Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Catalina

Użytkownicy
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Catalina

  1. rzecz jasna: po ciiichutku;)))) Coś bym i pewnie napisała o samym spotkaniu, ale nie mam siły, zresztą - z tego co widzę;) - są tu już jakieś moje(?) wpisy, hmmm... ;) pozdrawiam/iza Jak najbardziej Twoje. moim nickiem podszyte... ;-) Ja jeszcze nie odespałam tego piątku... Idę oglądać olimpiadę. Tyle mojego, co se popatrzę ;-) Cmok&cin-cin! Cat
  2. łomatko... aleśmy tu dali czaduuuuuu.............. (nie powiem kto pisze, bom matka dzieciom;D)
  3. Chyba różnimy się w zeznaniach ;))) Wypijcie moje zdrowie (umysłowe też! ;) - hultajki ;D dyg b hmm... Herr Bezet... jakby to powiedzieć: wyjątki potwierdzają regułę;) Alter/iza
  4. Wprawdzie nie znam swojego hasła, ale Cat jest tak miła, że zawsze mi daje. więc niniejszym chcę donieść, że /ustawa o cenzurze itd./ Alter Net vel Izabell
  5. Hello! siedzimy sobie w Winiarni i popełniamy orgiastyczny wiersz. I znów jesteśmy satysfakejted, przynajmniej my trzy, czytaj Cat, Alter i Miłka = Czarne Wiedźmy z ORGii! Cmok&Cin-cin! Cat, Alter, Miłka Amen. Uf.
  6. Natasza wstała wyspana i w dużo lepszym nastroju. Całą sobotę spędziła jeżdżąc konno. Jazda konna przyjemnie ją zmęczyła. Tak, koń był jej ucieczką. Galop, kłus, czy stęp – cokolwiek, by nie myśleć. Cokolwiek, byle się skupić na czynności. Natasza nie potrafiła leniuchować. Zawsze była nastawiona zadaniowo. Wsiadała na konia, by oddalić się od niechcianych myśli. Nie znosiła niepowodzeń, porażek i rozczarowań i unikała ich przez całe życie. Minimalizowała ryzyko lub – rzadko – straty. Porażające rozczarowanie – własnym życiem. Zaczęła szybki bieg. Pochyliła się na koniu. Ta myśl jej nie dogoni. Przecież szła od sukcesu do sukcesu. Pojedyncze sukcesy składają się na wielki sukces życiowy, nie na życiową porażkę. Sukces to szczęście. Pojedyncze szczęścia to szczęście życiowe. To logiczne. Była człowiekiem szczęścia...szczęśliwym człowiekiem...szczęśliwym człowiekiem... Wróciła do domu przed 17-tą. W sam raz na drugi i ostatni posiłek tego dnia. Jak zwykle wykonała kilka telefonów, odpisała na SMSy i porozmawiała z Patrycją - młodszą córką. Starsza, Dominika, już studiowała i nie mieszkała z nimi. Czasem zastanawiała się, czy nie wymaga od dzieci zbyt wiele. Ale dochodziła do wniosku, że nie wymaga od nich więcej niż od siebie, więc uważała, że wszystko było w porządku. Chciała, by dzieci były silne. Zdecydowane. Zdyscyplinowane i ukierunkowane na cele. By wiedziały, o co w życiu chodzi. By były takie jak ona – tylko szczęśliwsze. Ależ, przecież całe życie była szczęśliwa. Z rodzicami, z mężem, z dziećmi, z kochankami - robiła to, co chciała. Nie skarżyła się – w sumie to nawet nie miała na co. Miała cudowne dzieci. Cudownych rodziców. Miała – lata temu – męża; zawsze miała mężczyznę przy boku. I pieniądze w kieszeni. Uśmiech na twarzy. Wszystko. Grała przed samą sobą. SMS. Karolina zapytała o samopoczucie. „Czuję się dobrze, ale nie wiem, co to było z czwartku na piątek? Mam myślenie” – odpisała. Wstała z kanapy i poszła odebrać malie. Włączyła komputer, wpisała hasło, otworzyła Outlooka – napływały wiadomości ze świata – uśmiechnęła się do samej siebie. Przeczytała dwa listy, ale nic z nich nie zapamiętała. „Siedzę przy komputerze i myślę...” – napisała do Karoliny. Tak, myślała wciąż o tym, jak to się mogło stać. Nie zmieniła orientacji. Wcale nie miała ochoty. Karolina jej napisała, że przecież są dorosłe - wiedzą, co robią. I w sumie nic się nie stało. Tak, były dorosłe. A ona mogłaby być jej córką. Nigdy, przenigdy nie przyszłoby jej do głowy, że będzie dotykać kobietę. Chyba sprawiło jej to przyjemność. Za dobrze nie pamiętała. W każdym razie nie czuła obrzydzenia. