Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jak może istnieć pustka
skoro się uśmiecham
i słony smak twojego potu
i skoro rodzimy się
i skoro umieramy


i rozbuchana czerwień piwonii
zmienność żywiołów, fraktale w liściu paproci
i ta tryskając z atomów potencja
która nawet fotonowi, póki się go nie przyłapie na gorącym uczynku,
każe być w dwóch miejscach naraz
nieobliczalność fluktuacji
ciurkającej wody
balety galaktyk
tańce godowe żurawi
moje bicie serca


pośród czterech wymiarów
w tej przestrzeni i w tym czasie
w ciągłym ruchu falujących traw
tu nie ma miejsca
nie ma miejsca na pustkę

nie wciśnie się między żaden atom
nabrzmiały możnością
brak wolnej przestrzeni
między prawdopodobieństwami
Bóg nie ma wolnego miejsca ani czasu

Opublikowano

jak może istnieć pustka
skoro się uśmiechamy
i słony smak twojego potu
skoro się rodzimy i umieramy


rozbuchana czerwień piwonii
w zmienności żywiołów, fraktale w liściu paproci
tryskająca z atomów potencja
która nawet fotonowi, póki się go nie przyłapie

na gorącym uczynku, każe być w dwóch miejscach
naraz - nieobliczalność fluktuacji ciurkającej wody
balety galaktyk tańce godowe żurawi
moje bicie serca


pośród czterech wymiarów w przestrzeni
i czasie w ciągłym ruchu falujących traw
tu nie ma miejsca na pustkę
nie wciśnie się między żaden atom

nabrzmiały możnością brak
wolnej przestrzeni - między
prawdopodobieństwami
Bóg nie ma wolnego miejsca ani czasu


Pozdrawiam z podszeptami.

Opublikowano

dzięki za podszepty:) Tylko, że dla mnie od wersyfikacji ważniejsza jest treść. Nie mogłabym jednego zdania łączyć z drugim po to, by ładnie wyglądało. Wiersz rzeczywiście jest płynniejszy w czytaniu, ale zmącony ma przekaz. Jak dla mnie oczywiście. Dobrego dnia.

Opublikowano

Powiem wprost: forma mi wrzeszczy podreperował ja Eugen De. ale treść super. Zachodzę w głowę jak takie rzeczy mogła zauważyć kobieta toż to wyjątek potwierdzający regułę, że panie z fizyką raczej nie wiele mają wspólnego a szczególnie z nieoznaczonością Schlessingera.
Jeśli pozwolisz to tu wrócę i też pomajstruję przy wierszu.

Pozdrawiam Jacek

Opublikowano

Gosiu, właśnie napisałem Eugenowi to, co tobie chcę odpowiedzieć. Ale, by się nie powtarzać, przeczytaj mój komentarz do jego - "Bulwaru odchodzącego wieku".
Do ciebie zacznę tak:
Fraktale, fotony, fluktuacje i potencje z atomów - dodaj jeszcze nieoznaczoność Schlessingera i metafizyczny pietyzm - a wszystko ułoży się w całość... (dalej u Eugena De...)

Opublikowano

A co ty Eugen, pod dwojgiem imion na forum?
Historia kołem się toczy i to, co już było i niby co se ne wrati, wraca jak echo z otchłani pustego serca, albo i skądś tam jeszcze...
Przerobiłeś Gosię na lepiej... Plus!
Pozdro miłe Piast

  • 8 miesięcy temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...