Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wtedy, gdy zobaczyła je po raz ostatni w telewizji była dobranocka. W jednym momencie jej twarz stężała nabierając dziwnego zwierzęcego wyrazu. Blade palce delikatnych dłoni wbijały się zaciekle w oparcie fotela. Oczy na wpół szalone i przerażone w jednej chwili stały się odległe, dziwnie zapadnięte do środka, wpatrzone w coś nie z tego świata. To się czuło. W tym pokoju tylko ona to widziała. Tylko ona z tym była i miała tego świadomość. Jej łzy rozpryskiwały się bezgłośnie o krawędź stołu. Przestrzeń gęstniała przemieniając resztki tlenu w fale gęstej kadzi. Za oknem wyły psy, porwane spazmem nagłego szaleństwa. To była granica snu i jawy. To była szczelina pomiędzy jej życiem i śmiercią. Siedziałem na przeciw niej z otwartymi ustami z kołatającym ze strachu sercem. Nic, żadnego ruchu, słowa. Jedynie obecność, rola biernego świadka. Tylko tyle i aż tyle. Jak kto woli. Niebo za oknem sczerniało łamiąc ciszę nagłym grzmotem. Ujadanie psów, błyski odbite w powierzchniach mebli, jej niesamowita twarz z wbitymi we mnie błękitnymi oczyma. Powiem wam, że to jest taki moment, gdy nie jesteś w stanie nic powiedzieć, zrobić, ba pomyśleć nawet. Możesz tylko patrzeć. A twoje ciało mimowolnie odmawia posłuszeństwa, zaczyna tańczyć poruszane nie dającymi się pohamować falami drgawek.

Narasta coś najgorszego, to, przed czym każdy z nas uciekał, budził się zalany pośrodku nocy. Strach. Totalny paniczny strach. Jego esencja. Pojawia się wszędzie, w tobie, na zewnątrz, napływa bezlitośnie rozsadzając twój mózg. Przejmuje kontrolę, dyktuje warunki. To jemu budują ołtarze maniakalni sadyści i mordercy, to on patrzy przez źrenice skazańców zaraz przed egzekucją. W nim kiełkuje szaleństwo. Jeżeli zdołasz uciec, nie wahaj się ani sekundy. Ale najgorsze jest to, że wiesz doskonale, że ucieczka jest niemożliwa. Bo to narasta w tobie, tam ma źródło i punkt docelowy. Pokonać go, to zwyciężyć wszystkie armie świata. Jest to wyczyn nadludzki. To – było w jej oczach, patrzyło na mnie. W tym mieszkaniu na jednym z milionów szarych blokowisk zobaczyłem Śmierć. Tak to nazywają. I za życia ciężko coś o niej powiedzieć. Lepiej milczeć. Oddać pokłon, czuć respekt.

Ścisnęła moją rękę. Mocno, gwałtownie, dłoń była mokra i ciepła. Pełna miłości. Nie mogła mówić. I wtedy stało się coś niesamowitego – zobaczyłem jej uśmiech. Niczym błysk w jednej chwili rozdzierający neony mroku, tak ten widok odciął wszelki strach. Płakałem. Pokój oddychał światłem, wszystko było wyraźne i proste. Właśnie – proste. Poczułem, że są, tutaj, teraz. Wiem, że je widziała. Pewność. Zaufanie. Mówiła zawsze, że one są zbudowane ze światła i miłości. Gdy przyjdą do Ciebie wszystko się zmieni. W jednej chwili staniesz się kimś innym. Na zawsze. To jest łaska. Błogosławieństwo. Cud. One mieszkają wewnątrz, nie spadają z nieba, nie rodzi ich mgła ani wiatr. Są w tobie. Pewnego dnia może je odnajdziesz. Albo zgubisz na zawsze. Potrzebna jest miłość – tak się rodzą, gdy ją zabijesz nigdy ich nie zobaczysz. Jezus je rodził z każdym oddechem, ożywiał za każdą stacją swojej kaźni, a oni je zabijali jednego po drugim. Tak mówiła. Widziała jak je zabijają na własne oczy. Tylko, że ich się nie da zgładzić, mordowali je tylko w samych sobie. Z głupoty, nienawiści, gniewu. Pamiętam Jezusa bez nóg i rąk na parapecie jej okna, owiniętego w srebrną folię. Zawsze miała dla niego świeże kwiaty. Znalazła go na śmietniku wielkiego miasta. Okaleczonego. Ten ołtarz na parapecie był najpiękniejszym, jaki widziałem. Był tam roześmiany Chrystus.

