Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jestem twoim pasażerem cz. I


Rekomendowane odpowiedzi

Otwórz okno - to chłodne, nocne powietrze jest interesujące.
Pozwól by cały świat zajrzał do środka, kto dba oto, kto co widzi.
Jestem Twoim pasażerem, jestem Twoim pasażerem.

(Deftones - Passenger)


Cz. I

- Odprowadź mnie do domu. Jestem zmęczona i boli mnie głowa. Mieli okropne piwo. Chyba się porzygam. – stwierdziła. Jej brązowe oczy nie prosiły. One rozkazywały. Zawsze stawiała mnie przed faktem. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Weź mnie za rękę – błagałem. Tylko o tym marzyłem. Znaliśmy się dwa miesiące. Kochałem ją, choć nie wierzyłem w istnienie miłości.
- Robert. Nie – odpowiedziała zdawkowo. – Przecież wiesz.
- Tak być nie może. Ciągle myślisz o tym chamie? On cię zdradził z inną. – W tej chwili przekonałem się, że mężczyznę też można strasznie zranić i chciałem, aby cały świat w to uwierzył. Potrafiłem ją pokochać. Zaopiekować się tą rudą dziewczyną ze Śląska. Bronić jej przed nachalnymi facetami w barach. Mogłem ją przenieść na rękach przez rozżarzone palenisko. Gdyby tylko zechciała. – Aniu…
- Nie Robercie. Wracajmy. Późno już.
- Skoro nalegasz. – odpuściłem sobie. Wiedziałem, że jeśli będę naciskał, to tylko pogorszę swoje i tak kiepskie położenie.
- Wezmę taksówkę. Poradzę sobie – powiedziała do mnie. Jak zwykle pewna siebie. Pocałowała mnie w czoło, co mnie dodatkowo rozdrażniło. Odsunąłem się od niej niczym rażony piorunem.
- Aniu. Zaczekaj – ocknąłem się. – Muszę ci to powiedzieć. Jeśli nie kochasz mnie, to przynajmniej mi powiedz czy jest jakaś szansa…
- Niestety – przerwała mi. – Dwa dni temu myślałam, że coś z tego będzie, ale się najwidoczniej myliłam. Przykro mi.
- Przykro ci? Chcesz tak po prostu zakończyć naszą znajomość? Powiedz mi to!
- Robert.
- Jestem twoim pasażerem. Wywozisz mnie na pustkowie. Pozostawiasz bez wody. I odjeżdżasz z uśmiechem na twarzy. – Zacisnąłem pięści. Zimny wiatr zawiał mi prosto w twarz. Wsiadła do samochodu i odjechała.

