Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jeśli zakochać się to: wiosną tuż o świcie
gdy świt wciąż nie wie czy wstać wreszcie czy też nie
gdy się do życia budzi każde drobne życie
a brzask cień nocy w mgielne strzępy chciwie rwie

Jeśli zakochać się to: kwiecień przejść w zaparte
choć w kwietniu zamieć lubi nagle z nieba spaść
Jeśli zakochać się to wybrać dobrą kartę
i całus życiu raz niejeden jeszcze skraść

Jeśli zakochać się to: słońce schwycić czerwcem
sierpniem się zbożnym rozsmakować w poniewierce
I ponaginać dni dotykiem dłoni w dłoń
I pot na skroni
scałowywać poprzez skroń

A jeśli umrzeć to pogodnie uroczyście
po nitce tęczy przejść jak złote płoche liście
Rozczesać wiatr rozpiętym w drzewach listopadem
i sad roztańczyć uniesieniem
ponad sadem

A jeśli przeżyć to tak aby nie żałować
chwil niespełnionych...
ust nie ścierpniętych...
nocy... dni...

Jeśli pozostać
to w pamięci
w dobrych słowach
o których każdy
krótkim
życiem przecież
śni

/2005/

Opublikowano

Pani Kajo, wewnętrzny imperatyw rymowania stworzył w tekście potworki w rodzaju:

a brzask cień nocy w mgielne strzępy chciwie rwie; czy:

I pot na skroni
scałowywać poprzez skroń
(???)

Nie wiem po co są w pierwszej i drugiej dwukropki, "normalniej" byłoby po przecinku:

Jeśli zakochać się, to wiosną, tuż o świcie,
gdy świt wciąż nie wie, czy wstać wreszcie czy też nie
- (2 x "świt", hmmm...i po co to "wreszcie"?)

...no itd. Tym nie mniej ma tekścik w sobie spore pokłady naiwnej fascynacji, bardzo (miejscami) urokliwej. Skoro faktycznie jest z 2005, odleżał już swoje, czas by się mu przyjrzeć krytycznie i popracować nad nim, warto, myślę...)

pozdrawiam.;-))

p.s. ach, te wielokropki, ach...))

Opublikowano

Pewnie, jak kraść to miliony, jak kochać to księcia!
Podoba mi się. Lubię takie nastrojowe wiersze rymowane. Tematyka coś mi przypomina, ale jeszcze nie wiem co.
Nie znaczy to, że wiersz jest idealny. Zgadzam sie w dużej mierze z Lobo.
Od siebie :

Usunęłabym całkowicie tę część:

A jeśli przeżyć to tak aby nie żałować
chwil niespełnionych...
ust nie ścierpniętych...
nocy... dni...

Jeśli pozostać
to w pamięci
w dobrych słowach
o których każdy
krótkim
życiem przecież
śni
- zakończenie na umieraniu byłoby moim zdaniem najlepszą puentą.

Poza tym cos kochliwy ten peel :) . Zakochuje się w każdym praktycznie miesiącu i o każdym mówi, że jeśli kochać to napewno w ten miesiąc.

Opublikowano

Witam:)
oprócz pierwszego ładnego wersu
dalej nie widzę już tego piękna; brak mi tu jakiejś konsekwencji
- choć nie musi taka być, tutaj jednak aż się prosi, bo tak:
aż 4 razy mamy:

Jeśli zakochać się to wiosną
Jeśli zakochać się to kwiecień
Jeśli zakochać się to wybrać dobrą kartę
Jeśli zakochać się to słońce schwycić czerwcem


potem od razu umieramy
- A jeśli umrzeć to pogodnie

potem znów wracamy do życia
- A jeśli przeżyć to tak aby nie żałować
Końcówka już dobrze ustawiona, bo traktuje o pozostaniu w pamięci.
Gdyby Autorka uwzględniła jeszcze uwagi Lobo, to ten zestaw ma potencjał na wiersz :)

Pozdrawiam

Opublikowano

Dla mnie teść wszystkich strof jest spójna i powiązana: zakochać się i albo umrzeć, albo przeżyć tę miłość tak, żeby nie cierpieć, żeby jej nie zaprzepaścić. Tak odczytałam przesłanie tego wiersza. Według mnie wszystko tu jest potrzebne i ma sens.
I jest ładne. Podoba mi się. Lubię takie wiersze: rymowane, melodyjne, liryczne, śpiewne... Już to gdzieś dzisiaj pisałam. :-)
PS. Zgadzam się z uwagami Lobo.

