Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

śledzisz mnie do przystanku metro
na wyzerowanym liczniku. przeklęty diazepam
na przeklętą pogode. inwazyjne leczenie
niedojrzałego wychodzenia z siebie

zapomniałem tabletek które mnie podnoszą
do połowy opróżniony z rękawów
więc nadal tu jestem

może zapomniałem z ciebie wyjść kiedy zaczęłaś gnić
ściągnąć cię z sufitu. zatrzymałem się na przewijaniu
i oderwałem od tego chemicznego nieba

bez amnezji oparów i stolika nie jest lepiej
mogę jedynie pozdrawiać niebieskich
patrzeć ci w oczy kiedy chcę coś powiedzieć
nie patrząc sobie na ręce

Opublikowano

Razi przypadkowość formy- zdecydowałeś się na ‘kropkowanie’ i nowomodę- pociągnij ją do końca. Już od drugiej strofy wersyfikacja przejawia brak konsekwencji i staje się pozbawiona głębszego sensu.
może:

zapomniałem tabletek które mnie podnoszą
do połowy. opróżniony z rękawów

więc nadal tu jestem

może zapomniałem z ciebie wyjść. kiedy zaczęłaś gnić
ściągnąć cię z sufitu. zatrzymałem się na przewijaniu
i oderwałem od tego chemicznego nieba


Jest tu parę niefortunnych, zahaczających o grafomanię zderzeń słownych (amnezja oparów; niedojrzałe wychodzenie z siebie; chemiczne niebo) oraz kilka niepotrzebnych zaimków ( zapomniałem tabletek które mnie podnoszą; patrzeć ci w oczy kiedy chcę coś powiedzieć - rezygnująć z nich w obu przypadkach sens nie zostaje utracony, a tekst zyskuje na wielowymiarowości). Niestety, nawet bez tego tekst treściowo nie zachwyca. Jest „ładny” ( przeklęty diazepam/ na przeklętą pogodę), ale w tym samym momencie przypadkowy, nieprzemyślany i, dla czytelnika (a przynajmniej dla mnie), bezwartościowy.
Za Placebo nie przepadam i pewnie dlatego Twój tytuł również nie przypadł mi do gustu.

PS. przy okazji pogody wkradła się literówka.

Pozdrawiam

Fei

Opublikowano

a co ma przypadkowość formy do merytoryki tekstu. to ze pisze na forum poetyckim nie znaczy że pisze stricte wiersze, więc zarzut o przypadkowość formy jest zbędny (że tak powiem) bo nie przywiązuje do tego wagi. nieprzemyślany? żart. amnezja oparów - ja nie stawiam przecinków. to że stawiam kropki znaczy że mam je stawiać w każdej strofie? bo co? dlaczego? niepotrzebne zaimki? ja i ty to sama osoba, inna jaźń. są potrzebne. nieprzemyślany? czemu masz takie wrażenie?

a 'you're the truth not i' to dla mnie po prostu piękne słowa z którymi budze się codziennie

ogromne dzięki za pierwszy od jakiegoś czasu komentarz na który chce sie odpisywać

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Równie dobrze mógłbyś napisać: „nie wytykaj mi błędów, bo nie przywiązuję do nich wagi”. Dla mnie forma jest równie ważna co treść- jeśli kuleje i jest przypadkowa, będę o tym pisał, bo to mój komentarz, moje zdanie i mój pogląd na dobrą poezję.


a ja staram się pisać przejrzyście- stąd słowne zderzenia, a nie epitety



oczywiście, że nie musisz, jeśli o mnie chodzi, to nie musisz nawet pisać








Wypadałoby zaznaczyć, że te piękne słowa nie są Twoje. Chyba, że tłumaczenie jednego zdania to już praca twórcza

