Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Bo szczęście można odnaleźć jedynie w marzeniach i snach.



Nagie ściany o niemożliwym do odgadnięcia w półmroku kolorze. Zakratowane okno z widokiem na przeciwległą ścianę. Prawie pusta komoda. Stalowa rama łóżka i obok niej taki sam, stalowy stolik. Porozrzucana po pokoju pościel. I szkło rozbitej szklanki.

Tylko tyle.

Aż tyle wymieszane ze smakiem krwi.



Tabletki o różnych nazwach i kolorach popite wódką. Rozpaczliwy okrzyk matki. Karetka. Pogotowie. Płukanie żołądka. I głupie pytanie ‘Dlaczego?’.

A teraz to.

Pusty pokój za zamkniętymi drzwiami. Odgradzającymi od wszystkiego co ludzkie. Naiwność pielęgniarki zostawiającej na stoliku szklankę wody. I chwila Ich nieuwagi. Nieostrożności.

A teraz to. Skórzane pasy pozbawiające człowieczeństwa. Ale zapewniające samotność. Błogi bezruch pozwalający na oderwanie się od ciała. Od wszystkiego co nieczyste, zastraszone. Od bólu, głodu i nienawiści. Od pragnienia autodestrukcji. I w końcu sen.





Mogła być motylem lub liściem na wietrze. Potrafiła unosić się i upadać bezboleśnie. Każda jej myśl i pragnienie mogły zostać spełnione.

Mogła być dzieckiem bawiącym się w piaskownicy. Nastolatką żyjącą od imprezy do imprezy. Dorosłą, pracującą kobietą. Babcią bawiącą wnuki. Mogła być mężczyzną. Striptizerką, zakonnicą, blondynką, szatynką, psem czy kamieniem.

Była tym wszystkim pozostając sobą. Zachowując swoją świadomość i osobowość zamkniętą i zakodowaną gdzieś głęboko poza zasięgiem brudnych ludzkich łap.

I tylko to dawało jej szczęście.



Kiedyś, gdy nie wiedziała jeszcze jak to jest nieustannie żyć we śnie, uparcie szukała szczęścia. Marzyła o wielkiej miłości, karierze, podróżach. I mimo tych marzeń odsuwała swój świat na bok gdy tylko ktoś jej potrzebował. Potrafiła walczyć o swoje. Ale potrzebowała ludzi, których niestety odstraszał cudzy egoizm.

Czuła jednak, że zostaje w tyle. Że życie idzie do przodu pozostawiając ją w ślepym zaułku. Coraz trudniej było jej się dostosować do innych. Coraz więcej kosztowały ją kontakty z innymi ludźmi. Miała kilku przyjaciół, którzy uparcie ciągnęli ją za sobą. Ale to nie było to. To nie było życie.

Nie czuła, że żyje.



Pewnej nocy, po bardzo ciężkim dniu, przyśniło jej się, że jest kwiatem. Białą lilią wolną od zmartwień. Od ludzkich uczuć trudnych do zinterpretowania. Żyła na powierzchni niewielkiego stawu. Słońce pieściło jej delikatnie płatki, a woda unosiła na swojej powierzchni. Była szczęśliwa gdyż jedyne jej pragnienie – aby zakwitnąć – spełniło się.

Gdy obudziła się rano i wróciła do przykrej rzeczywistości nie mogła się skupić. Błądziła myślami wokół swojego snu. Chciała znaleźć się już w swoim łóżku i uciec od życia. Uciec w sen, który mógł ją zabrać wszędzie i sprawić, że była szczęśliwa.

Ale życie wymagało od niej tego by była również świadoma. By była uczestnikiem życia wielu innych osób. Musiała jeść, pić, chodzić do toalety i znosić obecność innych. Nie dane jej było wciąż przebywać poza rzeczywistością. I wtedy zaczęła marzyć o wiecznym śnie, o śmierci.

Mogłaby przez wieki wirować w otchłani snu, przemieszczając się miedzy jednym bytem a drugim. Będąc wszystkim, a gdy tego nie pragnęła – niczym. Nie musiałaby znosić dziwnych spojrzeń rówieśników. Uwag wiecznie niezadowolonej matki. Marzenia pozwalały jej być zawsze kochaną. Zawsze szczęśliwą i w centrum ludzkiej uwagi.





Pobudka po dotknięciu zimnej igły. Dziwne uczucie towarzyszące rozprzestrzenianiu się nieznanego środka po ciele. Agresja i strach szamoczące się w skórzanych pasam. A potem apatyczny spokój opadającego na łóżko ciała.