Zerwałem się z kolan i wybiegłem z kościoła. Pojechałem tramwajem na Kazimierz. Drzwi otworzyła jej współlokatorka. Była ekskluzywną kurewką.
- Anka nie chce z tobą rozmawiać. Idź sobie.
- Uderzyć cię?! – podniosłem rękę i wcisnąłem się na siłę do środka. Wściekłość zmieszana z namiętnością ogarnęły mój umysł. Mała iskierka mogła teraz spowodować ogromny pożar. Tak naprawdę nie było odwrotu. Anna siedziała przy komputerze. Znowu rozmawiała z jakimś obcym facetem na czacie. Sprawiało jej radość podrywanie tych głupich fagasów. Wysyłała im nawet prawdziwe zdjęcia. Opowiedziała mi kiedyś, że umówiła się nawet z jednym z nich. Była królową uwodzenia.
- Możemy porozmawiać? – spytałem.
- O rany! Robert, ależ mnie wystraszyłeś. – odwróciła się nagle w moją stronę. Szybko zmierzyła mnie wzrokiem z góry do dołu, a następnie wstała z krzesła - Co tu robisz? –
z fałszywą przymilnością zaprosiła mnie do salonu. Pozbierała z sofy bieliznę.
- Nie mogę bez ciebie żyć. – wyłkałem. Wiedziałem, że mężczyzna, który wypowiada takie słowa, jest na straconej pozycji. Wysyła sygnał, który informuje kobietę o jego bezbronności.
- Nie zaczynaj. – odpowiedziała. - Już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Nie mam zamiaru do tego wracać. – Z jej twarzy znikł obłudny uśmiech.
- Aniu, czy on cię denerwuje? – spytała zdenerwowana Daria. Dopiero teraz dostrzegłem, że cały czas przysłuchiwała się rozmowie. W dłoni trzymała tłuczek do mięsa i przyglądała się mi bardzo uważnie.
- Odłóż to. Nic się złego nie dzieje. – uspokoiła ją Ania.
Dziewczyny wyszły na chwilę do kuchni. Rozmawiały bardzo intensywnie. Wiatr za oknem przybrał na sile. Zbliżała się wichura. Podszedłem do okna. Zagrzmiało gdzieś daleko. Postanowiłem, że nigdzie się nie ruszę, dopóki Ania nie porozmawia ze mną poważnie.
- Robercie, chyba musisz opuścić to mieszkanie – powiedziała Daria. – Wkrótce przyjdzie Andrzej.
- Kim jest Andrzej? – zapytałem. Poczułem się źle. Miałem ochotę zwymiotować na podłogę.
- To przyjaciel. – uśmiechnęła się drwiąco. Zauważyłem, że Daria ma ładne piersi. Bardzo jędrne. Dwie bliźniacze wieże wykonane przez wybitnego architekta życia.
- Posłuchaj skarbie. Zadzwoń do Andrzejka i powiedz mu, żeby dzisiaj nie przychodził na pogaduchy. Mam względem was inne plany.
- Przestań! – zirytowała się Daria. W przedpokoju zobaczyłem cień Ani. Powiedziała, że musi na chwilę wyjść i za niedługo wróci. Za oknem rozszalała się burza.

Poczułem kobiecą rękę w spodniach. Rozpięła mi rozporek i zaczęła się bawić moim członkiem. Ścisnęła go mocno, a potem włożyła do ust. Leżałem na wielkiej sofie z zamkniętymi oczami. Wyobrażałem sobie, ze jestem teraz z Anią, i że delikatnie pieszczę jej twarz. Byłem niestety w tym momencie z inną kobietą i w dodatku z dziwką.
- Dobrze ci, hm? Oh. A teraz mnie wyliż. – poprosiła.
- Usiądź mi na twarzy – zaproponowałem.
- Miau. – mruknęła.
- Podoba ci się?
- O tak. Pieprz mnie. Rżnij mnie mocno. Wbij się we mnie. Tak. Cała drżę. Głębiej.
Oh! – jęczała bardzo głośno. I gdy skończyliśmy, to pozostawiłem na stoliku nocnym dwie stówy, ale ich nie przyjęła. – Nie idź jeszcze. – Zostałem wiedząc, że miłość mojego życia pieprzy się teraz z jakimś Andrzejem, który ma prawdopodobnie wygląd chłopczyka z reklam golarek.

Pragnąłem zostać Jamesem Deanem. Kupiłem nawet stare Porsche. Obciąłem włosy i zaczesałem do góry. Nieodłącznym elementem mojego nowego stylu bycia stał również specyficzny chód Jimmiego oraz jakieś outsiderskie nawyki. Zwykłem bowiem siadać z boku na spotkaniach ze znajomymi. Izolowałem się od towarzystwa.
Samochód kupiłem z odszkodowania z wypadku. Cudem przeżyłem zderzenie czołowe na autostradzie. Źle się czułem ze świadomością, iż kierowca z drugiego auta zginął. Jednak policja nie znalazła podstaw, ażeby wszcząć przeciwko mnie jakieś postępowanie. Kompletny brak dowodów. Po całym zajściu nie zrezygnowałem z brawurowej jazdy. Gdy wciskasz gaz do dechy nie ma taryfy ulgowej. Albo ty, albo ktoś inny. Zwycięzca może być tylko jeden.
Myślałem o zmianie nazwiska na Bergman. Był taki reżyser. Gdybym się tak nazywał, to wszyscy by mnie szanowali. Imponowałbym Ani. Obecnie traktowała mnie jak bogatego bubka. Syna swojego ojca. Nieodpowiedzialnego gnojka Roberta Berga.
Zacząłem się spotykać z Darią. Nie zależało mi na niej. Chciałem być blisko Ani. Miało to jedną wadę. Obserwowałem biernie jak wzrasta w niej uczucie do Andrzeja. Nigdy gnojowi ręki nie podałem. On myślał, że Dostojewski jest rosyjskim ambasadorem w Warszawie. Urodą nadrabiał braki mózgu.

