Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

dwu kropek

Użytkownicy
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez dwu kropek

  1. Bo u nas, proszę ja Ciebie, na prowincji, to spowiedź jest na kartki, nie każda spowiedź, wyłącznie ta, która obejmuje okres Wielkanocy. Technicznie odbywa się to w następujący sposób: w ogłoszeniach parafialnych wielkiego postu ksiądz informuje z ambony, że można u sióstr od świętego Józefa nabyć kartki do spowiedzi. Parafianie nawiedzają siostry i za opłatą „co łaska, nie mniej niż dycha”, nabywają kartki. Kartka w swej formie przypomina wizytówkę: są na niej namiary parafii, a jako bonus wpisane jest imię parafianina, który kartkę nabył. Siostry odnotowują „zakup” kartki w 60 kartkowym zeszycie w kratkę. Zeszyty owe, jak mit prowincji niesie, składane są w archiwum, by służyć do estymacji wiary w parafii. Następnie delikwent wybiera sobie termin odbycia spowiedzi, jest to okres, który wyznacza odgórnie Kościół i w wybranym momencie oddaje kartkę księdzu, ten siostrze, ta z kolei odhacza kartkę w zeszycie, w którym wpierw wpisała jej wydanie. I tak rok rocznie. Jeśli kto spowiedź wielkanocną poza parafią odbędzie, zobowiązany jest jednakowoż kartkę oddać spowiednikowi. Ten niezwłocznie wysyła ją listem poleconym do parafii, do której należał grzesznik. Po co ten cały cyrk? Jak już wplątałam między zdaniami, by współczynnik pobożności szacować, ale nie daj się zwieść, to tylko przykrywka. Cel uświęca środki. Jak już świeczka ledwie się tli, znaczy się, śmierć blisko, a życia już niewiele i trzeba zacząć myśleć o dobrej lokalizacji na cmentarzu, wygrałeś, jeśli na kartki się spowiadałeś. I pogrzeb będzie w cenie promocyjnej i miejsce między dębem a cichym donem się znajdzie, i na pewno nie będzie bezpłciowego kazania po twoim odejściu do wieczności. Morał: ile kartek w życiu oddasz, taki pochówek po życiu zyskasz . Od trzech lat kolekcjonuję swoje kartki. Nie to, że nie dbam o cielesność po śmierci, ciasnoty umysłu nie znoszę, bo boleśnie odbija się na psychice. Poza tym, mam traumę, nabytą podczas wystawania z babcią i mamą pod rzeźnikiem, by mielonkę na kartki kupić. Dziękuję za dalszy ciąg życia na kartki, z Bogiem.
  2. Kilka drobnych ortów w drobnym tekście. Udanego rozwoju.
  3. hahahahahahaha, widać tytuł to połowa sukcesu. Moja Penny Lane, to Penny z Almost Famous.. jeśli nie 90%:) pozdrawiam
  4. A ja po prostu lubię Penny Lane i tą Beatlesowką i tą z Mietallem i Lalą na czele, nie ukrywam, że do lektury sięgnięto wyłącznie pod wpływem tytułu:)
  5. Wieczór. Siedzieliśmy obok. W zasadzie miałam głowę opartą o jego udo. Oglądaliśmy koncert, muzyka leniwie lała się z głośnika, naśladując jej tempo zaczęliśmy się dotykać. Tak jakoś wyszło, że do seksu zaszło. Nie pamiętam, by kiedykolwiek, z kimkolwiek było mi tak dobrze. Chwilami, gdy przekraczałam granicę świadomości, miałam wrażenie, że twarz kochanka jest łudząco podobna do aktora wcielającego się w rolę młodego papieża, z filmu o tymże – zakrawałoby to na gigantyczną perwersję, gdyby nie fakt, że popołudnie spędziłam w kinie. Rano. Nim wyszłam z łóżka powiedział: - Nie mów jej nic o tym, co