Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wieczór.
Siedzieliśmy obok. W zasadzie miałam głowę opartą o jego udo. Oglądaliśmy koncert, muzyka leniwie lała się z głośnika, naśladując jej tempo zaczęliśmy się dotykać. Tak jakoś wyszło, że do seksu zaszło. Nie pamiętam, by kiedykolwiek, z kimkolwiek było mi tak dobrze. Chwilami, gdy przekraczałam granicę świadomości, miałam wrażenie, że twarz kochanka jest łudząco podobna do aktora wcielającego się w rolę młodego papieża, z filmu o tymże – zakrawałoby to na gigantyczną perwersję, gdyby nie fakt, że popołudnie spędziłam w kinie.

Rano.
Nim wyszłam z łóżka powiedział:
- Nie mów jej nic o tym, co zaszło.
- Zamierzam jej powiedzieć o tym zaraz po „cześć”
- Przecież to zrujnuje waszą przyjaźń.
- Przecież moja potrzeba twojego dotyku ją zrujnowała.
W kuchni natknęłam się na Beatę. Skrzyżowałam ręce na piersiach i przyglądałam się, jak kroi cebulę, być może, do jajecznicy. Spojrzała na mnie matczynym wzrokiem i kiwnęła głową z dezaprobatą.
- Oczy mi błyszczą? – spytałam, by upewnić się, że wie.
- Pewnie miałaś swoje powody, ale rozwiąż to tak, by ucierpiało jak najmniej osób.
- Oj przestań..
Wyszłam. Stopami macając zimne płytki doszłam na balkon. Stojąc oparta o balustradę i spoglądając w bezkres morza, układałam słowa, które powiem Ewie. Powiem, bo jeśli nie powiem, przygniecie mnie kłamstwo ciążące w atmosferze wspólnego dzielenia przestrzeni. Powiem, bo kłamstwo „ma krótkie nogi”. Powiem, bo tak trzeba. Powiem, bo dałam dupy, że dałam dupy – jej mężczyźnie.

Przedpołudnie.
Mieli taki pokój w tej swojej kamiennej wieży, w którym meblami były głośniki, dyletanctwo kazało mi przypuszczać, że ocierają się o najwyższą jakość dźwięku, w istocie tak było, gdy grać zaczęło. Usiadłam na panelach. Słuchałam, jak gra muzyka.

Popołudnie.
Nie zauważyłam, gdy do pokoju weszła Ewa, ciągnęła za sobą statyw, rysując jednocześnie podłogę, po śladach wszedł mężczyzna.
- Hej – krzyknęła rozpromieniona dziewczyna – to basista – oznajmiła.
Nie miałam pojęcia, jakiego zespołu, bo jego twarz podobna była do nikogo. Na krętych schodach starej latarni, słychać było kroki, kolejno weszli pozostali członkowie rozwiązując zagadkę.
Spojrzałam na gitarzystę, wycofałam się w mgnieniu oka, nie widzieliśmy się ponad pół roku, nie obyłoby się bez konfrontacji, a tej nie podołałabym w obecnym stanie emocjonalnym.

Wieczór.
Uciekłam na plażę. Właściwie początkowo na dworzec – postanowiłam pojechać do domu, ale nie mieli w sklepiku przydworcowym m&m’sów, więc uznałam to za znak, siła autosugestii ma ogromną moc. Zapadał zmrok, na deptaku pojedyncze osoby przyspieszały krok. Trafiłam na ekshibicjonistę: był nagi i miał długą, czarną brodę. Prawie truchtem ominęłam go, chyba bałam się, a może brzydził mnie. Kiedy doszłam do plaży, było ciemno. Zdjęłam buty i ruszyłam w kierunku wydmy. Usiadłam przy niej, w ciemności gapiłam się na biały żagiel jachtu, który był coraz bliżej brzegu..

[Taki sen wyśnił się między 23:63, a 9:27 ubiegłej nocy.]

Opublikowano

"Wyszłam. Stopami macając zimne płytki doszłam na balkon" - doszłam do balkonu, też by nie pasowało, ze względu na poprzedzające "wyszłam" - może "skierowałam się ku balkonowi" - wymyśl coś.

"przyspieszały krok" - lepiej moim zdaniem "przyspieszały kroku"

"Zdjęłam buty i ruszyłam w kierunku wydmy" - My z nad morza mówimy "poszedłem w kierunku wydm" a "idę na wydmy". Poprawności językowej tego, co napisałem nie jestem pewien, ale z pewnością tak się mówi, u nas w Zachodniopomorskim.