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie mogła skupić się na niczym. Postanowiła wziąć prysznic, położyć się na kanapie i w pozycji horyzontalnej poczekać na przyjaciółkę. Przyjaciółka przyszła punktualnie. Miała tę fantastyczną cechę, że nie spóźniała się nigdy. Wieczór upłynął im bardzo szybko. Jak zwykle śmiały się, żartowały i Natasza odprężyła się zupełnie. Tuż przed północą położyła się do łóżka. Natasza uwielbiała zapach swojej pościeli. Uwielbiała swoją sypialnię. Słoneczne poranki i ciepłe noce. Nie lubiła być sama. Sama w domu, sama w pracy, sama w restauracji, sama w życiu...Nie, samotna w życiu. Jak to się stało, że zabrakło jej partnera? Że się rozwiodła. Że samotnie szła przez życie. Już nie wiedziała, czy było jej z tym dobrze, czy tylko wygodnie. Wygodnie na pewno. Nikt jej nie pasował. Nikogo nie chciała. Nie chciała rozczarowań. Nie chciała pracy nad związkiem. Nie chciała zależności od kogoś – choćby najmniejszej. Lubiła, gdy o nią zabiegano. Lubiła czuć się kobietą. Nie, nie potrafiłaby już z kimś zamieszkać. Aż tak dużo siebie nie mogła dać. Dokonała pewnego wyboru. Nie wiedziała, czy był on słuszny – tak postanowiła. W sumie to nawet nie wiedziała, kiedy. Po prostu tak się ułożyło – ponieważ z nikim się nie ułożyło. Wiedziała, że będą chwile, w których brak ją zaboli. Bolał właśnie teraz. Zawibrowała komórka. Wiedziała, że to Karolina. Że to coś miłego na dobranoc. Albo coś złośliwego – w ten jej specyficzny sposób. Nigdy nie wiedziała, kiedy żartuje, a kiedy pisze poważnie. Z Nataszy nikt nigdy nie żartował. Nie prawił jej złośliwości. Nie, ta dziewczyna była niemożliwa - nie bała się jej, traktowała lekko, jakby zawsze z przymrużeniem oka. Czym tym razem chciała jej dopiec przed snem? No tak, same żarty. Że też chce się jej wypisywać takie głupoty – Natasza uśmiechnęła się do telefonu. Nie potrafiła tak pisać. Jej wiadomości były krótkie. Zwięzłe. „Dziękuję. Leżę już w łóżku. Jestem zmęczona. Kolorowych snów.” – wcisnęła wyślij. Jakoś nigdy nie zastanawiała się w sposób szczególny nad ich treścią. Pisząc do Karoliny zaczęła. Natasza napiła się wina. Napisała Karolinie tekst zasłyszany dawno temu – o samotności. „Co Ci jest? Co się stało?” – zapytała Karolina. „Samotność skazuje nas na cierpienie” – odpisała Natasza. Nie chciała już o tym pisać, myśleć. Była samotna. Cierpiała. Coś kosztem czegoś. Tak wybrała. Nie chciała się skarżyć. Jak to by było, budzić się znów obok kogoś? Oh, budzić się co dzień. Słuchać wymówek, narzekań. Pretensji. Wymagania...Ona, Natasza, mogła od siebie wymagać. Nikt inny. Nikomu na to nie pozwalała. Co by jej dał związek? Doprawdy, dość miała związków. Ciągłe szarpanie się. Żądania. Kwiaty mogła kupić sobie sama. Perfumy też. Dom przy plaży. Seks? Tak, owszem. Czy coś poza tym? W zasadzie nic, czego nie mogłaby mieć żyjąc tym właśnie życiem. Skoro związek nic jej nie daje, to po co się w ogóle wiązać. By mieć regularne stosunki seksualne? „Haha” - zaśmiała się w duchu i upiła łyk wina. Jakie to żałosne. Miała wszystko, czego mogła zapragnąć – dzieci, dom, drugi dom, mieszkania, konie, kosmetyczkę, masażystę, przyjaciół, siostrę, auto, wino, kochanków. Coś jeszcze by się znalazło. W jej życiu wciąż coś się działo. A między wydarzeniami zagnieździł się brak. Wydarzenia – mijały szybko, za szybko. Brak się dłużył. Dokuczał. Nie był pusty, nie był nijaki – od lat znajomy, od lat ten sam, od lat nostalgiczny, bolesny, zgorzkniały. Pojony winem. Przepojony...W sumie gorszego towarzysza nie mogła sobie wymarzyć. Nie, to całkiem nie tak. Przecież jest szczęśliwa. Nie wolno się jej uskarżać. Nie powinna narzekać. Nie powinna tak czuć. Każdy ma jakieś niedogodności w życiu. Ona ma swój brak. Brak. Pogodziła się z nim. Sama go wybrała. I akceptowała - dopóki się nie rozrósł. Cóż za niefart! Doprawdy było jej dobrze. Natasza wtuliła się w poduszkę. Uśmiechnęła się i przymknęła oczy. Uśmiech. Jutro słoneczny dzień. Jutro konie i znajomi. Jutro ranek z dziećmi. Jutro minie. Dziś minie też. Właśnie mija. Gdyby nie było