Pełne zaciśnięte wargi przywodzą mi na myśl zimę. Pojechaliśmy do Zakopanego. To się działo po miesiącu naszej znajomości. Zasłoniłem ci oczy. Śmiałaś się głośno. Tańczyliśmy przy ognisku rozpalonym na polanie pośród śniegu. Nie docierało do nas zimno. Twoje rude kręcone włosy falowały, gdy podnosiłaś jedną nogę na przemian z drugą, aby w końcu upaść na biały puch.
Rozmawialiśmy całe noce o Schopenhauerze i filozofii wschodu; dyskutowaliśmy namiętnie o kinie azjatyckim, zachwycając się mimiką twarzy japońskich aktorów; planowaliśmy wyjazd w podróż życia kolejką transsyberyjska, która miała potrwać dwa tygodnie. Wmawiałaś mi, że człowiek z natury jest zły, a jak na ciebie patrzyłem, to wątpiłem w te słowa.
Chowaliśmy się przed światem w małym drewnianym pokoiku na poddaszu. Czerpałem radość z obcowania z tobą. Zadawałaś mnóstwo pytań, a ja nie potrafiłem odpowiedzieć na większość z nich. Zahipnotyzowany twoim głosem płynąłem w nieznane.

- Dzwoniłam do domu. Jutro idę na operacje. – powiedziałaś.
- Będę trzymał kciuki. – Wiedziałem, że to nic poważnego, a jednak się martwiłem. Siedziałem całe popołudnie z telefonem w ręku. Pisałem smsy do znajomych. Grałem w gry sportowe i zdobywałem mistrzostwo świata w piłce nożnej, jednak w życiu byłem ciągle na etapie eliminacji. Musiałem jakoś wypełnić czas. Patrzyłem więc tępo na album z pracami surrealistów. Salvador Dali miał Galę. Ja miałem Anię. Zrozumiałem podczas tego wyczekiwania w jak ogromnym stopniu jesteśmy do siebie podobni.
Mróz nie odpuszczał. Prezenter pogody tradycyjnie straszył niezbyt optymistyczną prognozą pogody. Zima miała trwać pół roku.
- Halo. To ja, Robert. Dzwonie, bo nie odpisałaś mi na sms. Jak się czujesz? To się cieszę. Kiedy się spotkamy? Jak to nie chcesz? Aniu! Halo? – Gdy odłożyła słuchawkę, uświadomiłem sobie, że znów jestem sam. Straciłem pokrewną duszę. Wykręciłem ponownie ten sam numer. Nikt nie odebrał.

