Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Też nie jestem zajebisty


Rekomendowane odpowiedzi

W pomieszczeniu pachniało żywicą. Zapach lasu snuł się po kątach, odbijając i ciągnąc ze sobą pierwiastki parujących smarów i olejów. Światło dzienne wbiegało beztrosko przez uchylone drzwi i małe okienka umieszczone nad zniszczonym, stalowym pulpitem. A na nim pootwierane puszki i butelki z impregnatami do drewna, zestawy pędzli i pilników, starannie poukładane jak na chirurgicznym stoliku. Heble i brzeszczoty, którymi twórca określał kształt tworzywa, lśniły w półmroku, na metalowych ostrzach zawisły krople gwiazd. Estetyka pomieszczenia świadczyła o jednym, właściciel był purystą, jeśli można przenieść to znaczenie na barki zwykłego rzemieślnika. Był też konserwatywny w doborze swoich narzędzi pracy, jedyną mechaniczną maszyną, która znajdowała się w warsztacie, była piła cyrkulacyjna umieszczona na środku. Stał przy niej sam stolarz, przygarbiony, w flanelowej koszuli o podwiniętych rękawach. Pył i kurz pokrywał odkryte części ciała fachowca. Właśnie pracował – kształtował klocki. Małe sześciany z drewna. Brał ze stosu leżącego przy ścianie belkę i karmił nią wibrującą tarczę piły. W zgrzycie i warkocie rodziły się małe kanciaste bryłki. Klocki. Drewniane klocki. Stolarz uśmiechał się znacząco do siebie, towarzysząc każdemu porodowi, odbierał brzdące i z wrodzoną łagodnością siostry położnej, układał je na jednym z trzech stosów tuż przy ścianie. Kiedy poród był cięższy, położnica syczała z bólu wydając z siebie kłębki białego dymu. Wtedy to zapach palonego drewna dołączał do zabawy z żywicznymi oparami. Stos belek czekających na kosmetyczny zabieg pomniejszał się z minuty na minutę. Piła cięła drewno. Cięła? Miażdżyła je, rozpędzone zęby wgryzały się w twardą materię, naciskały, łamały drobne elementy. Głębiej - czy w ogóle dotykała celulozowego ciała swojej ofiary? Zrywała połączenia elektronów, oddzielała je od siebie. Ale to była energia, dzieliła energię, zakłócała jej przepływ.
Za plecami mężczyzny, pod ścianą, stała mała ławka, na której siedział pucołowaty chłopak. Dłubał grubym paluszkiem w nosie i przyglądał się pracy stolarza. Ślina wydobywała się z pomiędzy kącików ust chłopca. Nagle cofnęła się do środka, zassana energicznie. Chrząknięcie dziecka zadrapało warkot silnika.
- Tato…
Mężczyzna zdawał się nie zwracać uwagi na wypowiedziane słowa.
- Tato, a wyobraź sobie, jak to jest, kiedy, ktoś umiera. Na przykład upadając na ostrze twojej piły. Upada na nią i koniec. Przypadkiem, niespodziewanie. Traci nagle świadomość i nie ma już czasu na nic. Koniec.
Stolarz zmarszczył czoło.
- Za dużo czytasz jak na swój wiek, oszalejesz od tego.
Odwrócił się do syna i spojrzał na niego łagodnie.
- Powinieneś pisać książki, nie czytaj, pisz. Od czytania ludzie szaleją, pisanie jest bezpieczne. Kupię ci zeszyt i pióro.
Za oknami gasło słońce. Ściany warsztatu nabrały rumieńców. Pojawiły się pierwsze motyle nocy, aby rozpocząć swój taniec powietrzny przy wiszącej u sufitu żarówce. Cienie zaczęły wychodzić spod stojących mebli. We frontowych drzwiach warsztatu pojawił się mrok. Przybrał kształty człowieka i zaczął zbliżać się ku wibrującej pile. Szczupły mężczyzna podszedł do stolarza. Stanął przed nim i spojrzał mu w oczy obłędnym wzrokiem. Ziemista twarz gościa wydawała się być kolejnym cieniem, rzucanym przez wyposażenie stolarni.
- Gdzie ona jest – zachrypniętym głosem zapytał przybysz. W tym momencie wszystkie igrające po warsztacie zapachy zanikły. Pojawił się nowy, okropny, wydobywający się z popękanych ust nieznajomego. Kwaśny, gnijący, grobowy.
Stolarz wzdrygną się.
- Kto? - Zapytał.
- Jak to kurwa kto?! Zajebiście zmęczyłem się, szukam jej od kilku godzin. Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni starej kurtki, jeden z rękawów oszpecony był wypalonymi przez papierosa dziurami. Niezręcznie wykonane szwy starały się zakamuflować te braki materii. Były jeszcze brzydsze od dziur, niedoskonałość zirytowała stolarza.
- Nie wiem o kim mówisz dziwaku, odejdź stąd!
Złość zalała oblicze przybysza. Ruszył z zaciśniętą w pięści paczką papierosów w stronę gospodarza. W pewnym momencie stracił równowagę, potykając się o stos belek leżący u jego stóp. Nie zapanował nad ciałem i runął wprost na blat działającej maszyny. Wprost na piłę. Stłumiony odgłos rozpruwanego ciała wypełnił warsztat. Pod stół jak pomyje z wiadra, spłynęła krew wraz z żółcią. Rozszarpane skrawki jelit wyścieliły podłogę. Zapach krwi zmieszany z wonią siarkowodoru zatruł eter. Szkarłatne freski ozdobiły białe ściany pracowni.
- Do cholery – westchnął stolarz i usiadł na drewnianym stołeczku. Ujął w dłoni drewnianą belkę i zaczął ociosywać ją siekierą.
Chłopiec siedział na ławce i dłubał grubym paluszkiem w nosie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że kwestia [u]zajebistości[/u] robi na forum furorę. Chyba pisałeś w afekcie, bo dostrzegam pewne nawiązanie do jednego z tektów - coś mi prowokacją zalatuje. To dobrze!!! Bawmy się!!!
Nie jestem purystą dlatego pozwolę sobie napisać - wcale się zajebiście nie zmęczyłem czytając więc k** pozdrawiam wszystkich brutalistów

