Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

dziś wyszedł mi bez na drogę
z rana, gdy szłam do pracy.
- rok chyba cię nie widziałem
miło twój uśmiech zobaczyć.

darował mi kilka spojrzeń
czarownych oczu fiołkowych,
na purpurowo spłonęłam
od pięt aż po czubek głowy.

nie wiem czy kto mi uwierzy
bo przeciem taka nieśmiała,
zamknęłam oczy i cicho
bezwstydnie bez całowałam.


16.05.2006.

Opublikowano

Wierzę ci, Ala... A poza tym, to szczęściarz z tego... bzu. A tak na ucho - nie spóźniłaś się...?
Jak to można poetycko ująć wrażenia z drogi do pracy!!!
Pozdrawiam lekko i radośnie - po takim wierszu!
Piast

Opublikowano

Ja Ci Alu wierzę. W bzie można się zakochać i z tego zakochania zacałować go na śmierć.
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty …
Czytało się miło, jak zwykle u Ciebie. Ule pękają w szwach od alicjowego miodu i nigdy dość.
Pozdrawiam ciepło

Opublikowano

Dariuszu, co wynikło?
Ano zobacz:

jeszcze o bzie coś będzie
o tym, co go już znacie
o, nie odmówię sobie
i nie pomoże pacierz!

niewierne męskie plemię
aż we mnie się gotuje,
widziałam jak się z inną
znów mizdrzysz i całujesz!

no jasne, takiś piękny,
że każdą otumanisz
już dam ci ja nauczkę
że żadnej ani, ani.

i zapamiętasz sobie
jak kończy każdy zdrajca.
ze sobą mam sekator
obetnę ci te... kwiaty!

Opublikowano

Hahaha hahahaaaaaaa haaa hahahahah ahahahahaaaaaaaa hahahahaaaaaaaaaaaa
Nie mogę ...hahahaha, Ala, hahaha
Bo mi przepuklina wyskoczy, ta co to jej nie mam
Piast

Opublikowano

Alicjo - po pierwsze miło, że jednak u nas, po drugie - jak zawsze - liryka przez duże L i nawet jeżeli mam słabośc, to ku chwale, a wreszcie po trzecie - ten drugi też smakowity :)

(ech, całuśniki...)
Pozdrawiam.

Opublikowano

Poza małym wyjątkiem ośmiozgłoskowiec. Dobre rymy. Rytm. Warsztat nienaganny.
Treść nie podoba mnie się, ale mniemam, iż miało być lekko i bezwstydnie, dlatego nie będę marudził, bo mnie kto tu jeszcze zdzieli, że szerzę defetyzm (słowo w tym kontekście nad wyraz naciągnięte).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • gdy jutro się skończy pojutrze początkiem  
    • @Wędrowiec.1984 No dobra, ale poprzednie moje tłumaczenie, bardziej mi się podoba, jest takie... bardziej poetyckie.  Przy pisaniu świadomość trochę się plącze z wyobraźnią, przynajmniej w moim przypadku tak jest :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      To nie jest splątanie kwantowe, tylko splątanie świadomości.
    • Dawniej każdy poranek pachniał złotem. Słońce wschodziło nad wzgórzami i bez słowa kładło na dachach ciepło, które otulało serca jeszcze przed pierwszą kawą. Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło. Niektórzy mówili, że światło stało się zbyt białe, inni że zbyt blade. Starzy ludzie w wioskach patrzyli na nie z lękiem, dzieci – z obojętnością. A ono wciąż tam było. Na niebie. Zawsze na niebie. I właśnie to było najbardziej niepokojące. „Nie czuć go” – mówiła codziennie staruszka Maja, siadając na swojej drewnianej ławce. „Kiedyś czułam, jak przechodzi przez skórę i dociera do duszy. A teraz… tylko patrzę, ale nie widzę.” Ludzie zaczęli snuć domysły. Czy to przez dymy, które wznosiły się z fabryk po drugiej stronie wzgórz? Czy może przez coś bardziej niewidzialnego? Przez rzeczy, których nie da się zmierzyć – jak strach, obojętność, rozpad miłości? Niektórzy szeptali, że prawdziwe słońce już dawno zgasło. Że to, które świeci teraz, to tylko replika – sztuczna kula światła stworzona przez tych, którzy chcieli kontrolować nie tylko czas, ale i nasze nastroje. „Zamienili nam światło serca na światło technologii” – pisał ktoś na ścianie opuszczonej stacji meteorologicznej. Ale pewnego dnia przyszedł chłopiec. Miał na imię Elian. Pojawił się znikąd, w butach z błota i z patykiem zamiast laski. Nie zadawał pytań. Siadał pod drzewami i mówił do liści, do wiatru, do kamieni. Ludzie uznali go za dziwaka, ale dzieci zaczęły go słuchać. A potem coś się wydarzyło. Pewnego ranka, kiedy Elian stał na wzgórzu, zamknął oczy i rozłożył ramiona. Słońce – blade i nieruchome – zaczęło wypełniać się ciepłem. Powoli, bardzo powoli, niebo poruszyło się z westchnieniem. Jakby przypomniało sobie, że kiedyś umiało kochać. W ciągu kilku dni ludzie zauważyli zmianę. Ptaki zaczęły śpiewać wcześniej, a cienie drzew znowu stały się miękkie. Staruszka Maja płakała z radości: „To ono. Prawdziwe. Wróciło.” Ale Elian powiedział tylko: – Ono nigdy nie zgasło. To my przestaliśmy świecić od środka.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...