Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dama Trefl, cz. I


Catalina

Rekomendowane odpowiedzi

Natasza zbudziła się z ogromnym kacem. Jak zwykle po przepiciu spała zaledwie kilka godzin. Spod półprzymkniętych powiek spojrzała na zegarek - była 7:56. Trzy godziny snu. Zdecydowanie za mało. Ale bywało już gorzej - czasami nie spała wcale. Marzyła o tym, by jeszcze zasnąć, jednak powoli dochodziło do niej, że boli ją głowa i że ma ciężkie powieki. Ogromne pragnienie. Ciężkość. Głowa.
- Boże – westchnęła. Obróciła się na brzuch i uniosła głowę - kilka głębokich wdechów. Wcale nie zrobiło się jej lepiej. Zamknęła oczy i poczuła w okolicy serca lęk. Jeszcze nie myślała - tylko czuła podświadomie. Zaczęły napływać wspomnienia. Całkiem nie po kolei. Całkiem dziwaczne. Zupełnie niemożliwe. Coś się w nocy wydarzyło – coś niepokojącego, co nie powinno nigdy się wydarzyć. Pamiętała, że przyszła do niej pani Karolina. Przeszły na ty. Karolina była u niej wczoraj. Zjadły kolację, wypiły wino...za dużo wina. Przed oczami stanął jej jeden jedyny obraz – boleśnie wyraźny. Nie wiedziała, jak to się mogło stać, ani co to w ogóle było? Natasza nie rozumiała nic z minionej nocy. Kac moralny - oh, jak okropnie się czuła. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co myśleć. Poczucie wstydu przytłoczyło ją. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz się tak czuła. Dziesięć lat temu? Dwadzieścia? Tak, pewnie jakoś na studiach. Obróciła się na plecy, znów zamknęła oczy i położyła rękę na czole. Piątek - cholerna uroczystość. Cholerna fundacja. Po co, do diabła, dała się tam wciągnąć? Przecież chciała świętego spokoju. O 15-ej musi być w centrum. W myślach przeklęła dzień, w którym usłyszała propozycję członkostwa w fundacji. Doprawdy, fundacja nie była jej do niczego potrzebna. Teraz chciała tylko cofnąć czas. O dziesięć godzin, o osiem... Nie wiedziała, jak się zachować. Ona, czterdziestoletnia kobieta.
Jaki ten człowiek głupi” - westchnęła w duchu.
Pamiętała dłonie - drobne, gładkie, mniejsze od jej dłoni. Nie mogła o tym myśleć. Nie chciała. Po co się znów upiła? Przecież było oczywiste, że dziś jest to wręczanie nagród. Nie zapomniała o nim. Alkohol. Dobrze się czuła pijąc. Nocne rozmowy. Do trzeciej rano. Do czwartej. Butelka wina. Dwie. Teraz już nie tak często, jak kiedyś. Ale okazja do wypicia lampki była zawsze. A jeśli jej nie było – to co z tego? Była wolna, robiła, co chciała. Nikt jej nie liczył drinków, butelek...Tak, sama ustalała sobie standardy. Od zawsze. Znajomi z kraju i z zagranicy. Towarzystwo do kieliszka. Nie była jedyna. Wielu tak funkcjonowało. Błędne koło. Koszmar, do którego chciała wracać wieczorami i od którego chciała uciec rano. Ale jak to się stało, że ona – Natasza – położyła jej dłoń na piersi? Wsunęła pod stanik. Jak to się stało, że ją całowała? Wino z ust do ust... Przecież jej podobają się mężczyźni. Zawsze tak było. Nigdy o żadnej kobiecie nie myślała w sposób seksualny.
Wczoraj też nie myślała. Zrobiła to.
Zawibrował telefon. SMS. Od niej. Mocniej zabiło jej serce – bała się odczytać. Bała się, że będą to wyrzuty. Albo – co gorsza – wyznanie miłosne. Odetchnęła z ulgą. Tylko zapytanie o samopoczucie i informacja, że Karolina musi jeździć autem, a jeszcze nie doszła do siebie. Miły w wymowie. Przyjazny. Odpisała w tym samym tonie. Przyszła odpowiedź – równie miła. Mój boże – Karolina mogłaby być jej córką. Nie mogła o tym myśleć. Chciała wstać – prysznic, sok. Już od dawna nie czuła się tak źle.
