Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wszystko dojrzało
jak granatowe chmury do burzy
odcięta droga powrotu
spojrzenia już nie prym wiodą
palce - przebiegły bluszcz polny
uciekła cisza

obojętność zaborcza
wilgotność mglista gęsta
jak krople chłodnej rosy
rozpaleni już smutni
czekamy wtuleni
aż wygasną czary

niech ktoś zawróci czas
cienki włos zamieni w czuprynę
chcę widzieć przez zamknięte powieki
jak chłopak tuli szczęście
zaklęte w dziewczynie

Opublikowano

Egzegeto, przeczytałam z przyjemnością i stwierdzam, że w tej tematyce poruszasz się jak ryba w wodzie - nie ma co zmieniać.
Dla mnie, kobiety, to jednak subtelny erotyk, Piotrze, a tak na marginesie, cieszyłabym się niezmiernie z takiej Walentynki.

pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Piotrze,
Ty chyba najbliżej jesteś prawdy
twierdząc, że to nie erotyk.

wszystko dojrzało -------> włosy do siwizny też
jak granatowe chmury do burzy
odcięta droga powrotu ----------> tak, bo do młodości powrotu nie ma
spojrzenia już nie prym wiodą ------> spojrzenia zawsze są atrakcyjne, lecz ......... ?
palce - przebiegły bluszcz polny
uciekła cisza

No i ostatnia strofa nie daje chyba złudzeń
o co peelowi biega:)
Pozdrawiam Pana Piotra
i dziekuję za komentarz
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Beenie,
Dzień Dziadka już dawno minął
a Ty jeszcze go komplementujesz?
Miło, że odczytujesz subtelny erotyk - to tak wyszło "po drodze"
bo zamysł był raczej nieerotyczny.
Erotyczny tytuł to tak dla podpuchy:))

Ale Tobie Beenie się nie dziwię
- wiadomo co młodej głowie w głowie :)

Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



masz coś prawdziwego w swoich wierszach, co mi sie każe zatrzymać
tu italikiem przeróbki, a wyboldowane moje propozycje do wywalenia- za dużo wyjaśniają, dopowiadają, zamykają wyobraźnię
bez nich wiersz byłby chyba lepszy

pozdr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kalino
jestem Ci niezmiernie wdzięczny za te uwagi.
Teraz może od końca - tytuł prawdopodobnie będzie Tęsknota
też wszystko mówiący, ale jeszcze pomyślę, bo ten Erotyk :(
to pozostałość z pierwszej, a właściwie zerowej postaci tego tworu:)

Odnośnie do proponowanych zmian przyjmuję je bez szemrania
już kiedyś to zrobiłem i ...nie żałowałem.
Piszesz - "bez nich wiersz byłby chyba lepszy"
- bez wątpienia TAK

Dziękuje Ci stokrotnie
pozdrawiam
Opublikowano

Twoja uległość wobec moich propozycji jest rozczulająca:), nie powiem - buduje mnie, gdy ktoś przyznaje mi rację, ale jednocześnie rodzą się wątpliwości, czy aby czasem oboje błądzić nie zaczniemy:)
nie masz za co dziękować, zwłaszcza niezmiernie:), doradzać Tobie to sama przyjemność to ja dziękuję za Twój cierpliwy odbiór moich "wymądrzeń"

(ale zbuntuj się czasem i postaw na swoim, choćby dla zasady:)

pozdrawiam

PS
tytuł: "Aż wygasną czary" - bardzo mi się ten wers podoba i nie wahałabym się go "wytytuować" :)

Opublikowano

"Twoja uległość wobec moich propozycji jest rozczulająca"
- no teraz to czuję się wyjątkowo nieszczególnie:)
ale Kalino
uległość wynika z wielkiej przestrzeni między nami -Twoje wiersze są mi dobrze znane.

Piszesz - " zbuntuj się ... choćby dla zasady".
Myślę, że gdy "dojrzeję" nieco powyżej pięt - nie omieszkam:)
Jeszcze raz bardzo dziekuję

Aha,
proponowany tytuł z wersa też jestem skłonny przygarnąć -bardzo kobiecy
Pozdrawiam wyjątkowo

Opublikowano

haha
"dojrzeję" powyżej pięt - no, no, jeszcze kilka takich tekstów i się zapiszemy do kółka adoracyjnego, i nas na języki wezmą i powiedzą, że się zmówiliśmy:))

mówisz, że wers (co to go ewentualnie na tytuł)- bardzo kobiecy, pamiętaj ze sam go napisałeś:)))
pozdr

Opublikowano

Do Pani Kaliny

niniejszym śpieszę powiadomić
że ostatnia wersja przedmiotowej twórczości brzmi następująco:

Aż wygasną czary

wszystko dojrzało
jak granatowe chmury
odcięta droga powrotu
palce przebiegły przez bluszcz polny
w zawstydzonej ciszy

obojętność zaborcza
wilgotność nienasycona
rozpaleni
już smutni
czekamy wtuleni aż wygasną czary

niech ktoś zawróci czas
cienki włos zamieni w czuprynę
przez zamknięte powieki
znów chłopak tuli szczęście
zaklęte w dziewczynie


Jednocześnie pragnę podkreślić
że przedstawiona wersja jest ostateczna
i jakiekolwiek próby ingerencji będą niemile widziane:)

Serdecznie pozdrawiając
pozostaję z poważaniem

/podpis nieczytelny/

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...