Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Słyszał o tym ostatnio coraz częściej i go to irytowało nawet. Nie chodziło o to, co te dzieciaki robią. Źródłem jego zdenerwowania było natręctwo dziennikarzy, ich sposób na wykorzystywanie tego tematu. Od sytuacji w Gdańsku ciągle słyszał o agresji i zboczeniach wśród młodzieży. Sam nie miał już nawet ochoty tego komentować. Miał na to swoje spojrzenie. Sam byłby do tego zdolny, choć czynu nie pochwala. Każdy byłby zdolny. „Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce”. To znaczy, że każdy jest zdolny do każdej obrzydliwości, wszelkiego złego czynu, czasem muszą po prostu zaistnieć odpowiednie czynniki.
W tej chwili siedział u znajomej, nie mógłby jej już chyba nazwać przyjaciółką. Zresztą słyszał, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, sam zaś był zdania, że jest po prostu rzadko spotykanym zjawiskiem. Nie była zbyt piękna, szczupła, a może nawet chuda, twarz nieco szczurza, jeśli można tak powiedzieć, za to zdecydowana zaletą były włosy, żywe (czasem nazbyt) oczy i inteligencja, choć mało osób akurat tą cechę u niej zauważało. Nieważne. Siedzieli, poza nimi w pokoju była jej mama i jej chłopak. Co ciekawego Ten znał Bartka z dawniejszych czasów, niewątpliwie ciekawych. Swego czasu wytworzyła się między nimi jakaś więź, oparta co prawda na zafascynowaniu pewnym człowiekiem, lecz szczera. Zabawne jaki ten świat mały, a taka niewielka miejscowość zdecydowanie zalicza się do jeszcze mniejszych obszarów.
Ten był idealistą i optymistą. Wynikiem tego drugiego określenia był brak żalu wobec takiego zestawu cech. Po prostu szukał ideału, także w sobie, tego idealnego sposobu na życie. Jednak nie zamierzał się zatrzymać na myśleniu, to byłoby zbyt nudne i nieskuteczne.
Siedzieli w czwórkę w małym pokoju, mieli tylko to do dyspozycji, gdyż mieszkanie było zajęte przez trzy rodziny, spokrewnione, lecz istniały pewne zasady. Oglądali „Czerwonego Kapturka – prawdziwa historię”. Ten już to widział, lecz takie bajki rzadko się nudzą. Musiał przyznać, że tego typu rozrywka idzie naprzód, natomiast z muzyką jest znacznie gorzej. Inaczej. Cel muzyków jest znacznie mniej pozytywny, choć z drugiej strony zrozumiała jest konieczność zarabiania pieniędzy. W bajkach za to jest jeszcze coś zawarte. Ten kochał starsza muzykę, niekoniecznie zawsze spokojną, ale starszą. Być może w wieku siedemnastu lat zaczął się juz pod tym względem starzeć. Zdarzyło mu się zresztą usłyszeć niewiele wcześniej od swojej byłej, że zachowuje się jak podstarzały filozof. Rozbawiło go to szczerze, był zadowolony. To znaczyło, że sie zmieniał. Zmiany są dobre, jeśli tylko człowiek je kontroluje i kieruje w tym właściwym kierunku. Ten znał swój cel.
Sam pokój był całkiem przyjemny, a może tylko Temu kojarzył się dosyć przyjemnie. Było to niewielkie pomieszczenie o kształcie zniekształconej litery „L”. Na suficie były poprzyczepiane małe gwiazdki, na ścianach rozwieszone były wielkie posklejane puzzle, które tak bardzo uwielbiała jego koleżanka. Tej fascynacji akurat nie rozumiał, lecz akceptował. Meble po prostu idealne do pokoju dla nastolatka bądź nastolatki, na półkach pełno kaset, płyt i mangi. Poza tym w jednym z kątów biurko pełne śmieci i monitor na małym podeście. Bartek i mama dziewczyny przy biurku, ona siedziała, on stał oparty na jej barkach. Ten za to usiłował odciągnąć przyjaciółkę od ruszania jego gitary, którą zabrał, bo nie potrafił się oderwać, a obiecał odwiedziny. Gdy wreszcie postanowił ją schować do pokrowca, znów nie mógł spokojnie siedzieć. Dziewczyna zaczęła go zaczepiać, a przy jej długich pazurach był zmuszony zareagować. Raz po prostu przerzucał j przez siebie, by leżała w miarę daleko od niego, innym razem ściskał jej dłonie na tyle mocno, by się na chwilę uspokoiła. W pewnym momencie przerwano oglądanie filmu, dorośli postanowili wyjść i wypożyczyć cos ciekawszego. Ten polecił im „Requiem dla snu”, jednocześnie zastrzegając, żeby nie oglądali tego przy Agnieszce. Ostrzeżenie było jasne, gdyż dziewczyna nie należała do najodporniejszych psychicznie.
