Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Co by nie powiedzieć, to dobrze tam być. Są wyspy na Karaibach tak drogie. W St Barth się polewa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      :)
    • @Duch7millenium zobacz jakie rzeczy następują jedną po drugiej, szok, normalnie szok co się dzieje na świecie. 
    • @Łukasz Jasiński weź nie przekręcaj, przeczytaj jeszcze raz Ewangelie, jakie były odczucia świadków, że to był prawdziwy Bóg, za późno oddali mu pokłon, ale mimo wszystko uwierzyli, ale byli też tacy, którzy odrazu uwierzyli, ja jestem tą osobą. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Tak, Rafaelu, zgadzam się z tobą. Podwaliny historii też ci znane, ale mało znane są te, które od roku 2023 do dnia dzisiejszego wciąż badam z licznymi przerwami, które są konieczne. Niektóre były niebezpieczne (tu muszę się zatrzymać, jeśli chodzi o komentarz pod Twoim komentarzem) Dziękuję i pozdrawiam cię! Poniekąd tak, ta cała awangarda przeleżała wieki, by ktoś ją w końcu aktywował...   Dziękuję za wpis, zostawiając pozdrowienia!
    • - Ach, te moje obawy! - pomyślałam kolejny raz w tym tygodniu. Z myśli na myśl coraz bardziej zła na siebie, że przestałam telefonować i esemesować do Jerzego. Trochę aspodziewanie dla samej siebie, a bardziej spodziewanie właśnie. Czekając, kiedy wspomniane staną się na tyle silne, że powstrzymają mnie od kontaktowania się z nim. Obawy, pozostałe po traumie poprzedniego związku. Myślałam, że z czasem mnie opuszczą. Że z biegiem miesięcy odejdą same. Że po prostu znikną - jak cień. Myliłam się...    Przez kilka dni po naszym ostatnim spotkaniu wszystko było dobrze. Bez najmniejszych rozterek sięgałam po telefon o najróżniejszych porach dnia, aby doń napisać albo zadzwonić. A jeśli nie, to chociaż wysłać ikonkę uśmiechu czy serduszko jako znak, że jestem i pamiętam. Lub zasygnalizować je właśnie krótkim połączeniem - przerwanym, zanim zdążył odebrać. Do czasu...    Lęki narastały apostrzeżenie. Stawały się coraz bardziej intensywne i mroczne, jak nakładające się na siebie cienie. I kryły się gdzieś wewnątrz mnie, poczatkowo zupełnie niewidoczne ani całkiem wyczuwalne. Do tamtej nocy, kiedy kładąc się spać, wyobraziłam sobie, że jest tuż obok. Że kładę się przy nim spokojna i pełna ufności, a on przygarnia mnie do siebie i przytula. Rozczesuje delikatnie moje włosy... odgarnia je z szyi... całuje kark. Zasypiam uśmiechnięta, czując się absolutnie spokojna i absolutnie bezpieczna. A potem... Potem ten sen. Koszmar.    Budzę się i zdaję sobie sprawę, że leżę na ziemi. Mam na sobie coś, co w dotyku jest chłodne i śliskie; dobrze, że chociaż to! Pomimo, że nic chroni przed zimnem, bo czuję, że drżę. Wokół mnie jest ciemno. Nieprzenikniony mrok. Taki, że dosłownie widać... nic. Zrywam się, przerażona. Moją pierwszą myślą jest go zawołać, skoro tuż po przebudzeniu nie poczułam go przy sobie.    - Jerzy! - wołam. - Jerzy, gdzie jesteś?!    Jego imię pierwszy raz wypowiadam jeszcze spokojnie. Drugi raz brzmi ono już strachem. Przerażeniem. Trzeci raz poczuciem bezsilności. Dojmującymi przed tym, co w moim chwilowym odczuciu jest nieogarnione. Przed tym, czego nie potrafię objąć ani umysłem, ani uczuciami.    - Jeerzyy!! - mój krzyk jest krzykiem rozpaczy, pełnym bólu i gniewu. - Gdzie jesteś?!! Dlaczego to zrobiłeś?!! Dlaczego...    Tknięta impulsem tak zimnym, jak żaden z dotychczas doświadczonych, odwracam się. Pod stopami czuję chłód wilgotnej ziemi i coś, co dotykiem identyfikuję jako gałązki. Jedna z nich kłuje mnie boleśnie w lewą stopę.    - Au! - syczę, krzywiąc się z bólu. Awypowiedziany dźwięk zamiera mi na wargach, gdy mimo otaczającego mroku spostrzegam cień. Tak głęboki i tak ciemny, że przestrzeń wokół robi wrażenie półmrocznej. Mój strach wzrasta błyskawicznie, gdy konstatuję, że ów cień kończy się - albo właśnie zaczyna - przy moich stopach. Ale przecież nie jest mój! Ja tak nie wyglądam!!    W panice odwracam się i zaczynam biec na oślep przed siebie. Nic widząc i nic słysząc oprócz strachu, który czuję na całym swoim ciele. Który czuję, jak skręca mnie w środku i jak przepełza tętnicami wraz ze zgęstniałą nagle wskutek paniki krwią.     - Jerzyy!! - wykrzykuję w biegu jego imię. - Ratunku!!!    W tej chwili wpadam na coś szorstkiego i twardego. Do tego stopnia, że odbijam się od tego czegoś i ląduję na ziemi, potrójnie oszołomiona: zaistniałą sytuacją, zderzeniem i upadkiem.    W ostatniej chwili, czując że świadomość zaczyna mnie opuszczać, odnoszę wrażenie, iż ów cień - wciąż jakby wyrastając z moich stóp - unosi się, prostuje i zaczyna powoli rosnąć, wypełniając pole widzenia. Jest już tak wyraźny - a może tak duży lub tak blisko - że dostrzegam rysy twarzy. To... Nie, to nie możesz być ty!! - usta same układają mi się do krzyku, pełnego przerażenia. Zamykam oczy i...    W tej chwil budzę się. Rozdygotana i pełna strachu, jak... Jak wtedy.     - Nie!!! - postanawiam sobie najbardziej zdecydowanie, jak tylko potrafię. - To się nie może powtórzyć!!!       Voorhout, 25. Lutego 2025    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...