Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kiedy mam w czubie
Wierszem mówić lubię
O mej estymie do dam
Koledzy już dawno gdzieś
Poszli na piwo
A ja, o dziwo, zostałem sam
Z tą moją nieutuloną estymą do dam

Być może się zdarzy
To o czym marzę,
A mianowicie że:
Za chwilę, choć na chwilę spotkam cię.

To byłoby wskazane
I nad wyraz pożądane
Ze względu
Na moją wielką estymę do dam...

Kiedy mam w czubie
Wierszem mówić lubię
O mej estymie do dam
W ten wieczór posępny
Gdy bar już zamknięty
A kumple durni
Zniknęli pochmurni
A ja, o dziwo, zostałem sam
Z tą moją wielką
Nieutuloną estymą do dam

Opublikowano

Witaj Jaro. Pomysł miałeś b. fajny, ale ta stylizacja wyszła słabo
(bo przecież miała to być stylizacja na lekko "żulikową mowę", nie?
Jak nie, to pardonsik, pan wielmożny wybaczy;)
Moim zdaniem warto popracować, użyźnić go odpowiednimi zwrotami
i niefrasobliwą, zataczającą się nonszalancją:) Pzdr!

Opublikowano

Pomyślę, ale tu nie stylizowałem, po prostu tak mówię, kiedy mam w czubie, następny etap, to mówię po francusku.....

(jakaś bójka czasem też się zdarzy, c'est vraiment unformidable mais, pour quoi pas?)....

;o)

Opublikowano

Ivre comme un Polonais!

A mówiąc poważnie, to jestem smakoszem, a nie pijusem....
choć czasem fantazja ponosi....

Vive la fantasie!

i tak się ta sarmackość z historią Napoleońską przeplata..... (taki Lasalle)

Generalnie, myślę poważnie, że jak w Stanach prawo do noszenia broni, tak przejawem naszego Polskiego umiłowania wolności powinien być obowiązak noszenia szabli, i bigosować waszmoście bigosować....

;o)

Opublikowano

"Bo fantazja, fantazja,
bo fantazja jest od tego,
żeby bawić się, żeby bawić się,
żeby bawić się na całego!"

(kultowy zespół pieśni i tańca Fasolki)

Coś tam jak widzę rzeźbiłeś, i śmiem twierdzić, że przyjemniej
się czyta:) Tekst traktuję w kategoriach wesołej zabawy właśnie.
Można się pośmiać i kumpla w łopatkę trzasnąć:)

A co do tej szabelki... można by wymyśleć jakiś zgrabny, czarny futerał
i wypuścić na rynek serię neseserów z doczepianym takim. Wietrzę
w tym niezły interes. Mam jednak wrażenie, że we współczesnym świecie
możnaby spróbować przeforsować na nowo ideę tych fajnych czap,
ew. kontusza. W każdym razie znacznie łatwiej je nosić niż szabelkę.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



O!!! Si si, ja toże charaszo gawarju kagda ja golnu niemnożka. Eto prawilna...
U mienia, kak w czubie, to gawarit za mnoga nie ljublju... No...!!! za maljeńko toże niet...
Pazdrawljaju Piast

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...