Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

cykle, metamorfozy


Lobo

Rekomendowane odpowiedzi

Drzewa otrute mgłą tracą kształty,
jakby przebywały w pomieszczeniu
pełnym palaczy. Błądzimy w porach roku,
jak w nie do końca swoich metrażach,
w ciałach, za które ktoś pobrał zbyt wysoki
czynsz tak dawno, że zapomniałaś nazwy
waluty.

Pamiętam kiedyś, gdy dotykałem cię
po raz pierwszy, nieważne jak miałaś na imię,
bo to wciąż byłaś ty. Teraz: wynajęte mieszkanie,
ocierają się o siebie słowa i nagie brzuchy,
mamy po dwadzieścia dwa lata i zawsze
będziemy tyle mieć. Pokój jest pełen mgły,
lub dymu z papierosów.

Mówisz: jesteśmy bezpłodni, bo to, co rodzimy
nie jest nami.
W kącie za firaną kokon, z którego
na wiosnę wyfrunie motyl.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Staram się zrozumieć, co może łączyć te dwa teksty?
I jedyne, co mi przychodzi do głowy, to doznanie pewnej powierzchowności (zresztą głównie dostrzegalnej "w słowach" - w sposobie patrzenia czy traktowania zdarzeń i ludzi). To prawie nic.

"jak w nie do końca swoich metrażach, "
jak nie do końca w swoich metrażach, ?

"Pamiętam kiedyś, gdy dotykałem c
po raz pierwszy, nieważne jak miałaś na im,"

Obraz kończący - jak dla mnie - zbyt zamykający (wiem, wiem - klasyka ;)
pzdr. b
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

)))...Panie Romanie, przytoczony komentarz dotyczy innego tekstu...;-)

"jak w nie do końca swoich metrażach, "
jak nie do końca w swoich metrażach, ?


...proszę zauważyć, że te zapisy nie są tożsame.

Powierzchowność wiersza, hmmm...;-) No, tekst jest taki, jak każdy widzi, autor nie ma żadnego wpływu na odbiór...)

pozdrawiam.;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

))...Panie Sokratex, już odpowiedam, po kolei: "otrute", imho, jest lepsze dla melodyki, "strute" jest za krótkie, za ostre. Druga zwrotka - niedawno się o nią wykłócałem "w realu" mam więc na świeżo krytykę.;-) Nie wiem, czy chłodniejsze przyjmowanie tej zwrotki nie wynika przypadkiem z pobieżnego czytania, choć za brak komunkacji zawsze odpowiedzialny jest autor, hmmm...;-)) No, to na tapetę:

Pamiętam kiedyś, gdy dotykałem cię
po raz pierwszy, nieważne jak miałaś na imię,
bo to wciąż byłaś ty.


To zdanko mówi, po prostu, że peel, jako mężczyzna, wciąż, przez całe życie kocha właściwie jedną kobietę, którą jest jakiś jego ideał kobiecości - wyobrażenie, które nosi w głowie - stąd, kochając różne kobiety w ciągu życia, kocha zawsze tę samą. Wydaje się być to prawdziwe życiowo, czyż nie?..;-)) Dalszy ciąg zwrotki, to kontynuacja pierwszej myśli - jest z kolejną miłością, teraz, i choć są już oboje starsi i doświadczeni życiowo, uczucie powoduje, że młodnieją, mają po te 22 lata (suma, przy okazji, daje nieokreślone do końca 44, pamiętane z Mickiewicza) i będą mieć tyle, dopóki ich związek będzie trwać. Tak to jakoś w tłumaczeniu wygląda tzn, to mniej więcej autor chciał przekazać...;-)) Dziękuję za poczytanie

