Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

(poetom z portalu www.poezja.org/debiuty)


przy wieży wieża
na każdej inny śpiewa dzwon
ceglany warkocz Panny Marii
u twoich stóp się rozgołębia
trąbka płynąca pod chmurami
bramy zamyka i otwiera -

kto z obietnicą tu przybywa
z obietnicą pozostaje - stąd
nikt nigdy nie wyjechał
krakowianinem się umiera
na antypodach

kościół teatr kościół urząd
za biskupem referent drepcze
błazen obok - kaplicą teatr
bazyliką stoi urząd
trwa galicyjski ceremoniał

w ciasnych uliczkach coraz ciaśniej
- pod krużgankami wzdłuż Sukiennic
chodzimy niby od niechcenia
wszystkich wołając po imieniu

a wieczorem przy stolikach
pytamy skąd i co w kieszeniach
licząc na wiersze
bo w nich zmyślenia i modlitwy

słuchamy
co każdy ma do powiedzenia
nie oglądając się na zegar
odmierzający na Ratuszu
kolejne lata

pod Wawelem nie ma pożegnań

są niekończące się spotkania
z pytającą o człowieka
twarzą maszkary

Opublikowano

wieczorem przy stolikach
pytamy skąd i co w kieszeniach
licząc na wiersze
bo w nich zmyślenia i modlitwy

słuchamy
co każdy ma do powiedzenia
nie oglądając się na zegar
oznajmujący na Ratuszu
kolejne lata

pod Wawelem nie ma pożegnań

/najlepsze/ a zresztą Jacku cały wiersz świetny, Pozdrawiam

Opublikowano

IN.; jeśli rzeczywiście będziesz w Krakowie?...można sie spotkać i pogadać o uchu Van Gogha...
miło mi będzie poznać; (jakby co, to na priv - może spotkamy się w szerszym gronie orgo-
-wiczów....); jest ich tu sporo; :) J.S

Stefan Rewiński.; nie prowadzę "piwnicznego " życia, bo mam klaustrofobię...a w Krakowie, jak już
wielokrotnie pisałem, interesuje mnie człowiek, nie kamień ciosowy...wolę od
Krakowa okolice Krakowa...Garb Tęczyński, Ojców, Dolinę Kluczwody... :) J.S

adam sosna.; i ja sie kąpałem (!), w odległym dzieciństwie...a wodę dla Krakowa dostarcza przede
wszystkim Raba, Wisła, Wilga i Dłubnia, nie licząc wielu studziennych ujęć (Mateczny)

Alicja Red.; interludium Ci się nie ten-tego?...szkoda; tak - Alicjo, świetnie jest się spotkać w
Krakowie, bo tam rzeczywiście, nie ma pożegnań, tam cała historia tego kraju na
wyciągnięcie dłoni; dlatego prawdziwi krakowianie żyją bez czasu, czas ich nie obchodzi
a to narzuca i pewien rodzaj zachowania i wpływa na specyfikę wyobraźni...Miłosz po
powrocie właśnie dlatego wybrał to Miasto na dokończenie tułaczego żywota... :) J.S

Piotr Jasiński.; pozdrawiam w przekonaniu, że jak wszystkich, miasto Cię zawłaszczyło i jesteś już
jego cząstką, ważną jak każda cegła na Wawelu... :) J.S

Opublikowano

Jacku, sorry ;|
tylko momenty
za dużo zgranych krakowskich motywów - obrazkowo (powierzchownie) potraktowanych
a to, co jest (może być) mięsem tego wiersza - umyka w tłumie
umieranie na antypodach - bez pożegnań - pytanie o siebie (człowieka)
Nie znalazłeś chyba klucza do tego wiersza (jeszcze) - tak podejrzewam.
I, proszę, wywal to "zaglądanie sobie w oczy" ;)
(licealistyczne wspomnienia?) ;D
b

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dzieki ;)
Jeszcze "oznajmujący" :D
b
ps. A nie unoś się nad poziomy poeto - moje zdanie jest jednym z wielu, ale mam do niego prawo (no, chyba że nie? ;)

masz prawo, sam Cię o to zdanie prosiłem i proszę...zresztą, nie ja jeden, a to coś znaczy...Bogdanie, ja zawsze jestem na poziomie tarasy wiślanej, przynajmniej w Krakowie...i lubię patrzeć w oczy, nie tylko Twoje, tak wyjątkowo skupione...
Opublikowano

Pan Jacek Sojan
napisał

adam sosna.; i ja sie kąpałem (!), w odległym dzieciństwie...a wodę dla Krakowa dostarcza przede
wszystkim Raba, Wisła, Wilga i Dłubnia, nie licząc wielu studziennych ujęć (Mateczny)

ale Rudawa była pierwsza chyba (nie licząc studzien)
pod Wawelem w okolicy Mostu Dębnickiego we Wiśle się kąpałem u schyłku lat 50-tych ubiegłego wieku

czas...

Opublikowano

adam sosna.; wyginęły...odkąd zaczęto stosować środki ochrony roślin uprawnych...chemicy mają
ograniczone myślenie, bo o przyrodzie myślą w kategoriach atomów i związków, a
nie humanistycznie - jako macicę życia...błąd edukacyjny i ideologiczny, postrzega-
jący człowieka jako stwórcę własnego świata; efekty tego "ubóstwienia" człowieka
już widoczne... J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


oj, wkradła mi się literówka, miało być miasta ;)))

a wiesz, że miasto rzeczywiście ma coś z ciasta...bo rośnie, i to w sposób niekontrolowany, choć istnieje niby plan zabudowy przestrzennej...ale prawie co rok - radni odkrywaja jakiś zakalec albo w planie, albo w realizacji... :)) J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...