Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Od tygodnia upijam sie i upajam słuchając Led Zeppelin ;-)))
jakieś 15 lat temu popadłem w totalny szok słuchając Good times bed times , You shook me ,Black mountain side
mówcie co chcecie , dzisiaj już tak nikt nie zagra - z taka pasją , tak mistycznie , tak ogniście , nikt tak nie zaśpiewa ( no może po za Jaemsem Hatefieldem - ale to inna bajka ) tak jakby to miało być pierwszy i ostatni raz ...

ide sobie jeszcze poswietowac swój powrót do przeszłości ;-))

kop

Opublikowano

Good times bed times - byłabyż to jakaś celna wskazówka od niezmyłkowca?

James Hatefield - któż to taki? Miałbyś na myśli Hetfielda, wokalistę Metalliki? Prawdopodobnie nie widziałeś tego zespołu na żywo w ciągu ostatnich kilku lat - Hetfield od czasów St. Anger śpiewa wręcz koszmarnie. Na żywo.

Opublikowano

HA HA HA HA HA

nie wierze własnym oczom ;-)))

oczywiście nie ma to specjalnego znaczenie , ale byłem na każdym koncercie jaki Metallica zagrała w Polsce od '87 roku
twoje recenzje na ten temat tego co tworzy Metallica zupełnie ale to zupełnie mnie nie interesują

kop

Opublikowano

to pewnie wiesz że bębny lecą z pół playbacku

"mówcie co chcecie , dzisiaj już tak nikt nie zagra - z taka pasją , tak mistycznie , tak ogniście , nikt tak nie zaśpiewa ( no może po za Jaemsem Hatefieldem - ale to inna bajka )"

co do tego to powiem tyle. no to żeś dosrał człowieku

a poza tym. zajebista kapela, szanuje.

Opublikowano

Bycie na koncercie ma się niestety nijak do realnej oceny dyspozyji muzyków danego dnia. Wręcz bardzo w niej przeszkadza ;)

Nie będę się zresztą sprzeczał, gdyż dystansu do metalliki nabrałem jakieś 5 lat temu. W ogóle takie fanatyczne uwielbienie dla jakiegokolwiek zespołu jest obecnie dla mnie trochę śmieszne. Mogę cie jednak zapewnić, że metallica nie jest szczyem rozwoju mtalu - ani pod względem tekstowy, ani kompozycyjnym, a już na pewno nie technicznym.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"Nie będę się zresztą sprzeczał, gdyż dystansu do metalliki nabrałem jakieś 5 lat temu. W ogóle takie fanatyczne uwielbienie dla jakiegokolwiek zespołu jest obecnie dla mnie trochę śmieszne." - ciekaw jestem powodu.

z reszta sie zgadzam. a z ciekawości. co dla ciebie jest tym szczytem?
Opublikowano

nie ma kapeli idealnej. Blisko był Death, który słabych punktów miał malutko, podobnie jak krakowski Sceptic. Obie kapele bardzo dobrze brzmią, mają ciekawe riffy, dobre teksty i złożone kompozycje, obie też mają bardzo mi odpowiadające wokale (choć oczywiście w scepticu wolę najszybszego wokalistę świata od panienki z dredami ;) ). Ale przyznać muszę, że obie te kapelki technicnie przegania o lata świetlne Necrophagist, który niestety brzmi już słabiej, a wokal to ma całkiem jak pierdzenie.

Nad powodami odejścia od metalliki w zasadzie się nie zastanawiałem... po prostu - zaczęło mi się z czasem podobać trochę co innego, a i psychicznie wyrosłem z zachwytu nad zspołami muzycznymi... ;) A uwielbienie dla zespołu jest dla mnie śmieszne dlatego, ze każda kapela ma słabe punkty, i choć - mówię totalnie subiektywnie w tym momencie - instrumentalnie wymiata necrophagist, to jednak są setki kapel o np. znacznie lepszym wokalu, ale te z kolei są daleko od necro tecnicznie... i tak w koło wojtek ;)