Natasza stanęła przed lustrem. Bała się spojrzeć – ostatnio coraz częściej. Już kilka lat temu przekroczyła czterdziestkę. Wciąż była atrakcyjna. Dojrzała. Niewiele zmarszczek. Powieki, tak było już widać. Skóra nie była już tak jędrna, jak kiedyś. Ona nie była już tak szczupła – skąd ten brzuch? Zęby – białe, równe, idealne. Piękne. Piersi – wciąż jeszcze krągłe. Boże! Jak bolała ją głowa! Jak bardzo chciała nigdzie nie iść. Cóż mogła wymyślić? Nic - to byli jej znajomi. A z Dominikiem przecież niegdyś sypiała. Wzięła na siebie tę rolę, to i zagra. Strugi wody zmywały z niej alkohol. Umyć się, wysuszyć ubrać, umalować, wyjść z domu, wsiąść do auta, jechać tam, siedzieć, powiedzieć coś na forum publicznym, zabawiać gości - koszmar. Chciała dziś końca świata. Wyszła spod prysznica. Poczuła, że godzina biegu po parku dobrze by jej zrobiła. Może przynajmniej alkoholu się pozbędzie. Szybko wciągnęła dres.
Minęła dziewiąta. Gosposia już kilka minut temu weszła do domu. Natasza wiedziała, że gdy wróci z parku ślady poprzedniej nocy będą już przez Katarzynę uprzątnięte. Miała wrażenie, że tę noc ma wypisaną na twarzy. I nie chodziło o alkohol, czy niewyspanie - chodziło o TO. Pocałunek. Pocałunki. Z kobietą. Nie mogła przestać o tym myśleć. Biegła aż do utraty tchu. Biegła tak, by skupić się tylko na oddechu, na rytmie. Do domu wróciła szybkim marszem. Prawie bolały ją płuca. Znów wzięła prysznic. Umyła głowę. Nadal źle się czuła. A będzie musiała wznieść toast. Szampanem. Nie mogła sobie tego nawet wyobrazić bez uczucia mdłości. Powinna coś zjeść. Znów poczuła skurcz w przełyku. Czas – czas zabierze ze sobą kaca. Wysuszyła włosy i w szlafroku weszła do kuchni. Telefon znów zawibrował. Znów zabiło jej serce. Uśmiechnęła się na myśl, że to zapewne Karolina. Tak, SMS był od niej: „Mam nadzieję, że już Ci lepiej. Ja wciąż w trasie. Już trzeźwiejsza, ajajaj...co za dzień. Całuski posyłam, Maleńka!” Przynajmniej Karolina nie ma do niej żalu. Natasza nadal jednak czuła się nieswojo – i to coraz bardziej. Nie potrafiła dokładnie określić rodzaju uczuć – trochę czuła się winna, trochę było jej wstyd za siebie. I głupio. Nie chciała tego. Nie chciała, by ten wieczór skończył się na pieszczotach. Nawet do głowy jej to nie przyszło. Z drugiej strony cieszyła ją nowa znajomość. Jeszcze zanim zaprosiła Karolinę do siebie do domu, cieszył ją każdy SMS od niej. Był inny niż wszystkie, które otrzymywała do tej pory – od znajomych, przyjaciół, kochanków. Uśmiechała się już na dźwięk przychodzącej wiadomości. A gdy widziała na wyświetlaczu napis „Karolina” – odsłaniała zęby. Nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wkrótce będzie musiała się z nią spotkać. Obawiała się, że nie będzie mogła spojrzeć jej w oczy. Czy Karolina była lesbijką? Raczej nie. Boże – ależ źle się czuła!