Opublikowano

Witajcie Moi Mili! Pobratymcy po piórze :-)
Dziękuję za zainteresowanie!
Wasze komentarze przeczytałam i ... choć zabrzmi to nienajmądrzej z mojej strony - jako autorki wiersza - muszę stwierdzić, że ZGADZAM SIĘ z WAMI!
Uwagi przyjmuję.
Tak jak LOBO powiedział - minęło trochę czasu. Spróbuję te newralgiczne miejsca trochę podrasować ;-) zmienić ... wyrzucić ... Zobaczymy czy i co się uda.
*
Poprzeglądałam kolekcje Waszych wierszy. Od kogoś przecież musiałam zacząć ;-)
Pod niektórymi dopiszę swoje uwagi/wrażenia - indywidualnie w komentarzach.

Pozdrawiam ciepło!

Opublikowano

Hm. Jak dla mnie tylko:

A jeśli umrzeć to pogodnie uroczyście
po nitce tęczy przejść jak złote płoche liście
Rozczesać wiatr rozpiętym w drzewach listopadem
i sad roztańczyć uniesieniem
ponad sadem

A jeśli przeżyć to tak aby nie żałować
chwil niespełnionych...
ust nie ścierpniętych...
nocy... dni...

Jeśli pozostać
to w pamięci
w dobrych słowach
o których każdy
krótkim
życiem przecież
śni


Bardzo mi się podoba - do tego fragmentu nie mam uwag. Za to wieeelki plus. :)
Jednak poprzednie strofy jakoś mi mniej podchodzą. I - szczerze mówiąc - już miałam zamiar sobie pójść, mrucząc pod nosem coś o banałach, kiedy stwierdziłam, że a nuż to jednak nie takie banały i że jest w tym... coś. :) Może jednak warto zostać. Poza tym - jakoś tak nieładnie jest zostawić nie przeczytane do końca.
Zostałam i opłaciło się.
A po namyśle i kolejnym przeczytaniu dochodzę do wniosku, że w sumie pierwsza część wiersza (ta o kochaniu) też jest fajna i też mi się podoba. Tylko zupełnie inaczej. Jakby to były dwa wiersze...

