Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zajęcia z socjologii powinny być przeprowadzane w komunikacji miejskiej. Autobusy, metro, pociągi. Codzienne piekło masowego transportu. Ludzkie typy. Rozmowy, bełkot, wrzaski. Niezależnie od pory i miejsca, zawsze można usłyszeć coś o alkoholu. Półalkoholicy, trzeźwi po ostatniej nocy czekają na następną. Sens życia ukryty na szklanym dnie. Maszyny śmierci z parasolkami i laskami walczące o wolne miejsce. Wylewające się cielska rozwalone na dwóch siedzeniach. Czasem przyciśnięty bokiem do szyby myślę, że powinni od nich ściągać podwójną opłatę.
Dzień świra na żywo. Ludzie krążą pomiędzy siedzeniami, a to od okna, a to od wejścia. Tu za ciepło, tu za zimno. A tam wieje.
- Czy mógłby pan zamknąć te okna?
- Udusimy się, paniusiu.
- Ale ja będę chora.
Wzruszenie ramion.
- Gbur.
- Stara jędza.
Agresja. Frustracje. Ja i ty z zaciśniętymi pięściami. Spójrz na wykrzywione twarze. Dwie wrogie grupy: ci, którzy siedzą i ci, którzy stoją, przestępując z nogi na nogę z grymasem męczeństwa.
Folklor miejskiej komunikacji to nocne. Są puste, krążące o 3 nad ranem po Ursynowie, jednak czasem nie da się do nich wsiąść, jak do tych jeżdżących w kierunku Wawra i Międzylesia. Wybieram się czasem w pełni trzeźwy na przejażdżkę 608, najlepiej koło trzeciej, gdy zwykle nie jest zapchany. Autobus płynie przez noc. W środku kilka-kilkanaście par przytulonych na siedzeniach, ze trzech frajerów zalanych w trupa. Obok mnie dwie gówniary sączą redd’sa wracając z imprezy. Staję na samym końcu, przy otwartym oknie. Podmuch owiewający twarz. Pusta ulica i ja wpatrzony w ciemnoszare kontury za szybą.

Ostatnio w sobotnie popołudnie w tramwaju widziałem zjawiskowego dziada, pijanego w trupa już koło 16. W niewiarygodnej pozie uczepił się poręczy i zwisał z niej przez jeden przystanek. Potem wytoczył się na chodnik i tam padł bezwładnie. Chciałbym czasem wniknąć na jeden dzień w jego mózg. O czym myślał, gdy wstawał rano, gdy zbierał na alpagę, gdy nawalił się tak, jak większość osób przez całe życie się nie upije.
Główny temat rozmowy jaki słyszę w autobusach to „stary ale się wczoraj najebałem”. Czterdzieści milionów ludzi, a co drugi pijany. W przedziałach bagażowych podmiejskich pociągów już od rana na rauszu, do Ursusa, do zakładów na Olszynce. Od rana piwo. Wojak. Tatra. Tatra Mocne. Dobrze i tanio. Aluminiowe puszki znaczą zwycięski pochód siły roboczej narodu.

Kto jeździ cały czas samochodem, traci kontakt z miastem, społeczeństwem, narodem. Prosta droga do alienacji grup społecznych. Prywatna szkoła, dziecko dowożone i odbierane samochodem. Zamknięte osiedle. Później dojrzewają jednostki o stępionej empatii. Jedyne co ich łączy z szarym przechodniem z zaułków Stalowej, Jagiellońskiej czy Ochoty to kolor skóry.
Inne twarzoczaszki po prawej stronie Wisły, ordynarne, spłaszczone czoła i grube ręce, a jednak to w metrze spotykam największe bydło. Pod krawatami, w żakietach pchają się do wolnych miejsc. Te złe mordy, te wystające łokcie. Ta młoda dziewczyna w czarnym komplecie, pewnie na praktykach w Ernst&Young, czytająca książkę o inteligencji emocjonalnej na siedzeniu koło wejścia. Naprzeciw niej stoi mocno zgarbiony starszy facet, dłonią z drzewem niebieskich żył z trudem utrzymujący się przy szybko ruszającym wagonie metra. Dziewczyna na chwilę podniosła wzrok i spojrzała na niego. Potem wróciła do lektury. Empatia w praktyce.