Pozdrawiam

Fei
Opublikowano

z tego co widze ty widzisz że to nie są moje słowa z czego wniosek ze tłumaczyć czyje są nie musze. to nie wydawnictwo żeby ładować didaskalia, a co o tym pomyślisz to już twoja sprawa. co do poezji, już napisałem. co do formy, w takim razie odpychasz od siebie psychotyczny artyzm, słowem popierdolenie. forma to szablon, nosze to u zakończeniu nóg. a co z brakiem formy? ah tak, wtedy to nie bedzie piękne. są ludzie którzy uważają borroughsa za grafomana i artystycznego idiote, mogą iść do szymborskiej. ale po to jest tyle ludzi i umysłów by każdy robił to co go interesuje i kręci. dlatego za krytyke dziękuje, ale nie będe o niej pamiętał przy pisaniu nastepnego tekstu.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przepraszam, panie Tera, że narobię trochę syfu pod pańskim tekstem, ale przyznaję,
że zadziwia mnie ta krótka dyskusja z Fei, zwłaszcza w kontekście wątku, który niedawno
wkleił pan na forum dyskusyjne. Oczywiście nie ma pan najmniejszego obowiązku
zgadzać się z krytyką, ba, nie musi pan jej w ogóle słuchać. Ale po powyższych słowach
odnoszę wrażenie, że wchodzi pan na barykady. To stawia pana raczej w grupie wiatraków,
a nie Don Kichotów. Po prostu nie rozumiem, jak pan może oczekiwać od ludzi,
że na pańską krytykę pokornie pochylą głowy i przyznają: "tak, napisałem/am gniota",
podczas gdy sam najwyraźniej nie jest pan w stanie przyjąć nawet drobnych uwag.
Z góry przepraszam, jeśli oceniłem pana niesprawiedliwie i zbyt pochopnie - opierałem
się tylko na powyższych komentach i komentach z wątku na f. dyskusyjnym.

Co do wiersza, to jakkolwiek wciąż nie jestem fanem "psychotycznego artyzmu",
jak ośmielił się pan to nazwać, to jednak potrafię uszanować ten tekst i punkt
widzenia autora, dostrzegam tutaj wprawne, odważne i wnikliwe pióro. Co nie znaczy,
że osiągnął pan już szczyt (bo cóż to jet u licha?).

Pozdrawiam serdecznie. jeszcze raz przepraszam za mały bordel i życzę samych udanych
prób w przyszłości.
Opublikowano

a krytyka jest po to żeby zawsze się z nią zgadzać? jak ja komuś pisze pod wierszem syf, nie robie tego po to zeby autor przyznał mi racje (bo gdyby sam uważał to za syf chyba nie pokazywałby tego swiatu) tylko po to żeby wyrazić swoje zdanie. a dyskusja na forum miała na celu tylko stwierdzenie faktu że tu pisze sie tylko pozytywne komentarze, a nie że ludzie źle odbierają krytyke.

i nei nazwałem tego psychotym artyzmem, stwierdziłem tylko fakt że kurczowe trzymanie sie formy zamyka się własnie na tego typu wybryki liryczne

