Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

tonia cz.II i III


swan

Rekomendowane odpowiedzi

II Szkoła



W szkole należała do naszej ekipy. A była to grupa dzieciaków z elit- rodziców w tamtym systemie ustawionych. Klasa wybrańców, chociaż wtedy nikt tego tak nie nazywał . Selekcja do klas odbywała się bez artykułowania oczekiwań ze strony rodziców. Nic więc dziwnego, że znamienita większość kończyła jako prymusi. Tonia nie.
Braliśmy ją ze sobą na niedozwolone eskapady do lasu, by w głuszy leśnej, z dala od wścibskich oczu palić trawkę, czy wypijać z butelek zawłaszczonych z barków ważnych rodziców resztki dobrych alkoholi. Smaku niektórych nigdy już nie poczułam, nawet nazw nie pamiętam. Około przednówka zbieraliśmy się w niedzielę przy fontannie, ubrani w harcerskie mundurki- dla niepoznaki i ruszaliśmy w kurs. Tonia z nami. W zatoczce całą niedzielę doświadczaliśmy dorosłości.
W poniedziałek Tonia nie ćwiczyła na wuefie. Była dobra w biegach. Mała, zwinna, lekka-stanowiła nie lada gratkę dla głodnych sukcesów nauczycieli.
- Dostałam w pierdol- chlubiła się na przerwach- widział nas kumpel starego. Z łódki.
Czy mi było żal? Chyba nie. Nie pierwszy raz, nie ostatni. Nigdy nie narzekała. Poza tym często leciała a to z murku, to znów brat jej przyłożył, młodszy o pięć lat, ale niefortunnie.
Potem częstowała cukierkami. Ojciec przepraszał, bo matka wyprowadziła się na kilka dni. Po paru dniach Tonia ćwiczyła na zajęciach. Chłopakom się podobało. Małe, ale już jędrne piersi, nieuwięzione w biustonoszu niesubordynowanie pływały pod koszulką. I wygrywała. Chyba to te jej występy były najbardziej spektakularnym sukcesami w jej życiu.
Zazdrościłam jej tych piersi, i tych sportowych poczynań, mimo że to do mnie Waldek pisał wiersze, a Jacek wypatrywał za mną oczy na szkolnych zabawach w harcerówce. Była niezależna, nie miewała z wyczytanych nocą książek mniemań na temat życia, siebie i innych głupot.
Gdzieś w okolicach siódmej klasy zaczęły się prywatki. U Marianny zebrali się wszyscy. Toni nie brano pod uwagę, ustaliliśmy taki próg pieniężny na prezenty, którego Podjezdni nigdy by nie przyjęli, pewnie żadnego by nie przyjęli, ale fakt pozostawał faktem-Tonia nie należała do elity. Przyszła. Nieproszona. Przyniosła płytę Leda Zeppelina. Wszyscy szaleliśmy za wirtuozem wokalu Robertem Plantem. Witaliśmy Tonię jak swoją Ojciec Marianny miał jakieś dziwne koneksje, czort wie z kim, ale dzięki nim jego barek pękał od dobrych trunków, a on sam nie miał czasu, by sprawdzać jego stan. Więc piliśmy i słuchaliśmy The Lemon Song, Bring It on Home. Kolejne pary miały za zadanie zmieniać szpule na ZK140 t. Transowo mijała prywatka, ale co by nie myśleć niejednoznacznie- tylko bluzeczki były wymięte. Oczywiście oprócz Toni. Wystarczający pozostawał psychodeliczny prezent, a właściwie to, jak, czy za co go kupiła i nie chciała dokładać do tego zszarganej bluzki. Kiedy my sięgaliśmy głową chmur, zasłuchani w słodki, przejmujący rock, jej ojciec już widział, że grzebała w kieszeniach wyjściowej marynarki. Nie pojechała na zawody powiatowe. Prywatki były coraz mniej rytualne. Tonia nie żałowała bluzek, ale i prezentów nie przynosiła. Coraz rzadziej startowała w zawodach. Wuefiści musieli pracować z osobami systematycznymi, a ciągłe niećwiczenia powodowały, że Tonia nie robiła wyników, które byłyby jak najbardziej pożądane. Żal tych widoków toninych piersi, które zdawać by się mogło, coraz bardziej świadomie się poruszały. I kiedy wiele dziewczyn ze szkoły z szaleńczym pietyzmem bandażowało sobie piersi, by ukryć panoszącą się w nas kobiecość, Tonia wypychała miseczki watą doskonale zastępującą dzisiejsze push-upy. Chłopcy czekali na nią na długiej przerwie i po lekcjach. Ja wracałam do domu sama, pracować na własną przyszłość. Na długie lata Zeppelina zastąpił Niemen i Grechuta. Tonia tkwiła w nurcie Nirwany, Pink Floyd. Nuciła na przerwach Pigs On The Wing, choć do dzisiaj nie ma pojęcia o istnieniu „Folwarku Zwierzęcego”. W domu miała względny spokój, matka ukochała młodszego syna, to jemu stwarzała przyszłość, nie obciążała Toni oczekiwaniami. Ojciec przestał wyprowadzać się z domu.
Pod koniec ósmej klasy wszystkich ogarnęła gorączka wyboru szkoły. Nie było prywatek, w zapomnienie poszły niedzielne wyprawy- stawaliśmy się odpowiedzialni. Przed mami jawiła się świetlana przyszłość w renomowanych liceach. Jakby zdziwiona, jakby z zazdrością, może nawet z ironią przyglądała się nam-prymusom, laureatom olimpiad, tym z których wartkim strumieniem wylewała się duma naszych rodziców.
W dzień końca szkoły Tonia nie miała nam nic do powiedzenia.
- No to, kurwa , kształcie się – śmiała się rzędem zębów, dzięki którym po latach wzbogaciło się kilku nieźle zarabiających małomiasteczkowych dentystów- ale to ja kiedyś będę obrzydliwie bogata.
A potem szliśmy wszyscy tą samą od lat aleją kasztanową, ostatni raz razem, ale tak naprawdę to każdy z nas szedł już osobno. Już nigdy potem nasze łzy nie lały się tak bezwstydnie, jawnie, na zamówienie, ale przecież wtedy, zwłaszcza i tylko wtedy nie wypadało nie płakać. Ostatni raz razem, ale tak naprawdę to tu- na tej kasztanowej alei stanęliśmy do wyścigu po wspaniałą dorosłość, po pieniądze, samochody, układy, zakładając niejako a priori, że dotrzemy do mety jako zwycięzcy. Uśmiechaliśmy się przez łzy, szafując obietnicami o przyjaźni, pamięci, ale każdy już marzył, by to jego plecy oglądano w czasie tego biegu. Tonia szła obok. Filigranowa blondynka. Nie płakała. Tylko ona.