Basen. Mokra i szorstka gąbka myjąca jej ciało. Łyżka wpychająca jedzenie do ust, które i tak w końcu wypadało. W końcu kolejna igła i kroplówka.

Cisza.

I ciemność zniewolonego lekiem umysłu.



Cichy szloch matki i ponury wzrok ojca po przebudzeniu z niesnu. Suche słowa odbijające się od ścian. Pozostawione bez odpowiedzi. Godzina patrzenia w sufit. I powrót wyczekiwanej samotności.

Ale sen nie przychodził i nastała era paniki.



Niepokój. Dreszcze. Nerwowe rozglądanie się po pokoju. Wciąż szybciej biegające oczy. Delikatne, a potem coraz bardziej natarczywe, próby wyswobodzenia się. W końcu krzyki i wyginanie ciała pod dziwnymi kątami.

Odgłos butów szurających pod drzwiami gdy ktoś wkładał od zewnątrz klamkę by je otworzyć. Wystraszone oczy na twarzach pokrytych maskami powagi i profesjonalizmu. Szorstkie męskie ramiona przygważdżające ją do łóżka. I błysk igły w blasku jarzeniówki nim wbito ją w ciało.

Opublikowano

gratulacje, moja tęsknota za patologiami wszelkiej maści została na jakiś czas zaspokojona, jak dla mnie bardzo dobrze napisane, nie podoba mi się tylko "era paniki", dlaczego zaraz era? to aż tak długo trwało? Reszta ok, trafny ten brak uporządkowania, pasuje jak ulał.

pozdrawiam, divna malarka

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dzień dobry, pani Agnieszko, już wróciłem z Wojska Polskiego - dostałem wezwanie na trening i gdyby pani była zainteresowana, serdecznie zapraszam na mój kolejny wiersz, który przed chwilą opublikowałem.   Łukasz Wiesław Jan Jasiński Herbu Topór 
    • In gloriosa mortem heroum*   I to już niedługo biała pani z białą suknią w biały dzień zacznie zbierać wybielałe żniwo i to nie za długo blada pani z bladą lutnią   jak bordowa matka z rubinową kokardką płatkami szkarłatnych róż złączy różane ogniwo: oj, bordowa matko, oj, bądź mi kochanką   w błękicie fioletu - w niebiańskiej ciszy i szafirową klepsydrą leniwą - Niwą w lazurowej niszy...   *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor:   Łukasz Jasiński (październik 2025)  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Robert Witold Gorzkowski  wiesz Robert jestem w szoku, i nie wiem co napisać, po prostu nie wiem. Przeczytałam ten list i kropka dalej nie wiem. Bo powinnam napisać, że wiedziałam, ale nie, nie wiedziałam. Choroba, to wiedziałam, a jego zachowania zakładałam że są wynikiem choroby, wojny. Jest taki wiersz Kołatka, długo zastanawiałam się znaczenia uderzania w deski. Myślałam, że to odniesienie do Boga, imperatyw kategoryczny, moralny. Nie napisałabym tego wiersza, gdybym znała treść tego wiersza, a jeśli już to inaczej. Muszę jeszcze dużo przemyśleć (że wciąż tak mało wiem). Może powinnam bardziej zwracać uwagę, jakim człowiekiem był poeta,  autor.   Dziękuję  
    • @Robert Witold Gorzkowski tak to brzmiało w liście, a w opisie siódmej bitwy pod Troją to brzmi tak: … aby zmóc przerażenie olbrzymią tarczę krzyku podnoszą nad sobą Grecy. Bitwa jest wielka i piękna. Wrzawa tak miła bogom jak tłuste mięso ofiar. Rośnie w górę i w górę dochodzi do boskich uszu. Różowych od snu i szczęścia więc schodzą bogowie na ziemię.  @Robert Witold Gorzkowski i teraz na koniec puenta:   „Jest tyle miejsc zdobytych, widzianych. Italia, Hellada, czy "Martwa natura z wędzidłem". "Wysoko w górze- on", już nie wiem czy to zdumienie, zdziwienie- ono przecież też istnieje. Herbertowskie wołanie ze wzgórza Filopapposa- "on'! Widać, co, kogo, gdzie. A może to tylko błysk uporządkowania, tam leżą estetyk wszelkie doznania.”   To prawda Aniu ale każdy tą estetykę po swojemu interpretuje. Ania jako estetyczne doznania, Herbert jako głos z Akropolu, Freud jako parapraksje, a ja jako poszukiwanie wczorajszego dnia.  Super wiersz można go jeść łyżkami.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...