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech... No ja wiedziałam, że się mi nie uda... Twój tekst jest o niebo lepszy, zresztą, jak ja się moge teraz z Tobą porównywać... Inny nieco(!) styl. W Twoim każdym zdaniu nie brakuje żadnego słowa, są tak złożone, że raczej szkoda byłoby je kaleczyć.

"Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni starej kurtki, jeden z rękawów oszpecony był wypalonymi przez papierosa dziurami. Niezręcznie wykonane szwy starały się zakamuflować te braki materii." Jeśli to on (a może nim być) to niezłą miał śmierć...

A, i zapomniałeś jednej literki: wzdrygną - wzdrygnął. (Tak dla zasady!) :)

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jakby ktoś do mnie powiedział - zajebiście zmęczyłem się, zamiast - zajebiście się zmęczylem, pomyślałabym, że obcokrajowiec, albo, że go nie ma.

" - nazwisko.
- ...
- nazwisko!!!
- ..właśnie zastanawiam się..."

tam te dziury w rękawie tez jakoś średnio mi pasują. wogle stawiam gdzie indizej niż ty kropki i cinki.
A czepiam sie tylko dlatego, że tekst jest zajebisty, acz zdaje sie mnie - niedopracowany. pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trafne uwagi,choć pozostanę przy "papierosa". Fakt, jest tutaj mnóstwo niekonsekwencji, istny tygiel. Ale wszystko spowodowane afektem. Powinienem teraz zająć się poprawą tekstu, jednak jest to moje niechciane dziecko i pozostawię je w spokoju. Ale do diaska, podoba mi się taka krytyka!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...