Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Obrazimowy

Puchate sypkie śniegi
świecą jak we śnie i

blaskiem jasności
szklą ślepiom łunę
oślepionym
od białości.

Sam ścieżką sunę
Ściegiem nieodśnieżonym
Szuram, skrzypię, chrzęszczę
Szukam duszy bóstw
Ścigam cień wciąż, jeszcze.
Szału samotności strzecha.

Puściłem parę z ust,
w pustkę, bez słowa,
głucha cisza echa
ro-zmowa

Gdzieś się właśnie niesie:
niegdyś śnieg się we śnie
komuś przyśnił w lecie...
zima plotki plecie...

* * *

Wszystko ciche i spokojne

Byłoby gdyby

Nie nieznośne zimno znojne

* * *

Zrazu z mrozu drwił
teraz rozum opadł z sił:
zamarznięte nozdrza
rozdygotane rzęsy
szczęk zębów trzęsny
nożne odmrożyny
siny.

Przeraźliwie
drżę
trę
małżowinę.

Drażniony mrozem na dworze
posąg nieogrzany
przyziemność mnie nie zmoże.

Przy ziemi poniżej zera - trzy trzy
z jęzorem zziajany
wytężam wzrok szklany
w żądnym sercu wciąż skrzy.

Żadnych znaków zórz

* * *

Wtem - inni ciągną mnie do siebie.
Nie ciągnijcie, to ja - posąg-geniusz!
Puśćcie, ja nie vulgus, mam inne cele.
W mojej celi trwalszy aere perennius,
przekroczyłem waszych kroków skraje!...

Wepchnęli - w środku przytulnie
być się zdaje.

Pulsuje ciepło wspólnych strzech,
herbacianym zapachem niech
ukoi serce oziębłe niechybnie,
a smakiem pragnienie.

Zima wspomnieniem
jeszcze - w szklanej szybie

nieszczelna szczelina i
ziejący ziąb zza drzwi.

Ciągnie wciąż stamtąd
I tam.

2006-01-11
Opublikowano

Dobrze, ulegam. Tym razem wiersz, podczas pisania którego nie myślałem o zestrojach akcentowych i innych "zbędnych" czynnikach. Analizę zostawię Wam (przysięgam, żadnych ukrytych przed Wami stylizacji ;-) choć można spodziewać się ironii). Jedna uwaga - czytać szeptem lub półgłosem. Powinno być ciekawiej.

Opublikowano

Głębszej analizy rzeczywiście nie trzeba. Wystarczy sobie przypomnieć ostatnią zimę, jak dała popalić, chyba widać w wierszu ;-) Pobawiłem się za to układem rymów i przerzutniami, choć muszę przyznać, że jakoś bardziej mnie ciągnie do klasycznych form. Jeszcze.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Klasyk by pewnie sobie włosy z głowy rwał :)
Jednak nie mialbym nic przeciwko temu, żeby takie wiersze jak ten powyżej znalazły się w mojej biblioteczce. Pełna instrumentalizacja, i onomatopeje i takie tym, że o samej budowie nie wspomne. Kurcze, coś mnie znowu tutaj przycięgneło :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...