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie mów tak  Nie mów nie    Wyrzuć z głowy  Rzeczy złe    Nim świat spłonie  I pochłonie cię    Całym sobą     
    • @Migrena przeczytałem twój wiersz ale wiersza tam nie znalazłem, jest to świetne opowiadanie które aż prosi się pociągnąć dalej. Wspaniałe wprowadzenie bardzo plastyczne przedstawienie kochanków i ich namiętności. Wprowadziłeś senną poświatę z żywym ogniem, ale nie puentą. Tylko doprowadziłeś czytelnika do pozycji rozparcia się w fotelu i przekręcenia strony. No nie nie możliwe na drugiej stronie nie ma cdn. cóż trzeba sobie samemu dopisać, a poważnie masz początek dobrej powieści mnie wciągnęła a co ty zrobisz dalej?
    • @Simon Tracy  Weteranie, głowa w górę!
    • Ciągle w tej samej rzece, z której wyjść mogę — nie chcę. Ciągle w tej samej rzece, płynę po nowe dni — jeszcze.   Dziękuję Panie za brzegi strome, za wyspy, na których chwila kwitnie. Dziękuję Panie za wiarę w Twój nurt, za horyzont meandrów ważnych — wybitnie.   Doceniam słowo, ten splot gęsty, Twoje światło: bez limitu, bez końca. Idę do Ciebie, szukając siebie, a każda z dróg wiedzie do Ojca.   Ile dasz Panie, tyle wezmę, bo szczegół to rok, czy godzina, wobec Ciebie, ja w drobinie drobina, która dalej dzięki Tobie sięgnie.     Za każdą dziękuję Ci pogodę, za miłość, jej skwar i ochłodę, za szczęścia niepewne, ulotne, i usta.. jak zwykle samotne.
    • Po przebudzeniu. Otwieram leniwie, szare jak popiół ze spalonych marzeń oczy. Komendy z wolna dochodzą  do przeboćcowanych uszu,  wyczulonych na krzyk ale i głęboką ciszę. Dzwonki i gwizdki oficerów,  pobrzmiewają ostrym jazgotem.  Czasami zagłuszają nawet jęki, kalekich pobratymców, którzy w kałużach krwi, potu i błota, wykopanych z mozołem okopów.  Drwią ze śmierci. Nie chcą się poddać.  Choć ich skrwawione kikuty  oderwanych kończyn lub strzaskane odłamkami pocisków oblicza, szczernione pożogą wszędobylskiego ognia, dalej tchną, niegasnącym zarzewiem życia. Nienawidzę tego życia. Życie mnie zabija. I tylko dlatego chcę wstać i walczyć. Zawsze na przekór  nawet swojemu rozsądkowi. Muszę cały dzień  błądzić w labiryncie okopów. Mijać tych, którzy są mi obojętni. Ja jestem im obojętny. A może wszyscy jesteśmy ofiarami  wojny z życiem i jego przygnębiającą pustką egzystencjalną. Śmierć wystawia swoją ogołoconą  z włosów i skóry głowę z okopu wroga. Śmieje się  ze swojego najdzielniejszego żołnierza. Wabi i kusi.  Ponagla i błaga.  Droczy się bym bez strachu opuścił bezpieczne schronienie  i puścił się gnany znużeniem bytu  ku liniom kolczastego drutu  z upiętymi na zwojach  co kilkanaście metrów przeciwpiechotnymi minami, wypełnionymi wspomnieniami dawnych dni traumy w postaci ołowianych kulek i ze szkła tłuczonego powstałych szrapneli. Nie jestem już nieobytym młodzikiem. Jestem na wojnie z samym sobą  od kilkunastu lat. Uśmiech śmierci to pułapka. Życie wcelowało w moje schronienie,  lunety karabinków. Wszędzie wokół są snajperzy. Depresja, lęki i nerwica.  Najgorzej jest wreszcie ulec  i wyczołgać się w stronę beznadziei.  Tej ziemi nie mojej ani niczyjej. Z uczuciem pustki.  Nie czuć już kompletnie nic. Nawet tych wchodzących gładko w ciało pocisków. Mam tyle ran, że już nie zwracam uwagi. Wreszcie czyjeś dłonie wciągają mnie za mundur do kolejnego leju po jakiejś uczuciowej, związkowej bombie. Pełno w nim nigdy nie zastygłej krwi. Ona patrzy na mnie martwo. Oparta plecami o nasyp.  Jej włosy w nieładzie. A ręce rozrzucone. Na czole nikły ślad. Przestrzelony na wylot. Chociaż śmierć jest sprawiedliwością. Zdejmuje chwilowo zbędny hełm. Obracam go nerwowo w dłoniach. Żyj by umrzeć. Papieros i as pik. I właśnie dokładnie to robię każdego dnia. A wieczór. Wieczór jest wyczekiwaną ciszą. Sielską i spokojną. Front milknie a do głosu dochodzą  ciche rozmowy  żyjących jeszcze nieszczęśników. Wielu trzyma w brudnych, poranionych dłoniach, białe koraliki różańców. Inni całują srebrne krzyżyki. Nie wiem czy modlą się o życie  czy o szybką, bezbolesną śmierć. Co dzień jest nas tu coraz więcej. Nieważne ile istnień pochłonie życia front. Rakiety sygnalizacyjne ulatują w ciche, bezchmurne niebo.  Zielone, fosforyzujące światło  miesza się z czerwienią rac. A ja kończę pisać przy prawie rozładowanej latarce, pożegnalny list, którego i tak nikt nigdy nie odczyta. Lubię samotność wieczorów. Strzelcy usadowieni w swych kryjówkach są wtedy widać ślepi. A ja czuję radość i euforię, że jutro znów zbudzą mnie bym szturmował bez sensu i celu kolejne transze życiowych kolein. Patrzę na pełny i srebrzysty księżyc. Czasami widzę w nim istotę wyższą. Po cóż to ciągle przechodzić? Nikt mnie i tak nie zrozumie. Nigdy nie będę przez nikogo pokochany.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...