Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Gdy ramiona Twe oplotą ciało me
gdy usta Twe utulą skronie...
wiem...
spokojnie zasnę

Gdy dłonie Twe lekko dotkną skóry mej
gdy oddechem wysuszysz łzę ...
wiem...
spokojnie zasnę

Gdy nad ranem szeptem zbudzisz mnie
gdy całusem wskrzesisz dzień...
wiem...
spokojna wstanę

Gdy spojrzeniem muśniesz oczy me
gdy odchodząc podarujesz śmiech...
wiem...
spokojna wstanę

Teraz śpij... nie bój się
jestem obok...nie opuszczę Cię...
wiesz...
na zawsze razem

Opublikowano

czytałem ten wiersz kilka razy. Robiąc przy tym długie przerwy, aby zastanowić sie nad jego treścią. to jest po prostu cudowne... ze względu na tematykę i układ wersów...

a z drugiej strony prosiłaś w jednym ze swoich komentarzy o krytykę... nie wiem czy godzien jestem tego aby cokolwiek skrytykować. zapytam wiec czy umieszczanie na końcu wersów słów "me" "mej" "mnie" "me" było celowe i zamierzone? ponieważ wydaje mi się że na przykład wers "Gdy nad ranem szeptem zbudzisz mnie" ładniej będzie wyglądał bez tego ostatniego słowa.

zaznaczam jednak iż jest to moje prywatne zdanie i nie należy go traktować jako jakikolwiek autorytet, zwłaszcza jeśli chciałaś aby było tak napisane jak jest.

Pozdrawiam
Wilkołak

Opublikowano

Alicjo dziękuję!To też moja ulubiona tematyka, jak chyba większości kobitek:) Pozdrawiam:)

Wilkołaku. Zgodzę się z Tobą, że wers "Gdy nad ranem szeptem zbudzisz mnie" lepiej by brzmiał bez słowa "mnie". Pisząc go, a potem czytając, zastanawiałam się, czy aby dobrze robię używając na końcu słów "me" "mej" "mnie" "me". Ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że nie będę tego zmieniać, gdyż poprzez te słowa właśnie chciałam podkreślić, że owe dłonie, szepty, spojrzenie, są przeznaczone właśnie dla mnie i tylko dla mnie:) To bardzo osobisty wiersz....Pozdrawiam i dziękuję za opinię:)

Opublikowano

Acha Wilkołaku. Krytyka jest bardzo mile widziana. Właśnie dzięki niej mamy możliwość spojrzeć na naszą twórczość oczyma czytelnika:) I każdy ma prawo do krytki. Przecież nie robimy tego, żeby kogoś urazić, tylko zwyczajnie przedstawiamy nasz punkt widzenia. Przecież każdy ma prawo do indywidualnego odbioru i zależy mi, aby poznać wrażenia innych. Nawet te mało pozytywne:) Dlatego cieszę się, że wychwytujesz jakieś niedoskonałości i o nich piszesz. Doceniam szczerość:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...