiersz obszedłem tak zewnętrznie ... ale jedno chciałem pokazać - że nie sam tam jestem - że ktoś tu zagląda - w poprzenich domach (wierszach) byłem sam - sobie samemu kleciłem przestworze - teraz kiedy ktoś zaczął mnie odwiedzać ... byłem na tyle ciekawski aby patrzeć z jaką gracją ode mnie odchodzi ... - jest w wierszu typ zafrasowania ... głupio jest mi czasem ...

bardzo Ci dziekuj - Ewo

pozdrówko W_A_R

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Natalio - nie wiem sam jak poczułabyś się w takim domu - samotna i skazana na mrok i drzwiczki - prawie sutenera - ale dziękuję Ci za komentarz i przede wszystkim za odwagę wejścia w te domostwo i humor z jakim podchodzisz do tego co napisałem - samo zamieszkanie (podpowiem) to jeszcze nic z obcowaniem ze sprzętami - bo przecież wszystko można wyrzucić i wstawić nowe sprzętu - a czasem można zostawić jak było i przyglądać się "zeschłej epoce domu jesieni" i się uśmiechać

pozdrówko W_A_R

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.
    • Witam - super - lubię takie klimaty -                                                                    Pzdr.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...