Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zwariowałem.
Tak długo wcześniej. Przerażony potęgą łatwości początku, podobną nieuchronnością zagłady, połączyłem się z paraliżem normalności. Nie potrafiłem wybrać inaczej. Teraz stoję pośrodku tej idiotycznej pustyni, widzę ten bezruch, miarowo przesypuje piasek przez palce i drwię z własnej bezradności. Mea culpa. Jestem słowem bez czynu. Pierwotną formą instynktu i niechęci. Ciekawości i zwyrodnienia.
Brzydzę się tym.
Szukam gwoździ.
Muszę odnaleźć to ciało.

Wyrzekam się Jasności w imię Ciemności. Po trzykroć przeklinam, daje wam czarcie błogosławieństwo migotliwości trwania, odarte z nadziei formy piękna. Mój Ołtarz to zbrodnia nicości i wina chaosu, martwe oczy poznania i życie zapomnienia. Wyszarpuje z siebie tą mękę, tylko na tyle mnie stać, by wpaść w otchłań, obalić iluzje stałości, mit rzeczywistości, dotyk niby uzdrawiający. Nie oddam niczego.
Głoszę imię Pierwszeństwa.
Głoszę imię Bólu.
Przeklinam prace i społeczeństwo bez wiary w namiętność i pożądanie.
Przeklinam rozbite i pokryte trądem miasto i matki wasze.

Skąd jestem ?
Z głębin. Z żeńskości ród mój, z dziury wybitej czerepem Zbuntowanego. Powstałem tak jakoś w pierwszej osobie i zostałem już. Ja, ciągle obecny nudziarz, błazen, król. To ja ssałem sutek Almatei, to ja pokonałem Tytanów, to ja posiadłem Europę. Potem był Napoleon. Przestań. Ognisty miecz zawieszony nad karkiem, to wyrok Ojca mego. W kanałach śpią szczury i dzieci porzucone. To smutne, płaczesz, bo nie rozumiesz. Obiecałem wiele, ale jestem kłamcą i oszustem. Draniem. Chwalmy Pana. Ojczystej Północy. Zdecydowałem się na Stworzenie, na budowlę. Twój kochanek ma siedem głów i dziesięć rogów. On jęczy przed Majestatem, rozrywa go chuć, by po chwili rzucić się i szarpać. Ryknie i tym zapełnią się uszy laików i pójdą w tę stronę. W żałobnych szatach porażki, dwugłowe bliźnięta samczej pychy. Krwią Baranka nażrą się Bestie, rozerwą go i to będzie Zwiastowanie.

To ja oszalałem. Umarli trącają mnie teraz, bym odmówił za nich pacierze, bym spalił bydło, hekatomba oczyści całuny, a oni zasną na wieki. Stoje pod górą Megiddo. Ostatecznie zniechęcony, formalnie świat ducha nie istnieje, ot, wymysły, brednie. Trochę jak Assurbanipal, Assurdan II, Assurdan III, Assurelililani, Assurnazirpal, Assurnirari V, Assurubalit I, Assurbalit II. No prostu nie ma. My nie żyjemy. Kurczy się pisklę w dłoni. Wąż oplótł niewiastę, przebił ją i wypełzł z drugiej strony. Jej Syn umarł.

Nakarm i napój mnie, Córko Nocy. Bo idę, zwabiony ogniem, słyszę dziki wrzask który spływa z gór. Dam się porwać, unieść, żywcem zakopać. Ja Orfeusz wieku tego. Otwieram groby i mówię: „wstańcie, już pora”. Powstaną miliony i poprowadzę je do boju, wytrącę Michałowi miecz z dłoni, niczym kometa przelecę przez nieboskłon. Ja jestem z tych Gwiazd. To groby Bogów.

Jesteś wilgocią, nagością na deszczu. Szubienica już czeka, by objąć Cie uściskiem śmiertelnym. Judasz wsunął swój język tak głęboko. Dzielny zaiste człowiek. Ofiara, by mieli kim gardzić poważnie śmiertelni. Obraziłem się za to na nich. Za to, że zawsze ktoś umierać musi za ich sprawiedliwość tępej masy. Zaprzecz teraz istnieniu – nie oddychaj po prostu. Wtop się w duszę i chodź ze mną. Patrz – Prokurator Judei obmywa palce, boi się potęgi fanatyzmu. A ja głoszę strach, poniżenie i obojętność. Ja rozbijam upór najbardziej zaciętych, kuszę najmocniejszych, jestem każdą twoją słabością, każdym lękiem. Rozpustą Sodomy i Gomory, nagim ciałem dla kłów i pazurów.
Przeklinam to, że jestem tym wszystkim, co godne jest nienawiści.
Przeklinam, że mój brat został ukrzyżowany.