Hm. Coś w tym jest, a dialog wskazuje wręcz na posiadanie nienajgorszej inteligencji. Masz dobre wyczucie, smak. I jak widzę, nie jest ci obca zabawa słowem. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do wynajdywania błędów w moich rzeczach.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

"Tak jakoś wyszło, że do seksu zaszło."
Co zaszło??
"Wyszłam. Stopami macając zimne płytki doszłam na balkon."
Wyszłam z pokoju? Z sypialni? z łóżka? Te zimne płytki kojarzą mi się z balkonem, czy w tej historii zimne płytki ułożone są na podłodze w pokoju?
"Powiem, bo dałam dupy, że dałam dupy – jej mężczyźnie." Ciekawa konstrukcja, dosyć szczere podejście do sytuacji.
Co z tym gitarzystą? Kim on jest? Albo kim był w życiu bohaterki?
A poza tym przeczytałabym z przyjemnością dalszą część :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Takie pytanie dobrze sobie zadać spoglądając w lustro. :-)   @Stary_Kredens Słusznie, zadowolenie, że słońce świeci, że deszcz pada, że pomimo wszystko dobrze się w życiu układa. Pozdrawiam serdecznie. 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Stary_Kredens    Dziękuję Ci wielce za wiadomość. Dodam, że podoba mi się słowo "wymarcowane"