Natasza wykonała kilka telefonów. Umówiła się na przyszły tydzień z księgową. Zamówiła bilety na majowy turniej tenisa w Hamburgu. Minęło południe. Tak, powinna chyba przez chwilę popracować. W sumie nie miała nic pilnego – pieniądze pomnażały się same. Nie zarządzała ludźmi. Nie zarządzała zapasami magazynowymi. Gromadziła dobra. Inwestowała swoje pieniądze w grunty, budynki, akcje. Tak – nie musiała robić nic. Nawet nie chciała.
Zaparzyła sobie kawę i wykonała kilka bezsensownych czynności. Cztery razy wchodziła do garderoby. Wybrała czarną sukienkę. W zasadzie, wybrała ją już dwa dni temu. Buty. Torebka. I jeszcze perfumy. Zdecydowała się na Kenzo. Teraz tylko makijaż. Absolutnie się nie spieszyła. Marzyła już o powrocie do domu. O łóżku. O śnie. Byle wytrwać tam do 19-tej. Dłużej nie musi. Doszła do wniosku, że nie jest w stanie prowadzić auta – od dawna nie pozwalała sobie na jazdę po wypiciu alkoholu. Zamówiła taksówkę. Nadal miała kaca. Wiedziała, że przejdzie jej dopiero wieczorem. Dobrze znała swój organizm. Myślami wróciła do czasów, gdy była w reprezentacji narodowej, gdy stawała na słupku – najszybszy start w kraju. Kochała trening. Wysiłek fizyczny. Zmęczenie. Walkę i - wygraną.
Była typem zdobywcy i zawsze osiągała to, co sobie założyła, nie poddawała się. Wyznaczała cel i konsekwentnie do niego dążyła. Była wytrwała i uparta. Zdyscyplinowana. Inaczej nie osiągnęłaby niczego. Jeśli celem była wygrana w zawodach – trenowała, trenowała i trenowała. Lubiła trening, gdyż przybliżał ją do wygranej. Gdy celem był zdany egzamin – uczyła się po nocach anatomii. Była na tyle rozsądna, by wyznaczać sobie cele ambitne, lecz nie przerastające jej możliwości. Dlatego szła od szczytu do szczytu. Chciała mieć męża – wybrany nie mógł się jej oprzeć. Wszystko osiągała sama. Nie potrzebowała nikogo. Czuła, że jest najlepsza. Była szczęśliwa, gdy „dawała radę”. Tak, wiedziała, że ona potrafi. Musiała być niezależna, wolna. I była. Sama zapracowała na swoje szczęście. Dzieci – sama je urodziła. Przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem każde z nich. Krzyczała z bólu w szpitalu. Tak, była matką własnego szczęścia. Gdy czegoś pragnęła, po prostu wyciągała rękę i zrywała jak jabłko. Gdy nie mogła dosięgnąć – podskakiwała. Gdy było i tak za wysoko – wspinała się po drabinie. Gdy to nie przynosiło skutku – cierpliwie czekała, aż spadnie jej w dłonie, bo wiedziała, że spaść musi. Wszystko, co ma, co osiągnęła, zawdzięczała sobie. Była debeściakiem. Była debeściakiem, bo znała swoją wartość i swoje predyspozycje. Swoje miejsce w życiu. Była realistką. Jej analityczny umysł świetnie oceniał szanse i zagrożenia każdego przedsięwzięcia. Szybko podejmowała decyzje. Zdarzały się jej wpadki, ale nigdy nie popełniała tego samego błędu. Szybko się uczyła. Wiedziała, że życie jest jej życiem i chciała je przeżyć po swojemu. Wiedziała, że nikt nie może narzucać jej swojej woli – a do tego trzeba być silnym i mieć mocną pozycję. Trzeba być zwycięzca.
Zaczęła przegrywać z czasem. Zbliżały się jej urodziny. Czterdzieste czwarte. Jeszcze kilkadziesiąt dni i znów się postarzeje. Nie, teraz starzała się każdego dnia, każdej sekundy.
Sypię się” - pomyślała.
Chciała weselszych myśli, ale tego dnia przychodził jej do głowy wyłącznie temat kaca, minionej nocy i upływającego czasu. Nawet na koniach nie potrafiła się skupić. Miała swoją klacz – Scarlett. Sześciolatkę. Kochała konie. Jeździła każdej wolnej chwili. O koniach wiedziała niemal wszystko.