pozdrawiam.;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, mężczyzna, który kocha przez całe zycie swój wyimaginowany, mglisty, romantyczny ideał kobiety - robi sobie i innym krzywdę! Odbiera sobie zdolność do pokochania kobiety z krwi i kości! Jeju-jeju, coraz częściej jesteśmy świadkami ucieczek od rzeczywistości w rozmaite światy wirtualne!... :-)
Ale wiersz podoba mi się (choć nie aż tak, jak niektóre poprzednie). Zrozumiałam go podobnie jak Sokratex. I przypomniał mi się piękny wiersz Tuwima, napisany w starszym wieku dla starzejącej się żony:
"To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
która do mnie na ulicę wychodziła,
od twoich listów pachniało w sieni,
gdym wracał zdyszany ze szkoły"...
Chyba nigdy nikt nie napisał nic piękniejszego dla żony niż to "Wspomnienie". I chyba nie ma nic piękniejszego niż trwająca od lat szkolnych miłość starzejącego się męża do starzejącej się żony. Bardzo rzadkie zjawisko, to prawda, ale to ludzie je tworzą (lub nie), to nie przychodzi samo "z nieba", "z serca" czy "z duszy".
No, takie tam sobie rozmyślanka, tak nawiasem, przy okazji.
Pozdrawiam ciepło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj Messa, Messa! A Brudnica mniszka? A Strzygonia choinówka? Potem las się opryskuje trującą mgłą, wszystko jak w pierwszej zwrotce. :-)

to wydało mi się najistotniejszym fragmentem wiersza.
I moze nie tylko o wewnętrzny ideał kobiety i męzczyzny to chodzi, może - gdyby tak pogrzebać we wnętrzu - udało by się dokopać do jeszcze głębszej warstwy, jeszcze trudniej osiągalnej przyczyny wiecznego nienasycenia.

Pocieranie brzuchami to jakieś takie nieapetyczne, ja tam lubię wstrzemięźliwość (w objadaniu się).
Pozdrawiam
Fanaberka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oj Messa, Messa! A Brudnica mniszka? A Strzygonia choinówka? Potem las się opryskuje trującą mgłą, wszystko jak w pierwszej zwrotce. :-)

to wydało mi się najistotniejszym fragmentem wiersza.
I moze nie tylko o wewnętrzny ideał kobiety i męzczyzny to chodzi, może - gdyby tak pogrzebać we wnętrzu - udało by się dokopać do jeszcze głębszej warstwy, jeszcze trudniej osiągalnej przyczyny wiecznego nienasycenia.

Pocieranie brzuchami to jakieś takie nieapetyczne, ja tam lubię wstrzemięźliwość (w objadaniu się).
Pozdrawiam
Fanaberka

no tak Fanaberko - masz rację - acz, co winne motyle, że ludziom widoki lasów niszczą
z ukłonikiem i pozdrówką MN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznaję że końcówka mnie zaskoczyła, motyl ładny obraz, ale ta bezpłodność, uważam że w tym właśnie leży sens płodności żeby to co się narodzi mogło być wyjątkowe. Sam już nie wiem, napisz co o tym myślisz może jakoś źle to pojąłem a może to ma być takie wyznanie charakteryzujące postać tej kobiety, wnoszące czytelnikowi taką niedorzeczność właściwą kobietom.( ogólnie fajnie ruszyło mnie zwłaszcza z tą walutą, świetnie się czyta, genialne tylko wyjaśnij mi w/poruszoną kwestię
pozdrawiam ymmy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

)))

- Jimmy...Owszem, w warstwie bezpośredniej jest to próba ukazania niedorzeczności kobiecej, lub raczej swoistej impulsywności, takiej "oczywistej nieoczywistości", która czasami ma miejsce w kobiecych wypowiedziach...;-) Ale, gdyby sięgnąć głębiej, pojawia sie za tą "oczywistością" sporo kojarzeń różnych, bo czasami dzieci są (momentami) tak odmienne, że aż przerażające. Pomijam tu marginesy np że mówi to matka mordercy (choć w krańcowym przypadku...), ale nie - w zamyśle raczej było to "chwilowe wyznanie", spowodowane jakąś sytuacją, w której to, "co się urodziło" jest dla nas całkowicie niepojęte, przeczące całemu naszemu doświadczeniu, trudom wychowania itp, słowem, wszystkiemu, co stanowiło bazę wychowawczą. I znów - to "inne" nie musi był złe - tylko inne, różne...;-) Do czego z resztą zmierza ostatni wers. Dzięki za poczytanie