Pozdrawiam, R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I.         Z wolna zarysowujący się świt, Przed tysiącleciami prymitywnych koczowników budził, By swe dzidy, maczugi zebrawszy, Przed wschodem słońca wyruszyli na łowy… A z każdym upolowanym w zasadzce mamutem, Z każdym przyrządzonym na ogniu posiłkiem, Zapoczątkowane niegdyś ludzkości dzieje, Posuwały się z wolna ślimaczym tempem… A sypiące się z ognisk złociste iskry, Zwiastunem były wieków kolejnych, Naznaczonych postępem technologicznym, Naznaczonych rozwojem całej ludzkości…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od drewnianych maczug prymitywnych Przez średniowieczne żelazne topory, Aż po dalekiego zasięgu hipersoniczne rakiety… Od pierwszych czarnoprochowych garłaczy, Przez rozdzielnie ładowane muszkiety, Po lśniące wielostrzałowe rewolwery, Po pierwszy w historii karabin maszynowy…   I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Dzierżąc niewzruszenie swe maczugi drewniane, Choć niedbale z drewna wyciosane, Zdolne zadawać obrażenia dotkliwe… I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Choć ubogą w słowa posiadali mowę, Wysoko dumnie nosili głowę, Czując instynktownie swego życia sens… Choć ułomne było ich postrzeganie świata, W licznych szczegółach tak różnili się od nas, Przez tysiąclecia przyświecała im ta sama, Właściwa wszystkim ludziom wola przetrwania… Przed tysiącleciami figurki rzeźbili, Z kłów, kości, kamieni, Martwym kamieniom formę zwierząt nadawali, By na polowaniach pomyślność im przynosiły… Może nawet od niebezpieczeństw chroniły, W otaczającej naokoło nieprzewidywalnej przyrodzie, Niczym prehistoryczne amulety, Choć wyrzeźbione tak nieporadnie…   II.   Kiedy piorun z jasnego nieba, W czasach u ludzkości zarania, Przeszył koronę starego, spróchniałego drzewa, Otulając ją płaszczem ognia, Gdy przeszyta piorunem w płomieniach stanęła, Z wolna popielona przez żar, Pierwotnemu człowiekowi dar ognia tym ofiarowała By łatwiejszą była jego ciężka dola… Tlącego się żaru ciepło, Ulgą było dla przemarzniętych rąk, A poniesione ku jaskiń czeluściom, Pomogło stawić czoła chłodnym nocom…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od zimnych jaskiń mrokiem spowitych, Przez średniowieczne warowne zamki, Po Białego Domu Gabinet Owalny… Od prymitywnych naszyjników z kości, Spowitych aurą tajemnicy amuletów szamańskich, Przez skrzące złotem królów korony, Po przypinane do piersi ordery…   Dziwił się latami świat nauki, Że ludzie pierwotni potrafili sztukę tworzyć, Mimo iż tak bardzo od nas dalecy, Zdolni byli o dalekiej przyszłości marzyć… Choć tak prymitywną była ich natura, Mieli świadomość swego człowieczeństwa, Mieli poczucie swej tożsamości i istnienia, Bezlitosnego czasu powolnego upływania… Zachowały się naszym czasom naskalne malowidła, Przedstawiające kontury niewielkich dłoni, W ukrytych przed światem prastarych jaskiniach, Niektóre z nich z brakującymi palcami, By po tysiącleciach badacze teorię wysnuli, Sami żyjący w zachłyśniętym nowoczesnością świecie, Iż to niewidzialnemu duchowi jaskini, Prehistoryczne kobiety ofiarowywały swe palce… Lecz co by na to powiedziały, Gdyby z prehistorii mogły na nas spojrzeć I gdyby dzisiejszą ludzkość ujrzały, Która pogoni za postępem zaprzedała duszę…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        III.   Kiedy przed tysiącleciami ogniska rozpalali, Pocierając o siebie parę suchych kamieni, Mistyczną iskrę tym wykrzesali, Która to roznieciła rozwój całej ludzkości… A kiedy migoczące ognia płomienie, Zatańczyły na suchych drzew wiązce, Pozwalając ogrzać zziębnięte dłonie, Przyrządzić także gorącą strawę… Sutym posiłkiem pokrzepieni, Choć tak prymitywni ludzie pierwotni, O dalekiej przyszłości ośmielali się marzyć, Spoglądając nocami na księżyc w pełni…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od ognisk prymitywnymi metodami skrzesanych, Przez pierwszy w historii piec kaflowy, Po centralnego ogrzewania stalowe kotły… To jest nasza Odyseja ludzkości... Gdy czas odmierzają stare zegary, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym upływem kolejnych dni…   Znający smak niedoli ludzie pierwotni, Do wszelakich niewygód przez lata nawykli, Nigdy nikomu się nie skarżyli, Ukradkiem niekiedy roniąc łzy… W surowych wnętrzach zimnych jaskiń, Choć skórami zwierząt otuleni, Przenikliwym chłodem nocą przeszyci, Dygocąc z zimna niekiedy drżeli… Zimnymi nocami bronili swych jaskiń, Przed srogimi tygrysami szablozębnymi, Przed potężnymi niedźwiedziami jaskiniowymi, Zasłaniając się ogniem płonących pochodni… Przed tysiącleciami gorejąca pochodnia, Odbita w oczach groźnego drapieżnika, W srogim zwierzu wzbudzała strach, Utrzymać pozwalała go na dystans… Broniąc swego zagrożonego potomstwa, Nie wahali się poświęcić własnego życia, Zupełnie jak i my dzisiaj, Gdy tyloma wojnami targany jest świat…   IV.   