Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Proszę, smacznego.
Widać ślady obicia?
No, ale już grzeczne jest,
to co, że uciekło mi z ręki?
Podniosłam, już się nie rwie.

Oj, masz dziurę w rajstopach.

Co?
Jabłka wina?
Żartujesz?!

Przecież ono nawet nie...

Wyrzucasz,
a jeśli było dobre?
Dajże mu szansę.




Opublikowano

O ile pierwsza strofa jest dość jasna - tj. jakaś konkretna interpretacja wyłania się np. tragedia małego dziecka - tak druga, wprowadza element już dość tajemniczy, szczególnie chodzi mi o "wyrzucasz / a jeśli było dobre? Dajże mu szansę". Domyślam się, że na bank nie chodzi o dziecko. Nawet nie umiałbym sobie tego wyobrazić. Dlatego pierwsze co, to "wino stłukło się" - "dziecko poobijane" - ale o co chodzi z "a jeśli było dobre? Dajże mu szansę!" - chmmmmmm. Tytuł - nic mi nie powiedział.
Może "druga matka - każdy jej wart >>w takiej sytuacji
Trudny wiersz napisałaś Natalio i poproszę o małą podpowiedź, bo mnie szczerze zainteresowałaś. Temat godny poety, a motyw wina przeplatający się z siniakami, "już grzeczne jest" - zapraszający do refleksji. Tylko wydaje mi się, że trochę przesadziłaś z tą tajemniczością, tak jakbym czytał instrukcję obsługi, bardzo niedokładnie przetłumaczoną. Wiesz co? Może warto dodać jakąś strofę - taka podpowiedź? nakierowanie czytelnika? Sądzę, że warto.

seweryn

Opublikowano

chyba niedokladnie przeczytales sewerynie...

"Co?
Jabłka wina?
Żartujesz?!"

tu nie chodzi o wino, ale o wine wg mnie...

i generalnie wg mnie ten wiersz jest o jablku, ktore wypadlo dziecku z reki, a ono juz go poobijanego nie chce, i skoro raz mu wypadlo z reki (dziecko zwala wine jablko, ze sie mu z niej wyrwalo)
to juz nie chce tego jablka... a matka mowi, ze po co wyrzucalo jablko, ze trzeba bylo dac mu druga szanse... przynajmniej dla mnie ten wiersz jest o tym...
ladny wiersz, gratuluje...

Opublikowano

Zgadzam sie z Indianem..

Od razu poznalam ze chodzi o jablko i nie ma tu moim zdaniez zadnych glebszych przenosni czy podwojnych den..

Tylko nie rozumiem za bardzo wersu z rajstopami..

I co oznacza tytul?

Opublikowano

oczywiście że chodzi o jabłko,
frgm. z rajstopami (bardzo charakterystyczny dla Autorki), ale bardziej by mi pasowało w rajstopkach (zakładam że to zwrot do dziecka)
tytuł- chodzi o drugą szansę...
wiersz, jak (prawie) każdy twój Natalio, taki "ku polepszeniu humoru" i dobrze się w tej roli sprawdza...
pozdrawiam

Opublikowano

Wiersz bardzo mi się podoba. Zatrzymał mnie naprawdę na bardzo długo.Początkowo jak Pan Seweryn, również nie zrozumiałam co jest jego tematem, lecz po kilkakrotnym przeczytaniu wydało mi się to takie oczywiste:)Klimat wiersza jest bardzo ciepły i taki rzec by można niewinny.

Pozdrawiam

Opublikowano

Kochani jakże mi miło, że zechcieliście czas poświęci memu wierszykowi :)

Sewerynie niezwykle mnie swoją interpretacją zaskoczyłeś, ponieważ jak słusznie Indian zintrpretował chodzi tu o dawanie drugiej szansy. Ostatnio spotykam się ze ścianą oporu jeśli chodzi o dawanie innym drugiej szansy co osobiście uważam za rzecz naturalną, każdy przeciez popełnia błędy.
Oczywiscie (jak każdemu wierszykowi) nadac można przeróżne interpretacje i tu pozostawiam wolną rękę każdemu czytelnikowi.

Dziękuję bardzo wszystkim za miłe słowa.
Serdecznie pozdrawiam :)
Natalia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Niektórzy uważają, iż w tym jest clue poezji, ja się z tym nie zgadzam, ale życzę po prostu, by szukać w dobrym miejscu. Nie zamykać się. Pzdr.
    • Wygnanie z Raju. Albo Cztery wesela i pogrzeb. (szkocka orkiestra) Pzdr :-)  
    • Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy.   Wiesz…   Jesteś tu jeszcze?   Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy.   Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza…   Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy…   Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze…   Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektora zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem.   Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas…   Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca.   I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków…   Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz. Nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie.   Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie.   Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi.   I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze…   Na stole leży talerz. Mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone…   Choć, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść…   Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tryni swoimi oczami.   Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa…   Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze…   Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł.   Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie.   Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko…   Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący...   Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci.   Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)    
    • Oryginalne, wakacyjne porównanie podróżnicze :-) Głębokich rozmów ze swoim wnętrzem ciąg dalszy :-) Pzdr.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Piękny komentarz, jest w nich wiele Twojej wrażliwości - co ten pierwszy list, o którym pisałaś, zdziałał, co poruszył ! Dziękuję :-)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...