zaszło. - Zamierzam jej powiedzieć o tym zaraz po „cześć” - Przecież to zrujnuje waszą przyjaźń. - Przecież moja potrzeba twojego dotyku ją zrujnowała. W kuchni natknęłam się na Beatę. Skrzyżowałam ręce na piersiach i przyglądałam się, jak kroi cebulę, być może, do jajecznicy. Spojrzała na mnie matczynym wzrokiem i kiwnęła głową z dezaprobatą. - Oczy mi błyszczą? – spytałam, by upewnić się, że wie. - Pewnie miałaś swoje powody, ale rozwiąż to tak, by ucierpiało jak najmniej osób. - Oj przestań.. Wyszłam. Stopami macając zimne płytki doszłam na balkon. Stojąc oparta o balustradę i spoglądając w bezkres morza, układałam słowa, które powiem Ewie. Powiem, bo jeśli nie powiem, przygniecie mnie kłamstwo ciążące w atmosferze wspólnego dzielenia przestrzeni. Powiem, bo kłamstwo „ma krótkie nogi”. Powiem, bo tak trzeba. Powiem, bo dałam dupy, że dałam dupy – jej mężczyźnie. Przedpołudnie. Mieli taki pokój w tej swojej kamiennej wieży, w którym meblami były głośniki, dyletanctwo kazało mi przypuszczać, że ocierają się o najwyższą jakość dźwięku, w istocie tak było, gdy grać zaczęło. Usiadłam na panelach. Słuchałam, jak gra muzyka. Popołudnie. Nie zauważyłam, gdy do pokoju weszła Ewa, ciągnęła za sobą statyw, rysując jednocześnie podłogę, po śladach wszedł mężczyzna. - Hej – krzyknęła rozpromieniona dziewczyna – to basista – oznajmiła. Nie miałam pojęcia, jakiego zespołu, bo jego twarz podobna była do nikogo. Na krętych schodach starej latarni, słychać było kroki, kolejno weszli pozostali członkowie rozwiązując zagadkę. Spojrzałam na gitarzystę, wycofałam się w mgnieniu oka, nie widzieliśmy się ponad pół roku, nie obyłoby się bez konfrontacji, a tej nie podołałabym w obecnym stanie emocjonalnym. Wieczór. Uciekłam na plażę. Właściwie początkowo na dworzec – postanowiłam pojechać do domu, ale nie mieli w sklepiku przydworcowym m&m’sów, więc uznałam to za znak, siła autosugestii ma ogromną moc. Zapadał zmrok, na deptaku pojedyncze osoby przyspieszały krok. Trafiłam na ekshibicjonistę: był nagi i miał długą, czarną brodę. Prawie truchtem ominęłam go, chyba bałam się, a może brzydził mnie. Kiedy doszłam do plaży, było ciemno. Zdjęłam buty i ruszyłam w kierunku wydmy. Usiadłam przy niej, w ciemności gapiłam się na biały żagiel jachtu, który był coraz bliżej brzegu.. [Taki sen wyśnił się między 23:63, a 9:27 ubiegłej nocy.]
  6. "Co tam?" - standardowe pytanie wyświetliło się na ekranie. "Liżę dno." - miganie na ekranie odpowiedziało. A potem był dzień, noc go zastąpiła, tą kolejny dzień i tak dalej. Kontynuując wątek lizania: "liżnij mnie w rowca (Europa) 'odejdź odczep się - forma używana w stosunku do osoby niepożądanej w towarzystwie" [zaczerpnięto ze słownika gwary uczniowskiej] Jak warto zauważyć: nie liźnij, a liżnij, w istocie wersją, która podpasowałaby mojej osobie, byłaby: li rżnij, podkreślenie czasu przeszłego w 'pasowaniu' jest umyślne - spowodowano tym, przerażająca perspektywę jutra i dzisiaj, które za kilka godzin wczoraj się stanie. Jaki z tego morał: dopóki chęci na kochanie mieć nie będę, norma stabilności życiowej pozostanie wysoce zachwiana. "Buduję teleporter, by być tam, gdzie ty.."
×
×
  • Dodaj nową pozycję...