Wyszli. Ten miał pilnować, by Agnieszka mnie ruszała komputera, zakaz był motywacją do nauki niemieckiego. Cieszył się, że Partizip II ma już wystarczająco opanowany, nie przepadał za rzeczami, które wymagają uczenia się na pamięć, a to wchodziło w grę przy czasownikach nieregularnych i mocnych. Leżeli obok siebie, on nie zamierzał robić jakichś głupot, pamiętał co ostatnio z tego wynikło. Poza tym on ma chłopaka, wtedy tez zresztą miała. Szkoda tylko, że mieszkają 100 km od siebie i nie mogą do siebie przyjechać. Ostatnim razem niby do niczego nie doszło, tylko drobne pieszczoty, ale nawet nie było pocałunku. Nieco agresywne pieszczoty, ale jednak szukające większych możliwości. Pewnym było, że gdybyś ktoś posunął się ciut dalej to lawina by ruszyła. Jednak nie doszło do tego, wystarczyło tyle. Być może nie byłoby to nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Ten bardzo jej się podobał o czym zdarzało im się otwarcie rozmawiać, lecz swego czasu ona miała sen, gdzie się całowali. Dla niedoświadczonej piętnastolatki to wiele. Zwłaszcza, że niewiele brakło. Jednak on nie zamierzał tym razem do tego dopuścić, był w końcu mądrzejszy o te trzy miesiące. Siedzieli, rozmawiali, słuchali przyjemnej muzyki. Stary dobry heavy metal. Helloween. Tak właśnie pisane, to nie jest błąd. Później przerzucili się na telewizję i Vivę. Ten wyrażał otwarcie swoją opinię na temat stanu muzyki popularnej. W pewnym momencie zagłębili sie mocniej w rozmowie, sms-y od jej chłopaka przychodziły znacznie rzadziej. Nastała cisza. Siedzieli tak i słuchali muzyki techno, za którą oboje nie przepadali, choć on się przyznawał, że nawet kiedyś takowa tworzył. Obecnie zdecydowanie bardziej wolał gitarę. To był jego obecna miłość. Nie licząc innej, o której Agnieszka także wiedziała. W pewnym momencie stwierdziła, że chciałaby, by ją ktoś przytulił. Ten postanowił spełnić prośbę, siedzieli tak dłuższą chwilę, może nawet kwadrans, rozmawiając bądź milcząc. On czul sie dziwnie, ona rozkoszowała się ciepłem, którego jej brakowało. Oboje byli bardzo samotni, ona oddzielona od swego chłopaka, on czekający z własnej woli na ta jedyną. Mógł znaleźć z łatwością inną, lecz wciąż myślał o tej, która po dwóch kwartałach pięknych słów i chwil bardzo go zraniła. Nie zamierzał rezygnować. Ona natomiast bała się bardzo, że nigdy swojego chłopca nie spotka, a potem już nikt jej nie będzie chciał. Ten starał się jj co nieco wyjaśnić, częściowo się udało.
W pewnym momencie ona go zaczepiła, znów te ostre paznokcie, w jakiś absurdalny sposób podniecające. Trzeźwo patrząc, wiedząc jakie dziewczyny mógłby mieć, nie była ona pociągająca. Jednak znał pewną zasadę, choć tak niewielu mężczyzn i chłopaków sie do niej nie przyznawało. Każda dziewczyna jest pociągająca, gdy ma w sobie to minimum kobiecości, wystarczy to zauważyć. Agnieszka coraz bardziej go łaskotała i drapała, można by pomyśleć, że to nieco patologiczne. Jednak Ten postanowił nie być dłużnym. Szybkim ruchem chwycił jej ręce i starał się ja odwieść od dalszych zaczepek. Chciał sie powstrzymać od zrobienia głupoty. Nieskutecznie. Skutecznie za to skłoniła go do zabawy Agnieszka. Wstęp polegał na łaskotaniu jego, lecz w pewnym momencie opanował sytuację. Siedział na niej okrakiem, jedną rękę przytrzymywał kolanem, drugą ręką. Druga ręka chłopaka powędrowała najpierw w kierunku boku dziewczyny. Musiał jednak wyciągnąć ze spodni trzy warstwy ubrań, należała do ciepłolubnych dziewcząt. Jego dłoń była zręczna, znacznie bardziej doświadczona. Ona za to niewielu rzeczy doznała, może przez swoją powierzchowność i jednocześnie fakt, że aż tak łatwa nie była. Była bardzo wrażliwa na dotyk. Wędrował wokół pępka i to wystarczyło, by się wiła pod nim, czasem jechał dłonią nieco wyżej, innym razem przenosił sie na plecy, gdzie muskał opuszkami dolną część kręgosłupa. Postanowił nie przekraczać linii majtek. Zdarzyło się jej kilka razy powiedzieć „nie”, lecz wiedział z doświadczenia, że znów, by go prowokowała. I w tej chwili uderzyła go jedna myśl. W czym w tej chwili jest lepszy od chłopców z okolic Gdańska? Chwile po tej myśli wypuścił ją. W tej chwili ona nie ruszyła się ani trochę. Leżała tak bez ruchu, aż Ten spytał o co chodzi. Takie sytuacje były swego czasu częste. Zazwyczaj oznaczały, że o czymś aktywnie myśli. Znów wspomniała o swoim strachu przed samotnością. Nie uwierzył jej. Nie pozwoliły mu na to inteligencja w parze z doświadczeniem. Wiedział, że znów wzbudził coś wobec siebie, a jednocześnie zrobił jej krzywdę. Teraz był w większym stopniu świadom, że ta dziewczyna należy do wrażliwych, lecz ufnych na tyle, że nie powie zbyt głośno „nie”. Wiedział zresztą o pewnym fakcie z jej przeszłości, zwierzała mu się często, być może był najbardziej zaufaną osobą. W pewnym momencie stwierdził, że musi już iść. Była to prawda. Wracając do domu czuł sie bardziej paskudnie niż zazwyczaj, bo często miał sobie coś do zarzucenia, jednak nie tak często zdawał sobie sprawę z tego, jak źle zdarza mu się robić. Żałował. Zadał sobie jednak bardzo ważne pytanie. Czy następnym razem postąpi inaczej? Czy będzie lepszy?
Zdał sobie sprawę czemu w Biblii jest napisane:”Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...