Opublikowano

Pliz, nie przerabiaj wierszy na prozę. BRZMI STARSZNIE...

Przerażony potęgą łatwości początku, podobną nieuchronnością zagłady, połączyłem się z paraliżem normalności - przeczytaj to na głos, dobra? A potem, Jezu ile emfazy...

Opublikowano

ojejku.
o co chodzi z tymi rzeczownikami? łatwość, nieuchronność, normalność, bezradność, ciekawość, jasność, ciemność, migotliwość, nicość, stałość, rzeczywistość, namiętność, żeńskość, nagość, sprawiedlowość, obojętność, słabość... czy tu tekst o ościach? :)
i oprócz nagromadzenia tych "ości", które drażniły mnie niezmiernie - podobało mi się. za dużo w pewnym momencie wyliczania assurdanów, assurbaltich i innych assu-. nie czytałam wiersza, a z komentarza Ashera wnioskuję, że takowy istniał i był pierwowzorem dla tego fragmentu prozy.
i tylko nie mogłam wyrzucić z głowy w czasie lektury tekstu Mickiewiczowskiej improwizacji :) a imię jego będzie czterdzieści i cztery? :)
pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To nie jest żadna przeróbka wiersza na prozę, tylko próba sklecenia cos na kształt prozy poetyckiej - dlatego tyle tych ości :)
Ale za to ucieszyłem sie z porównania do Mickiewicza- bo kto by sie nie cieszył...
Dzięki za odwiedziny.
Pozdrawiam.
  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Po środku mroku świeca się tli Z tła ku niej lgną kirowe ikary - ćmy W mdłą ciszę wdarł się ledwo słyszalny trzask Życie znów staje się żartem bez puenty A po kruchym ikarze z wolna opada pył   Wspomnienie i dym, a on spełniony Unosi się w górę, jest taki wolny - Już nic nie czuje. Co za ironia Dla obserwatora, tak przykra Może się wydać ta jego dola   Lecz czym jest różny człowiek od ćmy Wciąż szuka czegoś co go wyniszczy - Czegokolwiek, co będzie mu ogniem Jego świadomość jest obserwatorem On pragnie się wyrwać, uwięziony w sobie Biega za szczęściem, jak liść za wiatrem A każde spokojne spełnienie, zamienia w drżenie   Potem zostaję dym, który rozrzedza płynący czas. Ucieka on słowom w pozornie głębokich opisach. Mimo to staramy się mówić o tych niewidocznych nam szczytach gór Gór, he, he - chyba szaleństwa   My od początku do końca tak samo ciekawi Mówimy gładko o tym czego nie znamy A jednak dziwny posmak zostaje w krtani Gorzki posmak wiedzy że nic nie wiemy Przykrywamy typowym ludzkim wybiegiem, ucieczki w poszukiwanie   Jak dla ślepego syzyfa, w naszej otchłani Pozostaje nam tylko zarys kamienia Zesłanie od bogów Lub od siebie samych Szukamy ognia Potykając się znów o własne nogi Z pustką i cieniem za towarzyszy I przytłaczającym ciężarem ciszy   Błogosławieni niech będą szaleńcy Których natura - kpić z własnej natury Bo choć idą tą samą drogą Dla nich zdaje się być jasną i błogą W świetle ucieczki od świadomości Idą spokojnie, spotkać swój koniec Nie szukając w tym najmniejszej stałości W swoim stanie, zrównują się z dymem Przecież ich ruchów też nikt nie pojmie Ich świat jest czymś innym niż zbiorem liter i ciszy   Reszta zaś tych nieszalonych Brodzących w pustej słów brei, Zamknięta w otwartych klatkach, Które z czasem nazywa się 'prawda'   Kurtyna nocy już dawno opadła Mgła, wodą na ziemi osiadła Obserwujący ćmy zasnął A nasza świeca, wreszcie zgasła
    • @FaLcorN Myślę, że nie tylko Ty zadajesz sobie wspomniane w wierszu pytania. :)
    • @Waldemar_Talar_Talar Zatem smacznego :) pozdrawiam
    • @infelia

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      nie nie. Już mam napisany od dawna teraz będę pracować nad nowymi.
    • @Whisper of loves rain Ależ to jest świetne! Podziwiam każdy wers, mimo że nie przepadam za nierymowaną poezją. To jest wyjątek od reguły. Super.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...