Wsiadła do auta i zamknęła oczy. Lubiła prowadzić, ale i lubiła być wożoną. Miała nadzieję, że taksówkarz nie będzie zbyt rozmowny. Najmniejszy wysiłek intelektualny był dla niej katorgą. Popędzała minuty.
Taksówka dojechała na miejsce. Natasza zapłaciła z uśmiechem, bo lubiła się uśmiechać. Wiedziała, że z uśmiechem jej do twarzy. Może uśmiech to więcej zmarszczek, ale gdy ona się uśmiechała – wszyscy patrzyli na jej usta. Wiedziała o tym. Usta miała idealne – nie za wąskie, nie za szerokie. Niezbyt wydatne. Stworzone do całowania. Na ustach zawsze miała szminkę lub błyszczyk – nigdy bezbarwny. Jej usta miały charakter. Natasza zawsze dbała o urodę. O wygląd. Bezsprzecznie stanowiła ona część jej kapitału. Pięknym kobietom łatwiej w życiu. A Natasza potrafiła być olśniewająca.
Przyjechała w samą porę. Nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Nie była zadowolona ze swojego samopoczucia. Uśmiechała się promiennie do wszystkich. Wiedziała, że nikt niczego nie zauważy. Była świetną aktorką. Kobieta musi umieć się maskować. Płynęła przez salę. Pocałunki w dłoń. W policzki. Uściski. Wszystko to obok niej. Słowa powitania same wychodziły z jej ust – jakby bez udziału myśli. Była jak automat. Jeszcze kwadrans i będzie musiała wyjść na scenę. Dwie minuty na scenie i usiądzie, i będzie udawać, że wszystko to ją bardzo interesuje. Będzie udawać, że słucha. Że nie ma kaca. Chciała pojechać do domu.
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Oświetlenie, kamery, szampan, owoce, wina, soki. Goście - znała sporą część. Wciąż ktoś ją zagadywał. Cieszyła się, bo przynajmniej czas płynął szybciej. Uroczystość rozpoczęła się punktualnie. Jej przemówienie trwało dokładnie minutę i pięćdziesiąt sekund. Odetchnęła z ulgą. Już prawie po wszystkim. Teraz zostało jej tylko siedzieć i czekać. Potem pokręcić się po sali. Zamienić kilka słów z kilkoma osobami. Minuty wlokły się niemiłosiernie. Starała się dyskretnie zerkać na zegarek. Cała oficjalna część była potwornie nudna. Nie dało rady tego słuchać. Bynajmniej ona nie potrafiła. Zaczęła planować weekend. Tak, jutro na pewno pojeździ konno. W niedzielę też. Będzie leniuchować. W sobotę po południu spotka się z przyjaciółką. Czy powie jej o tym, co się wydarzyło? Nie, chyba nie potrafi. Jak niby ma o tym powiedzieć? Sama dobrze nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Przecież to do niczego nie pasuje. Jak to się zaczęło? Miała luki w pamięci. Za dużo wina. Chyba połowy rzeczy nie pamiętała. Tak, Karolina dzwoniła po taksówkę. Jedna musiała czekać zbyt długo i odjechała. W sumie Natasza poszła spać koło piątej. Co się działo przez te wszystkie godziny? Dużo rozmawiały. Ale o czym? Trochę o sprawach zawodowych. Tak czy siak, z powodu jej spraw zawodowych będą musiały się spotkać. Nie żeby Natasza unikała spotkania. Lubiła Karolinę. Ale to, co się stało - przecież wcale nie zna tej dziewczyny - rozmawiała z nią kilka razy. Ze dwa razy spotkały się przelotnie. Nie, nikomu o tym nie powie. Na pewno nie teraz. Tragedia...I tak daleko do końca części oficjalnej. Natasza czuła, że kac powolutku mija. Za wolno. I ten okropny smak w ustach. Gdyby chociaż nie paliła wtedy papierosów. Tak, obie przesadziły z ich ilością.