Na początku kwietnia przewidywania specjalistów od chmur i wyży barycznych powędrowały do lamusa. Wiosna wcisnęła się w umysłu par, które oblegały ławki. Przemykałem szybko przez miasto. Nie mogłem znieść tego zjawiska. Kiedy ktoś zainstaluje dla par jakieś parkometry? Niech poznają jaką cenę trzeba zapłacić za uczucie.
Miłość dla mnie stała się przegniłym jabłkiem, które można obkroić, pozbawiając tym samym najcenniejszych kawałków lub po prostu wyrzucić i zapomnieć jak o zeszłorocznym śniegu
Wieczorem poszedłem do STAVANGROS. Spotkałem Tomka i Zosię. Wypiliśmy po kilka piw. Zamówiliśmy greckie karamas i smażone kalmary.
- Kiedy ty sobie znajdziesz dziewczynę? – spytał Tomek. Wiedział, że nie lubię tego typu rozmów, ale uparcie naciskał na mnie. – Niedawno powiedziałeś nam o jakieś uroczej osobie. Miałeś nam ją przedstawić.
- Daj mu spokój. Nie widzisz jak wygląda. – próbowała łagodzić sprawę Zosia.
- Dam sobie radę. – odrzekłem. Dopiłem piwo i wstałem od stolika – Czasami lepiej być samotnym szczęściarzem niż cierpieć w duecie. – Poszedłem do toalety. Dlaczego Zosia to powiedziała? Co było nie tak ze mną? Dziś w lustrze prezentowałem się całkiem przyzwoicie. I chyba moja pewność siebie pokonała zdrowy rozsądek.
- Mam na imię Karina. – wyszeptała mi do ucha jakaś blondynka, gdy przechodziłem obok baru.
- Robert. Postawić ci drinka?
- A na co cię stać koguciku? – spytała zalotnie. Pomyślałem sobie, iż nie warto takiej okazji przepuścić. – Whisky, koniak, Wermut. Nie wiem, co lubisz.
- Koniaczek. – Miała słodki głos. Kilka godzin spędzonych z nią w łóżku przekonało mnie też do jej gorących ust. Robiła nimi cuda.

Obudziłem się na potwornym kacu. Założyłem spodnie. Robercie, ależ z ciebie
ogier – pomyślałem i pierwszy raz od kilku dni uśmiechnąłem się. Podarowałem jakieś drobne żebraczce. Nie czyniłem tego zazwyczaj, lecz dziś był wyjątkowy dzień. Nastąpiło odrodzenie. By uczcić dzień, zjadłem wystawne śniadanie, wybrałem kilka krawatów na wieczór.
- Panu we wszystkim do twarzy – kokietowała mnie sprzedawczyni. Nadmiar doznań erotycznych i niedawna lektura Markiza De Sade nie pozwoliły mi przeoczyć uroczego elementu jej garderoby. Przez czarną sukienkę prześwitywała biała koronkowa bielizna.
- Nazywam się Bergman, Robert Bergman – skłamałem.
- Lidia. – odpowiedziała kobieta. Speszyła ją trochę moja bezpośredniość.
- To jest moja wizytówka. Zadzwoń. – Obdarowałem sprzedawczynię hollywoodzkim uśmiechem, bo w końcu moje zęby kosztowały 30 000zł, więc lubiłem się nimi chwalić.
- Oto pański zakup – Z oblicza Lidii zniknęły wszelkie objawy niepewności. Skryła się za maską oficjalności. Ja jednak wiedziałem, że w głębi siebie jest nieśmiałą dziewczynką, którą ktoś przebrał w to zabawne wdzianko, żeby udawać poważną kobietę.
- Do zobaczenia. – zabrałem torbę i wyszedłem.

Lidia miała jednak styl. W dzielnicy willowej wynajmowała stary dom. Kupiła kilka rzeźb. Miała świra na punkcie świeczników. Nie na pierwszej, a na drugiej randce poznałem uroki jej sypialni. Była kiepską kochanką. Szybko dochodziła i momentalnie zasypiała. W tej znajomości chodziło bardziej o przyjaźń niż o seks.
- Kiedyś stąd wyjdziesz i nie wrócisz. – stwierdziła pewnego ranka i nie myliła się. Za dwa dni już nie przyszedłem. Dowiedziałem się od Tomka, który też robił zakupy w tym samym butiku, iż zmieniła pracę. Podobno pewnego dnia przyszła do sklepu w koszuli nocnej. Szukała krawatów. Zakręcona neurotyczka.
- Wiesz czemu zostawiłem te wszystkie kobiety? – zapytałem Tomka.
- Nie musisz mi mówić. Domyślam się. – Po raz pierwszy zachował się jak na dobrego kumpla przystało.
- Jutro do niej pójdę. – powiedziałem. Siedzieliśmy przy stoliku na zewnątrz. Wrzucałem kostki cukru do filiżanki i odjechałem swoim surrealistycznym pojazdem wyobraźni gdzieś daleko.
- A jeśli nie będzie chciała z tobą rozmawiać? – spytał Tomek. Ocknąłem się. Popatrzyłem mu w prosto w oczy i zrobiłem minę sprzedawcy odkurzaczy, któremu bardzo zależy na finalizacji transakcji.
- Spróbuję. – wyrzekłem.