III W międzyczasie



Tonia żyła i zakochiwała się miłością do końca życia, za każdym razem jedyną. Nie walczyła z niczym, nie tworzyła reguł, nie wymyślała recept na uzdrowienie czegokolwiek. Bezgraniczne ufała w predestynację. Ojciec załatwił jej miejscowe liceum. nigdy tego nie ukrywała
- Stary gra w brydża z Piłackim, a matka wszędzie trąbiła, że stać ja na wykształcenie córki-mówiła, kiedy spotkałam ją w jakimś szemranym towarzystwie. Przyjechałam akurat do domu na ferie Czekałam na ciebie w Pegazie, mieliśmy przygotowywać się do matury próbnej z języka. Kiedy zobaczyła, że ty to ty, nachyliła się – i prychnęła mi do ucha;
- O! Kurwa ! Ty z nim chodzisz? No wiesz co? Zawiodłaś mnie! Myślałam, że masz lepszy gust!
Nie zdążyłam się nawet oburzyć, Tonia znikła. W kawiarence zrobiło się cicho i intelektualnie. Z głębi dobiegał głos Niemena;
… Do dni dzieciństwa wraca moja myśl
W marzeniach moich żyje rzeka ta
Tak bardzo chciałbym być nad brzegiem jej
Więc nich wspomnienie dalej trwa

Tam każdy dzień to skarb….