Opublikowano

death sie wypalił, ale w sumie tak, słuchałem kiedyś czegoś. nijak nie zachwycało się sie podobało.

co do sceptic (raz smiesznie mówić o tym ze smieszne jest zafascynowanie nazywajac sie na forum tak jak [widze] ulubiona kapela - choć to pewnie zbierznosc) i jesli chodzi o polske death metalową sa z tego co wiem cztery kapele które górują nad tym: witchmaster, azarath, throneum i anima damnata. tylko to nie techniczny death, bo z czego sie ciesze, po co? metalu w sumie już tak nie słucham , ale kumpel mnei karmi tym co dobre wiec ostatnio tak sobie wróciłem i sie czasem przysłuchuje. sama strona sceptic wyglada na pitu pitu. ale wiesz, to taka kłótnia nad techniką a brutalnością. a dla mnie technika nie jest wyznacznikiem muzyki, tylko rzemiosłem. zreszta mówie o tym co słuchałem sam i z perspektywy pewnym źródeł z których czerpałem. ale jak nigdy metalu nie słuchałem na pierwszym miejscu, to metaliki i takich popierdółek (choc ta akurat fajna) nie słuchałem.

zresztą polemizuje. pewnie bardziej w tym siedzisz

bo każdy zespół ma jakieś wady, niedociagniecia. tak jak człowiek. dlatego można coś slepo uwielbiać

pozdro

Opublikowano

stwierdzenie, że death się wypalił, jest mocno niezrozumiałe... jeśli chodzi ci o gatunek muzyczny (death metal), to ten faktycznie chyba najlepsze lata ma za sobą, chociaż pewnie się jeszcze odrodzi. Jeśli natomiast twierdzisz, że zespół Death się wypalił, to nie mogę tego zrozumieć, sam zapewne wiesz, dlaczego ;)

używam na forum nicka sceptic przede wszystkim dlatego, że oddaje on mój charakter, nastawienie do świata i poglądy metafizyczne. Dopiero w drugiej kolejności jest to nazwa jednej z moich ulubionych kapel (gdyby Sceptic jacka hiro nazywał się dla przykładu Blasphemer, ja nadal nazywałbym sie sceptic ;) ).

trudno porównywać sceptica i animę damnatę, nie ma za bardzo wspólnej płaszczyzny ;) ja nad grind czy brutal death preferuję raczej taki thrash/death, jak prezentują właśnie Death czy Sceptic, choć oczywiście znam animę i doceniam ten zespół, również za prezentowaną przez nich technikę. Z grindu wchodzi mi jeszcze polska pyorrhoea.

co do techniki, to rozumiem, że to nie musi być wyznacznik dobrej muzyki. Jest to jednak takie moje małe zboczenie, że uwielbiam techniczną muzykę, zapewne dlatego, że sam jestem gitarzystą pozbawionym jakiegoś boskiego talentu do improwizacji czy kompozycji, natomiast obdarzonym przyzwoitą szybkością i zręcznością. Dlatego też sam uprawiam ten typ grania i z wielką przyjemnością sam grywam utwory schuldinera czy hiro.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Jak zwykle rozwala mnie to twoje słodkie pierdzenie
tak bys międlił jęzorem bez sensu z pół dnia chyba tylko po to żeby potem samemu sie podniecać jaki to przenikliwy jesteś w swoich ocenach
oczywiście na podstawie tego co napisałem powziąłeś bynajmniej nie sceptyczne przekonanie ze jestem fanatykiem muzycznym hmmmm , bardzo ciekawe
zreszta już ci kiedyś napisałem ze taki z ciebie sceptyk jak z koziej dupy trąba
ty nie jestes sceptyczny tylko wystraszony a w tym wszystkim nudny
przeanalizuj proszę fenomeny U2 kapeli genialnej złożonej z miernych muzyków , przeanalizuj fenomen Nirvany , przeanalizuj fenomen grupy Dżem i wiele wiele innych z róznych gatunków i rodzajów muzyki
analizuj , rozbieraj na czynniki pierwsze a później się podniecaj czytając swoje teksty
ja mam to w dupie , ja mam przyjemność ze słuchania , zresztą nie pytałem cię co sądzisz o kondycji jakiegokolwiek muzyka bo mnie twoje zdanie na ten temat nie interesuje
wogóle niewiele z tego co masz do powiedzenia mnie interesuje ponieważ jest bezsensownym mieleniem bez żadnych sensownych wniosków , a gadać tylko po to żeby gadać , pisać dla samego tylko pisania , bić piane argumentować z zaciętoscia godnym lepszej sprawy to mnie sie po prostu nie chce
życie jest o wiele ciekawsze aby tracic czas na takie bzdury

