Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Z sercem za ciasnym, z duszą w nagniotkach,
kroczy przez życie dziwaczne plemię
nieokiełznane, kombinujące
jak strącić cząstkę Nieba na ziemię.

W zaciszu domów, na obcych lądach,
w zadumie lasów, w miasta harmidrze,
ród ten iść gotów z życiem o zakład,
że światu worek tajemnic wydrze.

Szeptem - kruszącym serc skamielinę,
krzykiem pod niebo - cichszym od ciszy
czas zatrzymują, gwiazd dotykają...
ten - dźwięk zobaczy, ów - blask usłyszy.

Złote okruszki noszą w kieszeniach,
karmią się rosą i wiatru tchnieniem,
marzą, że jutro Edenem będzie
to, co dziś jeszcze ciąży kamieniem.

Batalie toczą na tęsknot morzach,
z imaginacją stojąc u steru -
za oręż mają serca żarliwe,
za pole bitwy - kartkę papieru.

Kiedy już wyśnią, wytęsknią wszystko -
wielkie i małe Erato dzieci -
zamkną swe życie w szarych okładkach -
świata tłumacze... piewcy...
poeci.


[sub]Tekst był edytowany przez Yourek Ajsiński dnia 07-03-2004 10:08.[/sub]

Opublikowano

W pierwszej strofie razi mnie słowo- kombinujące- odbiega poziomem od reszty wiersza. W trzeciej strofie pierwsze dwa wersy też już takie troszkę wyświechtane. To tyle krytyki, bo poza tymi drobiazgami wiersz bardzo mi się podoba. Pozdrawiam.

Opublikowano

Witam :-)

Cieszę się z pozytywnej oceny, a uwagi przyjmuję z pokorą :-).

"kombinujące" - rzeczywiście, chyba trochę tu nie pasuje - teraz to określenie kojarzy się w zasadzie tylko z jednym: krętactwem. Ja oczywiście nie miałem tego na myśli, niemniej... słowo padło :-).

Wspomniane przez Ciebie wersy - przyznaję - niezbyt oryginalne, ale ubierając proste myśli w proste słowa raczej nie ma szans na przetarcie nowych szlaków :-).

Dziękuję i pozdrawiam :-).

Opublikowano

Nie spodziewałem się, że mój wiersz posiada aż tyle walorów:-)
No i... do ulubionych?! Naprawdę, Witoldzie - bardzo się cieszę.

Serdeczne dzięki - pozdrawiam:-).
***********************************************************

Bardzo mi miło, Tadeuszu.

Pozdrawiam:-).

Opublikowano

Swietny wiersz..Bardzo mi sie podoba mimo tego ze jest pelen trudnych do przeczytania wyrazow.

Pogratulowac moge panu rytmiki, jest swietna( choc widze dwa zgrzyty: w wersach:"że światu worek tajemnic wydrze" i "marzą, że jutro Edenem będzie ")i rymow.To bardzo plusuje na korzysc utworu.
Poza tym interesujaca tresc

Opublikowano

Witaj Dormo, bardzo mi miło, że ponownie recenzujesz mój wiersz:-) i to w sposób tak bardzo miły dla mojej próżności:-))).

Przy wersach dosyć już długich (10 sylab), o potknięcie w rytmie nietrudno, mam jednak nadzieję, że nie przeszkadza to bardzo w lekturze. Rzeczywiście - we wskazanych przez Ciebie wersach trochę odmiennie rozkładają się akcenty.

Dziękuję i pozdrawiam:-).
[sub]Tekst był edytowany przez Yourek Ajsiński dnia 11-03-2004 15:12.[/sub]

Opublikowano

Jak powiem że mi się podobało to nie będę zbyt oryginalny, ale trudno nic innego powiedzieć się nie da.
A co do zaawansowanych to też jestem przeciw, zaawansowany to brzmi prawie jak zawodowiec a przecież naprawde kochać to co robi potrafi tylko amator (vide słownik).

Plus za wiersz i plus za skromność ;))))

Pozdrawiam
[sub]Tekst był edytowany przez tomasz_tylczyński dnia 12-03-2004 15:06.[/sub]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena bliżej gwiazd rozpościera się puste oblicze paradoks położenia i liście bambusa jak panda stuk puk drzwi się otwierają  
    • @Migrena Poetycki język, pełen sugestywnych obrazów i głębokiej symboliki, sprawia, że jest to lektura wymagająca, ale satysfakcjonująca dla czytelnika poszukującego w poezji czegoś więcej niż tylko ładnych słów. To wiersz, który zostaje w pamięci na długo po przeczytaniu, zmuszając do refleksji nad własnym "jestem"
    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...