Dotknąłeś mojej ręki. Skonfundowana twoim gestem, a może bardziej rozkojarzona spotkaniem z Tonią, zachciałam wrócić szybko do domu. Musiałam pogadać ze sobą o Toni, bałam się, że rozmyje mi się jej obraz, coś pofałszuję, o czymś zapomnę. Ale kiedy w domu otulona własnymi ramionami próbowałam wrócić do kawiarni, czułam tylko wszechogarniającą złość na Tonię. O ciebie. Stanęłam przed lustrem. Nie znalazłam niczego, co mogłabym sobie zarzucić. Intelektualna wyższość nad Tonią wprawiła mnie w doskonały stan.
Po jakimś czasie, gdzieś zaraz po maturze ktoś mi powiedział, chyba mama, że Tonia wyszła za mąż. Za Romana. Ponoć chodził do naszej szkoły. Podjezdna była zachwycona mężem Toni. Pewnie miała dosyć prasowania wymiętych bluzek córki, a poza tym zajęta urządzaniem życia synowi, nie miała głowy do innych problemów. Suknia ślubna Toni- nasza pierwsza klasowa ślubna suknia, śnieżnobiała, z ciągnącym się przez pół kościoła trenem, z wplecionym w diadem mirtem, stała się legendą w mieście. Wybujałe zaczątkiem macierzyństwa piersi budziły zdumienie gości weselnych i ciekawskich w parku przed kościołem. Jeszcze większe niż wówczas, gdy Tonia niedługo po tym siadała na ławce w tym samym parku, by obnażyć je publicznie i nakarmić ślicznego synka. Trochę żal mi jej było- chyba do wieczora.
Toni życie było dla mnie jakimś epizodem, który wykluczony z mego życia w żaden sposób nie wpłynąłby na jego bieg jak plotkarska notatka w taniej gazecie, o absolutnie niefrapującym tytule.
Byłam już podówczas studentką poważnej uczelni, wobec czego wszystko, cokolwiek mogłoby mieć dla mnie znaczenie, musiało mieścić się w zakresie deklinacyjnym student, studenckie. Ja studentka, ze studentkami, o studentkach- studenckie życie, problemy studenckie- to był mój świat. Toni w żaden sposób nie chciał się weń wpasować.
I kiedy moje noce przemykały na czytaniu, słuchaniu, pisaniu, Tonia walczyła z rozbujaną chucią swojego zaślubionego męża. Na zmianę ze ślicznym synkiem domagali się toninych piersi.
Gdzieś w zaadaptowanym ze starego strychu pokoju Tonia prasowała koszule męskie, dziecięce ciuszki, i zamiast Rogera Watersa, Davida Gilmoura, Syda Barretta i innych, słuchała głosu Romana. Równie przejmującego głosu.
W dniu, gdy moja Alma Mater zyskała następną dobrze zapowiadająca się absolwentkę, Tonia miała już ślicznego synka, małą córeczkę i kilkanaście zasuszonych bukietów przepraszających od niego. Czasami słyszała przypadkiem;

One slip, and down the hole we fall
It seems to take no time at all
A momentary lapse of reason
That binds a life for life
A small regret, you won't forget,
There'll be no sleep in here tonight

Was it love, or was it the idea of being in love?
Or was it the hand of fate, that seemed to fit just like a glove?
The moment slipped by and soon the seeds were sown
The year grew late and neither one wanted to remain alone

One slip, and down the hole we fall
It seems to take no time at all
A momentary lapse of reason
That binds a life for life
A small regret, you won't forget,
There'll be no sleep in here tonight
One slip ... one slip

Tonia była dorosła i kochała. Mieszkali w zaadaptowanym ze starej kotłowni budynku, z którego rozciągał się widok na torowisko. Było to miejsce w zasadzie nieszczególne, chyba tylko w tym warte zapamiętania, że znajdowało się kilkanaście metrów w dole. Przyległe do niego tereny wysprzedane zostały za psie pieniądze miejscowym biznesmenom z przeznaczeniem na budowę domków jednorodzinnych, ci zaś wszelką zdobytą kasę topili na dorównanie standardom europejskim i, jak mogli najszybciej, zapominali o zapyziałych klatkach schodowych bloków należących do podupadających spółdzielni .

Po jednej i po drugie stronie nasypu kolejowego natura wyrzeźbiła swoiste tarasy porośnięte dziką różą i łopianem, tworzącymi gęste zarośla pełne wstydu dziewczyn i niedopalonych papierosów. Pociąg nie przejeżdżał tędy od lat. Tonia uważała, by jej dzieci nie wpadły kiedy w owe zarośla. W ciepłe dni, siadała ze swoimi sąsiadkami przed domem, by przy mocnej kawie, z paczką tanich papierosów wspominać szkolne czasy lub wyklinać na ciężko zarabiających na życie mężów.
- Kasia! Przypilnuj Marcina! Nie widzisz, że tapla się w błocie? – Tonia odwracała głowę w stronę dzieci, trzymając w ręce drugą dolewkę kawy- ja już nie będę miała w co go przebrać, ze wszystkiego wyrósł.
-Ale zobaczycie- mawiała do swoich koleżanek - ja i tak kiedyś będę obrzydliwie bogata.
Potem zbierała szklanki, popielniczkę i dzieci . Szła do domu. Mąż wracał. Tonia jako dobra żona codziennie czekała na niego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...