Wyciskałem z mojego samochodu ile się dało. Miałem wrażenie, iż nie jadę sam. Duża prędkość podniecała mnie bardziej od seksu. Ponad dwieście kilometrów na godzinę. Zbliżam się do Ani. Za chwilę powiem jej jak bardzo ją kocham. Uklęknę przed nią jak to zwykłem czynić w kościele. Jestem przekonany, że tym razem mnie przyjmie. Gdzieś tu mam płytę Deftones. Uwielbiam ten utwór. Passenger. 220 km/h. Przelatuję nad pasem zieleni. Porsche odrywa się od ziemi. Kocham to uczucie. Człowiek jest zły z natury. Co za brednie. Skłamałem. Wcale się nie oderwałem. Uderzyłem chyba w coś…
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Odprowadź mnie do domu. Jestem zmęczona i boli mnie głowa. Mieli okropne piwo. Chyba się porzygam. – stwierdziła. Twoje brązowe oczy nie prosiły. One rozkazywały. Zawsze stawiałaś mnie przed faktem. [...]
– W tej chwili przekonałem się, że mężczyznę też można strasznie zranić i chciałem, aby cały świat w to uwierzył. Potrafiłem pokochać.

Drzwi otwarła jej współlokatorka - otworzyła

Zwykłem bowiem siadać na spotkaniach ze znajomymi z boku. -brzmi jakby znajomi pochodzili "z boku" np. na spotkaniach ze znajomymi zwykłem siadać z boku.

++

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przyznaję, że bardzo mi się spodobało. oto kolejna osoba
z forum od której muszę się wiele nauczyć :D

Konradzie, opowiadanie miejscami bardzo mnie wzruszyło / to chyba wspomnienia powracają
chwiejnym krokiem/, łezka w oku się zakręciła jak bioderka w sambie :P. oj, raczej przy Stonesach, których teraz słucham :). czekam na kolejną część, bo wciąga

zdrówka i serdeczności Espena Sway :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Całkiem zgrabne i genialny utwór jako przewodni wybrałeś. Ale nie zapominaj, że to nie tylko Deftones, lecz ktoś z nimi nagrał i warto to zaznaczyć ;)
Jeszcze tylko kilka wytknięć:
"Zakręcona neurotyczna" - A nie neurotyczka?
"- Jutro do niej Pojdę" - pójdę ;)

Pozdrawiam i pisz dalej ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj po dłuższej przerwie!
Błędy poprawiłem. Kolejne części się tworzą, więc zapraszam do czytania.
Utwór oczywiście świetny i dla niewtajemniczonych dodam, że pochodzi on z płyty "White Pony" (2000, Maverick). Gościnnie śpiewa James Keenan Maynard (wokalista Toola).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiosna wcisnęła się w umysłu par, które oblegały ławki.- coś nie tak z tym zdaniem

Nie czyniłem zazwyczaj, lecz dziś był wyjątkowy dzień. - czego nie czynił?

za dużo tego "iż", wymień w niektórych momentach na "że". jeśli chodzi o dalszą estetykę, to masz dziwny układ w dialogach - raczej nie stawia się kropki w pół zdania, jak to robiłeś. np.
- Robert. Nie.(ta niepotrzebna, KULA;) – odpowiedziała zdawkowo. – Przecież wiesz.

itd. z tymi kropkami.
pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...