Na siedzeniach naprzeciwko mnie pseudointeligenci, którzy w najwyższych odruchach kultury czytają Dana Browna, Grishama i Coelho. Potem rozprawiają o tych dziełach na piętrze w korporacji, na przerwie na papierosa. Powiedz im, że to co czytają to jak Mission Impossible albo Fast and Furious w wersji książkowej, a wyjdziesz na matołka nie na czasie. Rzut oka w lustro. Plakietka z napisem „elita narodu”. Wszystko co definiuje inteligenta, to oddanie głosu na tę, a nie inną opcję. A przecież tylko zgniłe ryby płyną z prądem.

Pasażer. Płynę dalej przez miasto w pięć dwa raz. Od Szczęśliwic na Pragę Południe.
Na cholerną Pragę, która przyciąga podmuchem wschodu. Przystanek przy Stadionie Dziesięciolecia, wsiada pięciu przyjezdnych zza wschodniej granicy, dwóch nigeryjskich handlarzy herą. Kanar podchodzi od razu do tych z akcentem z Ukrainy. Papier nigdy się nie zgadza.
Przygoda życia to przejazd z grupą hoolsów Legii wracających do Wawra, Falenicy i Aleksandrowa. Turyści jadą w kierunku Grochowa. I cały pojazd tańczy. Miasto jest nasze.

Wysiadam w czwartek z metra Świętokrzyska. Już dwudziesta. Wolnym krokiem człapię na górę. Obok mnie przemykają zmęczeni dniem ludzie, z myślą o kolacji i wieczornej TV. Wjazd schodami. W powietrzu „Cztery pory roku”. Vivaldi. Dźwięki tak dziwnie brzmiące w tym zamęcie wieczoru, w półmroku jesiennego zmierzchu. W całym zabieganiu i zmęczeniu dniem. Młoda, niezbyt ładna dziewczyna o zbyt wyrazistych rysach twarzy zaciętym wzrokiem patrzy w ścianę, wywijając smyczkiem. Poniżej niemal pusty pojemnik na drobne datki. Kilkanaście minut później aleje Jerozolimskie, niemal naprzeciwko metra Centrum.. Z okna autobusu widzę mamę lat trzydzieści trzy, dziewczynkę sześcioletnią, która bawi się na chodniku skakanką. Tak dziwnie wygląda ten widok obok ludzi biegnących przez środek stolicy.

Zmysł obserwacji ocala. Nadaje dystans. Otwarte oczy w dżungli miasta rejestrują niewiele znaczące zjawiska. W niedzielę wędrówka po przestrzeniach wśród zielonych drzew. Trzy głębokie oddechy. Wyrobić w sobie współczucie. Być miłym, być miłym, zanim krew zaleje mózg w ataku apopleksji.

Opublikowano

którzy w najwyższych odruchach kultury czytając Dana Browna, Grishama i Coelho – czytają
Z okna autobusu widzę mama lat trzydzieści trzy – mamę

Jak dla mnie to technicznie jest porządku, czyta się dobrze, ale treść jakoś do mnie nie przemawia. Bije jakiś rodzaj jadu na wszystko co otacza. Zapewne autor nigdy nie czytał Browna, czy Grishama, bo opiera się tylko na „wysokiej literaturze”, nigdy nie jechał na kacu po imprezie, bo jest abstynentem, zawsze ustępuje miejsca itd.
A jestem pewny, że sam też wpisujesz się w ten opisany tłum.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
    • @Robert Witold Gorzkowski myślę, że masz bardzo dobre podejście i cieszę się akurat moje wiersze, które nie są idealne i pewnie nigdy nie będą - do Ciebie trafiają. Wiersze w różny sposób do nas trafiają, do każdego inaczej, każdy co innego ceni, ale najważniejsze to do siebie i swojej twórczości podchodzić nawzajem z szacunkiem. Myślę, że większości z nas to się tutaj udaje, a Tobie, Ali czy Naram-sin na pewno. Tak to widzę :) Dobrej nocy, Robercie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...