Opublikowano

Wcale, wcale... Robi wrażenie.
Nie ustrzegłeś się kilku błędów. Pozwolę sobie wypunktować, te, które zdołałem wychwycić:
fale gęstej kadzi - kadź, to rodzaj beczki, chyba, że chodzi o jakiś regionalizm
na przeciw - chyba jednak łącznie
kołatającym ze strachu sercem - jakoś bardziej podchodzi mi kołaczącym, lub rozkołatanym
budził się zalany pośrodku nocy. - jeśli nie chodzi o stan upojenia alkoholowego, lub wyciek wody z pralki sasiadów, to powinno być "zlany potem"
Widziała jak je zabijają na własne oczy. - zdałoby sie przestawić szyk

Opublikowano

Według mnie .... robi wrazenie, ale troche ciezko prezbrnac przez ten tekst (moze zbyt zmeczona bylam). Temat - ok. Forma - troche do ulepszenia (na przyklad wprowadz wiecej akapitow to tekst zrobi sie bardziej przejrzysty), ale moze ja sie nie znam....:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • nosiła zawsze szeroką bluzę i ciemne okulary nikt nawet nie zapytał   - wystarczyło im logo, postrzępiony materiał poczuli, że mogą wyszydzać   a jednak ona szła : stopień po stopniu   choć każde z rzucanych ciężarem krępowało nie pozwoliła się zatrzymać   aż w końcu dotarła tam, odwróciła się tylko raz   gwałtownie uniosła głowę, sponad oprawy  poraziło ich złoto, błękit i zieleń spojrzenia   zdjęła obszerne ubranie  z kieszeni wypadł nóż co uchwyciła _ odeszła jak przyszła       na skrzydłach poruszył mnie Twój wiersz... cholera mnie bierze na takie sytuacje..rozszarpałabym każdego za zabawę drugim człowiekiem...

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Annna2 To jest prawdziwy obrazek i zapis myśli „ zranionego Szkła”.Ja tylko połączyłam kropki.
    • wiersz-o-dystans    wschód kwitnie dzień się osadza  i z brył kondensuje miasto  nabiera mięsa nakłada skórę  obrasta drzewami obrastają betonem kondesacja tężenie    drgania ponad czarną arterią  odejść mlaszcząc w chodnikach  niech gołębie wschodu krążą  nad kamienicami na dzień  dobry na dzień ledwo    ozłota kształtów i ruchu  stoję dziecko w brzasku  dziecko niebytu piszę go raz  i zmileczę przemilczę a na zawsze zniknie  a zniknie na zawsze        
    • ten rodzaj energii mogę ci przekazać wyłącznie językiem. z ust  – prosto w serce. niech rozrośnie się tam do rozmiarów opowieści o staruszku który, w opinii współmieszkańców wsi kompletnie oszalał w tym swoim próbowaniu... przyciągnięcia Wenus. samorobnym Marsem. ach, ileż dni spędził on na rozsypywaniu po podwórku rudego piaszczydła, na obtaczaniu w nim, niby mięsa w panierce, każdej swojej ruchomości: od agrafek – na wersalkach i meblościance kończąc! kto policzy, ile ton kamienisk nazwoził biedny, jak się zdawało, pomyleniec, na posesję, by imitowały marsjańskie głazidła? chyba mniejsza o to. ważne było czekanie, tęskne, z oczami skanującymi czerń dnia i nocny błękit. to zasychanie w środku i na zewnątrz, upodabniając się do skalnego odłamka. ta wiara kierowana wzwyż. aż pewnej nocy całe jego  obejście zakwitło, z piachu i kamieni wystrzeliły łodygi. ciepłota, niby wielki koc, miękko i powoli rozścieliła się na dachach budynków, rudym piasku, na studni. ciało staruszka, nie większe od śmiejżelka, znaleziono w zagonie petunii. pochowano w pudełku po zapałkach na kocim cmentarzu. jego duch ciągle zespala się ze Ziszczoną. ...widzisz, jaka ładna historia? powiem w sekrecie: to nie wymysły. choć też – bajka!
    • @Simon Tracy  Czasem wystarczy przetrzeć szybę - tam naprawdę jest słońce i zieleń. Możesz nie nazywać tego narzekaniem, ale Twoje wiersze niosą bardzo dużo bólu, bezsilności, samotności. I to właśnie one mówią najwięcej jak Ci jest teraz. Nie warto oszukiwać siebie - siebie najlepiej słuchać uważnie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...