- Sokratex - zatrute i otrute jest znaczeniowo tożsame. Otrute - nie znaczy (zawsze)"na śmierć". Poza tym, kontekst: "...otrute (...) tracą kształty..."
Ta dalsza część nie mówi o tym samym, bo jest wprowadzenie teraz, które wyraźnie sprowadza to do "dzisiaj" i obecnej (dzisiaj obecnej, kolejnej) kobiety - to rodzaj opisówki, obrazków z tego, kolejnego związku.
- Messa - motyl do drzew (w tekście) nie ma nic, on wiąże się z poprzednim wątkiem - tym pisanym kursywą.
- Oxyvia - no, nie do końca - kazdy z nas ma wewnętrzny ideał partnera, to normalne..;-)
- Fanaberka - no, pewno, że są tam drugie dna (i tzecie)...;-) To, że brzuchy się ocierają, jest raczej w seksie naturalne, nie uważasz? Wydaje mi się, że dość subtelnie jest tutaj to przedstawione (??)...;-)

pozdrawiam.;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, Lobo, zgadzam się z tym. Dlatego też niezupełnie serio napisałam to, co napisałam i na końcu wstawiłam uśmieszek. (Ale też nie jest to taki całkowity żart). Oboje mówimy prawdę. Najważniejsze, żeby we wszystkim zachować rozsądek, umiar, złoty środek, bo każda skrajność jest skrzywakiem... oj, tfu, przepraszam: skrzywieniem (co też mi się tu skojarzyło?).
Pozdrowionka.
Fanaberka, lubię Cię! Naprawdę! Buźka!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

))))...Chociaż...Proszę przeczytać te wyimki z PWN - w ich szczegółowych znaczeniach bliższe jest tutaj jednak "otruć", bo odnosi się do: ja. ty, oni, one się otrułem/otruli, natomiast zatruć dotyczny przede wszystkim czynności: "ja zatrułem" itd No, pomyślę, skoro nie pasuje w odbiorze, coś trzeba z tym zrobić. Dzięki jeszcze raz...;-))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Hehehe
Pamiętam kiedyś, gdy dotykałem cię
po raz pierwszy, nieważne jak miałaś na imię,
bo to wciąż byłaś ty.[/i - To słówko "bo" jest tu całkiem nie na miejscu i bez sensu gramatycznego.

Oczywiście stąd i z wyjaśnień peela to hehehe !
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

p.s. A... jeszcze jedno: nie ten dział, to jest proza, a ty zamiesciłeś w dziale Poezja!

Piast



))...Piaście, hmmm, jakby to powiedzieć...Proponuję czytać, dużo, dużo czytać. Przyjmij to jako dobrą, życzliwą radę, bo zdarzyć się kiedyś może, że taką uczoną uwagą zechcesz błysnąć gdzieś, w realu, i staniesz się pośmiewiskiem na całe województwo (co najmniej).

pozdrawiam.;-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drzewa otrute mgłą tracą kształty, jakby przebywały w pomieszczeniu pełnym palaczy. Błądzimy w porach roku, jak w nie do końca swoich metrażach,w ciałach, za które ktoś pobrał zbyt wysoki czynsz tak dawno, że zapomniałaś nazwy waluty.
Pamiętam kiedyś, gdy dotykałem cię po raz pierwszy, nieważne jak miałaś na imię, bo to wciąż byłaś ty. Teraz: wynajęte mieszkanie, ocierają się o siebie słowa i nagie brzuchy, mamy po dwadzieścia dwa lata i zawsze będziemy tyle mieć. Pokój jest pełen mgły, lub dymu z papierosów.
Mówisz: jesteśmy bezpłodni, bo to, co rodzimy nie jest nami. W kącie za firaną kokon, z którego na wiosnę wyfrunie motyl.


Hmm... odpowiem "poetycko":

Możesz się teraz uchachać
z kogo chcesz, co mi tam...
To powyżej to wiersz? A co to jest proza?
Nie musisz odpowiadać...
A czytając więcej myśl i trochę więcej
przyłóż się do pracy, może jakiś wiersz napiszesz.
Jeszcze raz przypomnę
- utwór, aby mógł być nazwany wierszem - poezją,
musi spełniać pewne kryteria.
Jakie?
Nie będę sobie raz kolejny klawiatury niszczył...

Piast

p.s. Najlepszy kawałek to chyba ten:
Nie będę sobie raz kolejny klawiatury niszczył...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
    • ze wspomnień upiekę ciasto by lepiej smakowało dodam echa i wiatru oraz uśmiechu   żeby nie przesłodzić łzami je przełożę albo łyżką morza jest łagodne   wiem że trudno będzie ale co tam zaryzykuję przecież do odważnych świat należy   ze wspomnień ciasto upiekę będzie wam smakowało bo minionym zapachnie które hen za wami  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...