Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

JAK PANWKRATKĘ UDAWAŁ... SIĘ W PODRÓŻ
część 1 - coby nie zanudzać ewętłalnego czytnika

Na stole liść mapy pożółkłozielony
z niebieskimi kresami mórz i oceanów
rzekami podzielony
niesprawiedliwością – myśli Panwkratkę.

Myśl była w sam raz do dyspozycyjności
kuzyna szastającego zieloną zgnilizną,
-tfuj- rzekł do siebie wcale nie rozgoryczony
owymi konkluzjami.

Przy okazji wizyty roztaczał uroki tajwanek
i innych skośnookich cudów siedmiu mórz
pociętych sprawiedliwie południkami
- dla pozoru- stwierdził z satysfakcją.

Wpakował zwitek w coś co udawało
pękaty portfel i niezbędnik toaletowy-
bo to różnie może się zdarzyć – marzy
przez iluminator oglądając chmurzenie się
niepogodzonego z sytuacją gościa.

Wylądował
stewardesie na kolanach
nibykwiat szczęścia...póki co-
wyszeptał zachłannie.


*

Turbulencja wprawiła go w miłe łaskotanie
gdy wylądował na kolanach stewardessy
niczym grzyb pleśniak. zakwitł jej rumieniec
zakłopotaniem. strzepnęła z fartuszka majonez
co go wczoraj Panwkratkę przerobił
z soku selerowego- dla kondycji- cedził przez zęby

Ruchy turbulentne wzrastały wywołując jęki
na zapleczu osiągnęła kulminację
w komorze prześwietleń
z pustymi workami Panwkratkę udał się w dalszą drogę.
-za friko- myślał w duchu pakując się z przyjaciółmi
do rikszy.
- świat jest pełen osłów, a wszystkie pociągowe-
błaznował.

Hotel pod Potencją, miał potencjalnych amatorów
lekkiego wydalania w stylu: masztyjesz
i tu nasz przyjaciel przeszedł równik samego siebie
stawiając na głowie kuzyna, trząsł
z niego każdy w soli wymoczony funt.

Nocne wybiegi plażąbar były jego codziennością.
W ulubionej dziedzinie osiągnął rekord Misia.
Tylko słońca unikał jak diabeł warszawskiego metra.
Z podróży na pamiątkę przywiózł figurki
kamasutry - nie ma tego złego- usprawiedliwiał
sumienie.

Opublikowano

''
Turbulencja wprawiła go w miłe łaskotanie
gdy wylądował na kolanach stewardessy
niczym grzyb pleśniak. zakwitł jej rumieniec
zakłopotaniem. strzepnęła z fartuszka majonez
co go wczoraj Panwkratkę przerobił
z soku selerowego- dla kondycji- cedził przez zęby

Ruchy turbulentne wzrastały wywołując jęki-----tu zmieniłam by uniknać powtórzeń
na zapleczu osiągnęły kulminację
w komorze prześwietleń
z pustymi workami Panwkratkę udał się w dalszą drogę----worki są super hi hi!
za friko''
cdn.

Akcja rozwija się bardzo bobrze:)))
Powinnaś przelecieć teraz choćby do Londynu i pisać ,pisać...:)
A jeszcze co do worków.Widziałam Pana co na odprawę wchodził z reklamówką Netto,
Może to był''On''???:))))))))
PozdrawiaM

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...