po za tym nie slyszalem nigdy w życiu o ani jednym zespole który wymieniłeś , musi to byc niezłe gówno
ale teraz mam w uszach Led Zeppelin jest pięknie odpoczywam bo czeka mnie cały tydzień pracy i zmaganie sie właśnie z takimi .........( proszę wstawić co komu pasuje ) jak ty

sceptycznie się kłaniam

kop
Opublikowano

Wracając do głównego tematu - Plant i Page są faktycznie niesamowici.
Ale z gitarzystów wolę mojego mistrza, czyli Slash'a z Gunsów.

I z tego miejsca chciałbym spytać - co sądzicie o Guns 'n' Roses?

Opublikowano

Gitarzysta jest dobry. Co z tego. Guns 'n' Roses to totalne pitu pitu dla rozwścieczonych lasek które zrobią laske za kostke od gitary Slasha. To jest chłam. A Axel Rose to pajac

tyle na temat tej kapeli.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



jeden z moich ulubionych zespołów. może sami wykonawcy
są z leksza popieprzeni, ale ich muzyka mnie rozbraja.

za takie piosenki jak Paradise City, ale również
Don't Cry czy choćby piękna ballada Since
I don't have you
.
Opublikowano

heh. kiedyś słuchałem ich nałogowo (chciałem nawet żeby schody do nieba mi na pogrzebie puścili haha), to była jedna z moich ulubionych kapel. muzyczka wg mnie prosta (pomijając kilka utworów, to co robił na gitarze Page i czasami to jak w gary walił Bonham), ale jakże magiczna. swoją muzą kreowali we mnie jakąś dziwną, mistyczną krainę... niesamowite.
dziś od czasu do czasu, pozostał mi duży sentyment, szanuje. klasyka.

pozdrawiam

ps. aż sobie włącze... Baby I'm gonna leave you
piękne czasy się przypominają, dzięki za ten temat

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



powiedzmy, ze sie zgodzę, ale kiedyś nawet czasami słuchałem. teraz chyba tylko dla przypomnienia kiedyś zapuszczę. jednak kilka utworów mają rzeczywiście dobrych, takich które mi podchodzą. slash jak dla mnie to żaden wielki gitarzysta - napierdalanie po progach i szopa na twarzy. trochę to śmieszne dla mnie.
Opublikowano

no, zeppelini są momentami genialni, choć na muzyce się nie znam, ale jak mam ciary na plecach, to dobra muzyka,a rzadko mam:) no jeszcze muszę tu przytoczyć zespół king crimson, z uwagi na zawartość muzyczną i the morphine. Oba zespoły ciarotwórcze:)
pozdrawiam

osobiście uważam guns 'n' roses za niewarty szumu zespolik. A co do fenomenu U2 - zgadzam się, mają w sobie to coś, czego brakuje wielu zespołom.

Opublikowano

Hatefield?
Skarbie-jak możesz twierdzić,ze nikt tak nie zaśpiewa jak Robert Plant-a mowisz,moze Hatefield...Ech...Metallica-wg mnie,rzecz jasna,-jest beznadziejnaa...Nie co Nirvana czy Floydzi...a zas co do Zeppelinów...Ach!!Babe, I'm Gonna Leave You-to jest dopiero piosenka...z pierwszej plyty...mam na mysli,bo o innych chyba tu nie mówimy(?)...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...