Jaki ten człowiek głupi” – pomyślała po raz setny tego dnia.
Wszyscy zaczęli wstawać z miejsc. Natasza rozejrzała się po sali – tak, koniec części oficjalnej. Teraz tylko coś wypije i chwilkę porozmawia. Modliła się, by nikt jej nie zatrzymywał. Wytrzymała tak długo, wytrzymałaby jeszcze i raz tyle – wciąż grając zadowoloną i radosną. Wiedziała, że dałaby radę. Wiedziała, że zrobi wszystko, by jak najszybciej wrócić do domu. Jeszcze jeden kieliszek szampana. Było jej lepiej. Powoli przesuwała się w stronę wyjścia. Zrobiła swoje. Nie zaniedbała nikogo ważnego. Jeszcze góra kwadrans i będzie wolna. Zadzwoniła po siostrę. Na Alicję zawsze mogła liczyć. Siostra odwiezie ją do domu. Za kwadrans będzie czekać. Jak to dobrze. Jak to dobrze, że to już.
Natasza zatrzasnęła drzwiczki samochodu. Odchyliła głowę na oparcie i zamknęła oczy.
- Wieź mnie do domu. Umieram – wyjęczała wsiadając do auta.
- Aż tak nudno było? – spytała Alicja.
- Też. Mam potwornego kaca i nic a nic się nie wyspałam. Horror. Czuję się fatalnie. Okropnie. Marzę o prysznicu i o łóżku. Nawet nie chce mi się gadać - Natasza machnęła ręką.
Dojechały w milczeniu do domu.
- Wejdziesz? - zapytała Natasza - Jeszcze nie pójdę spać. Katarzyna na pewno coś dobrego ugotowała. Już mogę jeść i nawet jestem trochę głodna. Nie ma to jak dom. - Zakończyła z wyraźną ulgą. Siostry weszły do domu. Rzeczywiście, kolacja była gotowa, a Katarzyna czekała na Nataszę w kuchni.
- Dobrze, że jesteście, bo akurat kolacja gotowa i ciepła. - Uśmiechnęła się zamykając zmywarkę - A skoro już jesteście, to ja pójdę do siebie. Wszystko na jutro gotowe, prasowanie zrobione, zmywarka wypakowana.
- Dziękuję ci bardzo, Kasiu. Poczekaj, dam ci pieniądze na poniedziałek - Natasza sięgnęła do torebki i wyciągnęła banknot - Wystarczy? Nie wiem, czego tam potrzeba - rozejrzała się po kuchni.
- Tak, lodówka jest prawie pełna. Kupię tylko świeże owoce. I może jakieś drobiazgi. W zasadzie niczego w domu nie brakuje - Katarzyna schowała pieniądze do kieszeni. - To ja już pójdę. Do jutra.
- Do jutra - odpowiedziały siostry.
Alicja nie zabawiła długo u Nataszy. Zjadły w pośpiechu i w zasadzie w milczeniu. Natasza streściła tylko przebieg uroczystości, po raz trzeci podziękowała Alicji, że ją odebrała i tym samym niemal wybawiła, poczym stwierdziła, że dziś nie nadaje się już do niczego.
– Pierdolę, idę pod prysznic i do łóżka, a ty rób, co chcesz. – rzuciła rozkładając po swojemu ręce.
Alicja roześmiała się i powiedziała, że dziękuje za gościnę i wraca niniejszym do męża i dziecka. Pocałowały się w policzki na pożegnanie i Alicja pojechała do domu.
Natasza została sama. Zamknęła drzwi, nalała sobie soku i poszła do sypialni. Wzięła prysznic, przebrała się w dres, położyła na łóżku i wyciągnęła telefon. "Przepraszam, że się nie odzywałam, ale miałam ciężki i pracowity dzień. Dopiero wróciłam do domu i leżę w łóżku. Życzę dobrej nocy". Wzięła głęboki oddech i wcisnęła "wyślij".
Pisała do Karoliny.
Piątek dobiegł dla niej końca. Wyłączyła telefon.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...