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      . Twórz nowe wyrazy, twórz.     Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dobrego Wtorku .  
    • Dwudziestopięcioletni  hydraulik Roman C. ma żonę. I w tym fakcie nie ma nic nadzwyczajnego, bo przecież bardzo wielu mężczyzn w tym wieku posiada męża lub żonę, ale sytuacja Romana C. jest o tyle nietypowa, że posiada on żonę tylko w stosownych dokumentach bo w rzeczywistości to ona uciekła do pięćdziesięcioletniego architekta Vincenta Z., a konkretnie odjechała jego mercedesem klasy S. Było tak. Późnym wieczorem, kiedy zwykli ludzie chodzący rano do pracy już dawno śpią, Vincent Z. jechał samochodem głównymi ulicami stolicy. Jechał do domu z małego przyjęcia po wernisażu malarskim swojego przyjaciela, kiedy nagle w świetle ulicznych lamp zobaczył smukłą dziewczynę ubraną tylko w majtki. Jedną ręką zasłaniała sobie piersi a dłoń drugiej trzymała na łonie chociaż miała przecież już ochronę w postaci majtek. Takie podwójne zabezpieczenie wrażliwych miejsc może świadczyć o szczególnej cnocie kobiety, ale kiedy będący po dwóch kieliszkach szampana w doskonałym humorze architekt zatrzymał wóz i wysiadł pytając cnotliwą dziewczynę czy może jej jakoś pomóc ta bez chwili zwłoki wskoczyła na przednie siedzenie jego samochodu. Noc była dla lekko starzejącego się Vincenta Z. jak bajkowy sen, ale były też następne noce i dnie i na okoliczność otrzymanego od losu takiego szczęścia architekt wziął sobie urlop w swojej własnej pracowni. Wiedział już, że jego nowa miłość ma na imię Ania i kiedy była na basenie jakiś bezwzględny złodziej ukradł jej wszystko co miała łącznie z ubraniem. Po zamknięciu basenu przesiedziała  godzinę w krzakach i kiedy ją architekt zobaczył przemykała ulicami do domu. Powiedziała też swojemu wybawcy, że ma męża. On spytał kim jest. Odpowiedziała, że hydraulikiem pracującym w wodociągach miejskich. Ach tak, powiedział architekt a w duchu pomyślał, że oto trafiła mu się świetna dziewczyna, której mąż jest jakimś tam zwykłym hydraulikiem. Cóż za przeciwnikiem  może być dla mnie hydraulik. Zjadłam takich frajerów na śniadanie. Ale to był błąd. Nie minęły nawet dwa tygodnie a już w odwiedziny do Vincenta Z.  przyszedł hydraulik, który nieznanymi nam sposobami szarpanego zazdrością męża zdobył adres domowy architekta. Bez zapowiedzi, więc nie został wpuszczony, tym bardziej, że nikogo nie było w domu, bo zakochani jedli akurat kolację w luksusowym lokalu. Ale hydraulicy mają złe nawyki, szczególnie gdy są po pracy i nie odchodzą od drzwi kiedy zadzwonią i nikt im nie otworzy. Ten akurat monter instalacji wodno-kanalizacyjnej był po robocie i nie dał się łatwo spławić banalną nieobecnością gospodarza. Zakochani wrócili wczesną nocą. Hydraulik nie został jednak wpuszczony pod okna pod którymi mógłbym wykrzykiwać swoje lamenty, stał bowiem przy furtce a uruchamiana pilotem brama była kilkadziesiąt metrów dalej bo przecież posiadłość była nadzwyczaj okazała. Gdy dobiegł brama była już zamknięta. Przez płot bał się wejść, bo gospodarz wypuścił z kojca dwa wielkie psy. Tak więc tego wieczoru nie spojrzał nawet w oczy swojej niewiernej żonie, na co jak się wydaje miał wielką ochotę. Stojąc przy ogrodzeniu ale na ulicy miotał wyzwiskami pod adresem nie tylko architekta ale również własnej żony. Był bardzo głośny i jego lamenty przeszkadzały widać wysublimowanym lokatorom stojących wokół willi, bo ktoś wezwał straż miejską a ta zabrała rozhisteryzowanego Romana C. Następnego dnia zaraz po pracy przybiegł pod dom złodzieja swojej własnej żony racząc się wcześniej alkoholem pitym wprost z butelki dla podniesienia sobie widocznie otuchy. Ale architekt ze swoją kochanką a żoną hydraulika pływał cały dzień żaglówką. Wrócili późnym wieczorem i już Vincent Z. miał naciskać pilota uruchamiającego bramę, kiedy pod jedną z choinek zobaczył zaczajonego pod nią mężczyznę. Z samochodu zadzwonił po policję i już po niedługim czasie napompowany alkoholem hydraulik pojechał do izby wytrzeźwień, a zakochani do rana baraszkowali na puszystym dywanie. 50-letni Vincent  Z. architekt nie był przecież już młodzieniaszkiem i pewnie seksowna kobieta chcąca akurat przewietrzyć pościel, a nie mająca pod ręką drąga nie miałaby z niego pociechy przy wieszaniu prześcieradła czy innej  kołdry na przykład, ale Ani C. architekt imponował spokojem cechującym ludzi zamożnych, bukietami kwiatów, podarunkami, miłymi słówkami, urokiem życia i stylem bycia bardzo różnym od nudnego i nerwowego bo konwulsyjnie poskręcanego zazdrością życia z własnym mężem. Praca hydraulika nie wymaga intelektualnej wprawy i nie jest twórcza, żeby taki intelekt pobudzać. A więc drogi myślowe montera instalacji wodno-kanalizacyjnych nie dają się łatwo ogarnąć normalnym ludziom. Roman C. doszedł do wniosku, że musi zaalarmować cały świat aby tylko ta skończona łachudra, jego żona wróciła do domu. Sięgnął więc po pióro i zaczął pisać listy do sejmu i senatu, policji,  związku architektów, różnych rzeczników, gazet i tygodników tych kolorowych również. Prosił w nich o pomoc bo ten Vincent Z. zamieszkały tu i tu ukradł mu żone którą niewoli i czy złodziej żon może w ogóle być architektem, dopytywał adresatów retorycznie. Napisał list do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pisał do różnych agent Unii Europejskiej. W liście do królowej brytyjskiej Elżbiety drugiej żalił