Niegdyś zażarta walka o ogień, Prymitywnych plemion była nadrzędnym zmartwieniem, Dziś rozpędzone wyścigi zbrojeń, Milionom ludzi spędzają z powiek sen… Przed tysiącleciami wynalezienie koła, Odcisnęło się trwale na ludzkości dziejach, Dziś rozwijana sztuczna inteligencja, Lepszym pomaga uczynić współczesny świat… Niegdyś niedbale ociosany krzemień, Służył ludziom za podstawowe narzędzie, Dziś już pierwsze komputery kwantowe, Pomagają badać galaktyki odległe…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od prehistorycznych malowideł naskalnych, Przez tajemnicze egipskie hieroglify, Po znany nam wszystkim alfabet łaciński… Od sumeryjskich tabliczek glinianych, Przez kroniki spisywane piórem gęsim, Przez pierwsze do pisania maszyny, Po sterowane głosem smartfony…   Nie bacząc na bezlitosnego czasu upływ, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym biegiem wieków kolejnych, Czapkując także zamierzchłej przeszłości. W cieniu wielkich wydarzeń wiekopomnych, Pisząc kolejne historii podręczniki, Wielkim wodzom stawiając pomniki, Oddajemy hołd ich czynom bohaterskim. I stawiamy czoła potędze natury, Zdobywając kolejne nieprzystępne szczyty, Zgłębiamy wciąż meandry nauki, Dając światu kolejne wynalazki… Aż gdy z biegiem kolejnych lat, Upłynie naznaczony nam czas, Ci którzy nadejdą po nas, Napiszą o nas w ciepłych słowach… Tak jak i my dziś, Piszemy z szacunkiem o ludziach pierwotnych, Czy to na kartach barwnych powieści, Czy pełnych refleksji wierszy zaplatając strofy…      
    • W świecie -1.0 jest budka telefoniczna za rogiem, Saturator w parasola cieniu – „malinowy, proszę!” I pan, co kłębiaste chmury zwija z cukru: „Już się robi!”. „Lody, lody na patyku!” są Bambino? „Wyszły, nie ma.”   Tu loteria jest fantowa – kwiatek, pierścień też się trafi. I strzelnica jest przyjezdna –„Misia damie pan ustrzeli” Kataryniarz z małpką na ramieniu i papugą w klatce, Cuda, cuda przygrywają, z okien grosz się sypie.   Cyrk prawdziwy, ten ze słoniem, lwem i małpą, Jak zajechał, lud się tłoczył, liny chwytał – w górę namiot! Klaun, orkiestra, niedźwiedź na rowerze, foka z piłką, Samobójca na trapezie, nawet pchła fikała tresowana.   Zimy srogie – śniegu po parapet, mróz jak szczypnął, nie odpuścił, I Mikołaj też zawitał wieczorową porą z rózgą, Sadzą upaćkany, z nadpalonym frakiem, brodą... Szkoda wujka – tyle było poświęcenia.   Kto nie lepił był bałwana wielachnego – trąba i fujara. W drodze z lodowiska na bajorze zakazanym Z koksownika korzystałem, piąstki sine ogrzewając, Oranżada w proszku – mniam! – na sucho z rąk znikała.   Kino objazdowe – Reksio, Bolek z Lolkiem na zachodzie. I Godzilla pruła ogniem, Miś Uszatek głupie miny stroił. W wolnych chwilach, a ich bezlik było aż nad miarę Bajtle w zośkę, gumę, kapsle i podchody grały hałaśliwie.   Cinkciarz w bramie szeptał do przechodnia: „Many, many”, Czarna Wołga mnie ganiała i zomowiec na rowerze, Woźny ścierą plecy łoił, dyrektorka z hukiem – tynki pospadały, „Marsz do kąta, do tysiąca liczyć na głos, cholerniku!”   Twarz oblepiona gumą balonową też bywała, Tak to się dawniej dmuchało, dmuch, dmuch... i pękł! Z procy – ciach! wróbelka, sąsiadowi w okno, kota w ogon, Śmigus-dyngus nie psikawką, lecz wiadrami – oj, się lało!   „Na wykopki! wolne od nauki, dziatki”– zachęcano, Skup butelek – fajna sprawa, coś dla wyjadaczy, I gazety, i tektury na barana się nosiło, na nic, waga oszukana. Neon „Społem” mruga – i dla kogo, zaraz jest godzina milicyjna?   Tak mnie pamięć zwodzi, czy powietrze było też na kartki? Mydłem szarym matka uszy szorowała, a pumeksem pięty, A z karbidu się strzelało – kurki nieść się przestawały, Państwa-miasta – co za burza mózgów! nie tam jakieś „Milionery”.   Fotografie wszystkie zżółkły, w albumie zostały wspomnienia... Co za oknem? ni trzepaka, ni zabawy – co zostało? „Dżesika, obiad!” Coś kontraltem: „Brajan, oddaj panu koło zapasowe i lusterko!” Dziś, na stare lata, buty wzuwam – powiem wam: ja tam wracam...  
    • Pszczoły ćwierkają i nic to nie zmienia. Nic już nie dziwi — Overton miał rację, więc mam benzynę, już podpalam drzewa. Pomagać światu — to kocham najbardziej.
    • @Nata_Kruk Nata ! Pomyślałem o sobie :) Czasami mam zwariowane fantazje. A ja Cię księżycem tulę do snu :)
    • @MIROSŁAW C. Dzika róża w wierszu to dla mnie metafora kobiety wolnej, nieujarzmionej, która pozwala się dotknąć nie tylko myślą i słowem, ale też czynem. Jest piękna, odświętna i pełna tajemnic i zapachu.  To hołd dla tej dzikiej kobiecości, nieokiełznanej, prawdziwej i pełnej życia, tak jak smak dzikiej róży w słoiku.   Ten wiersz przypomina mi teraz czas dzikiej róży, gdy jej owoce dojrzewają i można z nich zrobić pyszne konfitury. Podarowałam kilka słoików mojemu lekarzowi, który opowiadał, jak wyjątkowy jest to dar natury pełen niebiańskiego smaku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...