się, że nikt nie chce mu pomóc a przecież ten łobuz który uwiódł mu żonę jest pedofilem bo uwięziona ma dopiero 23 lat. Biuro prasowe królowej przysłało na papierze Pałacu Buckingham słowa pociechy. Ponadto królowa kazało mu być dobrej myśli. List był po angielsku więc go nie przeczytał, bo akurat tak się przypadkiem zdarzyło, że w tym języku nie był biegły. Nie chciało się jednak odpisać cierpiącemu hydraulikowi ani papieżowi ani prezydentom kilku państw z różnych kontynentów, ani nawet kanclerzowi Niemiec, który przecież jest tak egzotycznie i nienaturalnie wyczulony na losy polskich obywateli. Jeden list zrobił jednak na kimś wrażenie i to na kimś w siedzibie Narodów Zjednoczonych. Trafił on mianowicie na biurko pani Joanny Z. prywatnie żony Vincenta Z. zatrudnionej w  Nowym Jorku jako tłumaczka. Zanim to się jednak stało bardzo zniesmaczony dotychczasowymi rezultatami swoich działań hydraulik napisał kolejny list do ministra spraw wewnętrznych. Pisał w nim, że widział jak ktoś zakopuje w lesie niedaleko drogi tej a tej, przy dużym ciemnym kamieniu zwłoki zamordowanej kobiety. Do listu dołączył szkic sytuacyjny. Listy tego nie podpisał wszystko natomiast starannie wytarł łącznie z kopertą. Na taką informację policja zareagowała natychmiast. Miejsce było tak dokładnie opisane, że grupa dochodzeniowa dotarła tam natychmiast. Na miejsce w płytkim grobie niezbyt starannie zamaskowanym leżały zwłoki kobiety z ranami po nożu w okolicach serca. Niemłoda już kobieta ubrana była wyjątkowo odświętnie jakby wprost odeszła od świątecznego obiadu. Zwłoki przewieziono natychmiast do zakładu medycyny sądowej zajmującego się szukaniem przyczyn śmierci rozbierając badane osoby niemal  na czynniki pierwsze. W kieszeniach garsonki znaleziono dwa listy. Jeden ze stacji serwisowej mercedesa w którym serwisant udzielał rabatu na swoje usługi panu Vincentowi Z. zamieszkałemu tu i tu, drugi zaś był rachunkiem za usługi telekomunikacyjne na kwotę 376 zł i 35 gr. i był wystawiony na pracownię architektoniczną z siedzibą w centrum miasta, a przesłanym na domowy adres Vincenta Z. właśnie. Porywacz żony hydraulika został zatrzymany i po przeprowadzonej w willi rewizji przewieziony do aresztu. Podczas przeszukania willi do domu weszła elegancka i pachnąca kobieta. Policjantom przedstawiła się jako  Joanna Z. żona właściciela pracowni architektonicznej o uwodzicielskiej i zwodniczej nazwie PHANTOM. Vincent Z. został tymczasowo aresztowany. Nie można było ustalić kim jest odkopana w lesie kobieta. Na przesłuchaniach Vincent Z. kierował uwagę policjantów w stronę męża swojej kochanki, bo przecież jaki mógłby mieć cel architekt o jego klasie aby mordować starsze niewiasty. Policjanci podążyli tropem wskazanym przez siedzącego w więzieniu architekta. Podczas wielogodzinnego przesłuchania hydraulik zeznał, że sam zbrodnie zaplanował kierując poszlaki na architekta, aby tylko wyrwać ukochaną i niewinną żonę z rąk tego starego zboczeńca. Poszedł mianowicie na cmentarz, znalazł świeży grób, wykopał ciało i zawiózł je swoim fiatem 126p do lasu wrzucając je we wcześniej wykopany dół. Zanim to zrobił kilkakrotnie dźgnął kobietę w okolice serca nożem monterskim, jaki w jego przedsiębiorstwie pracodawca rozdaje hydraulikom. W kieszeń garsonki wsadził ukradzione ze skrzynki pocztowej architekta listy. Vincenta Z. natychmiast zwolniono z aresztu a hydraulika oskarżono o zbezczeszczenie zwłok, wprowadzenie policji w błąd, kradzież korespondencji i z kilku jeszcze artykułów kodeksu karnego. W konsekwencji tej sprawy niewierna żona wróciła do hydraulika wykonującego instalacje wodno-kanalizacyjne, a on sam został skazany na więzienie w zawieszeniu i grzywnę bo sąd pod wpływem biegłego psychologa dopatrzył się okoliczności łagodzących wynikających z jego głębokiej desperacji. Niestety ten brak altruistycznych pobudek w dzieleniu się własną  żoną z innymi mężczyznami sprawi mu, biorąc pod uwagę jej  temperament jeszcze kłopot. Ale to jest jego własna melodia przyszłości. Najgorzej na używaniu cudzej żony wyszedł architekt Vincent Z. Jego własna żona bez zbędnych ceregieli wywaliła go z domu który stanowił jej własność bo tak było zapisane w przedmałżeńskiej intercyzie. Odjechał więc swoim wyładowanym rzeczami osobistym mercedesem klasy S bogatszy o wrażenia które przecież dla każdego człowieka są najbardziej wartościową kolekcją życia.            
    • kto ma oczko to niech mrugnie kto widoczny niech nią gniecie kto zaocznie miałby wśród niej wdzięk rozłożyć w bransoletkę   kto ma dziubek, niechaj wróbla precz wstręt daje auto'braniem kto dopuszcza, ciałem zrównać armat turę w ciągłość sprawną; któż nie zmusza się w atrament do warunków międzyrzecznych ciemnych ścianek nieraz danym wymalować wniosek sprzeczny    
    • @natalia Bardzo ciekawe opowiadanie, psychologiczne, obrazujące zachowanie młodego człowieka wobec swojej rówieśniczki, często niemiłe, rzadziej agresywne, pobudzające chęć odwetu dla takiego zachowania, zwłaszcza, gdy było się świadkiem podobnego zdarzenia lub nawet, gdy przydarzyło się nam coś podobnego osobiście. Nie mam zamiaru bronić takiego zachowania, ponieważ mają na to wpływ różne czynniki i okoliczności życiowe i zdarza się to w każdej ludzkiej społeczności. Zapewne jest w tym lekcja do przerobienia dla agresora, ale także dla osoby niemiłe nagabywanej. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...