gorzej, nie byłoby lepiej. Gdyby nie Brak, to byłby marudzący facet. Tak, sen – te chwile były tylko dla niej. Wiedziała, że nie zaśnie. Taka lekka bezsenność. Wysiłek fizyczny zrobił swoje i sen przyjdzie wcześniej niż zwykle. „Dzięki ci, koniku” – pomyślała Natasza. Znów się uśmiechnęła. Dobry nastrój. Przed snem ważny jest dobry nastrój. Pozytywne myślenie. Myślenie o przyjemnych rzeczach. Będzie myśleć o koniu. O Scarlett. O dzieciach. Taka była z nich dumna. Dobrze je wychowała. Tak, dzieci miała udane. Rafał? Taki młody, za młody dla niej. Co on w niej widzi? Przecież już się pomarszczyła. Ile między nimi różnicy? 12 lat? Nie, chyba 13. Nieważne. Dużo. Za dużo. Czy dobrze się przy nim czuła? Tak, pod warunkiem, że nie przebywali razem za długo – męczył ją. Wszystko ją męczyło. W sumie nie było takiej rzeczy, której by nie przeżyła. Nie doświadczyła. Wszystko było nijakie. Była już żoną, matką i kochanką. Przyjaciółką, znajomą, pocieszycielką, pożyczającą. Kupującą, sprzedającą. Płaczącą, chorą, śmiejącą się. Wszystkie role świata. Zostało jej bycie babcią. Miała nadzieję, że będzie lepszą babcią niż matką. Miała nadzieję, że warto na to czekać. Jej ostatnia rola. Wiedziała, że to się pewnego dnia stanie. Nie miała nic przeciwko byciu babcią. Choćby dziś. Byleby zięć był znośny. Zdecydowanie chciała lubić ojca swego wnuka lub wnuczki. Miała nadzieję, że jej dzieci trafią na odpowiednich partnerów życiowych. Że znajdą miłość i spełnienie. Natasza wiedziała, jak o to ciężko. Nie uchroni dzieci przed rozczarowaniami. Nie, przed tym ich nie zabezpieczy. Generalnie – wszyscy są rozczarowani. Każdego życie rozczarowuje, zawodzi, zwodzi, wodzi - wodzi na pokuszenie. Niektórych wodzi za nos. Gra na nosie. Nie jej. Jej na nosie nikt jeszcze nie zagrał – i nie zagra. O tym wiedziała bardzo dobrze. Zdawała sobie sprawę z tego, że w sumie wydarzyć się może wszystko, że teoretycznie może zbankrutować lub umrzeć na zawał. Wiedziała też, że to się po prostu nie stanie. Nie jej. A poza tym – wcale nie chciała, by to się stało. Czego chciała? Teraz chyba tylko świętego spokoju. Nic więcej. I snu. Czuła, jak nadchodzi. Powoli owija ją swoim ciepłem i rozleniwieniem. Powoli zapadała się w cudowny stan. Nareszcie. Będzie spać aż do rana. Poczuła ulgę. Jeszcze tylko westchnęła. Sen – furtka duszy – ktoś dobrze to określił... Natasza jechała do Karoliny. Chciała po prostu ją zobaczyć. Miała wrażenie, że łączy je dziwna więź. Czuła się nieswojo, ale tak jak powiedziała Karolina – obie były dorosłe. Zdarzyło się jej coś, co się nie zdarza – nie jej. Nie wiedziała, czy będzie umiała o tym rozmawiać. Wiedziała, że powinna i że Karolina chce. Trochę bała się spotkania. Była zmieszana. Oprócz tego, miały do omówienia jej sprawy zawodowe. Dobrze, że Karolina wybrała na miejsce spotkania restaurację. W jej biurze – sam na sam – Natasza byłaby jeszcze bardziej zmieszana. Zaparkowała auto i weszła do restauracji. Karolina już czekała. Uśmiechnęły się do siebie. Natasza poczuła ulgę. - Cześć – pocałowała Karolinę w policzek. - Cześć, Kotku – bezpośredniość Karoliny rozbrajała ją. – Jak się czujesz? - Ciężki tydzień. Jestem wykończona. Masz ochotę coś zjeść? – zapytała siadając naprzeciwko Karoliny. - Jasne. Jestem głodna jak młody wilczek. - A ty jak się czujesz? - Też jestem wykończona i niewyspana. Jutro chyba zrobię sobie wolne. To znaczy, przyjdę później do biura, haha! – Karolina roześmiała się dźwięcznie - Rozmawiałam w twojej sprawie, jestem dobrej myśli. Ale wciąż czekam, także nic nowego ci jeszcze nie powiem. - No wiesz, bo to tak długo już trwa. I nie wiem, co dalej robić. Po prostu chciałabym mieć już to z głowy. Ten mówi to, ten tamto no i i tak nic z tego. - Widzisz, gdybyś przyszła do mnie z tym wcześniej...a tak to niewiele mam możliwości. – Karolina rozłożyła ręce. - Karolciu, gdybym przewidziała, że to tak będzie, zresztą, co ci będę tłumaczyć, sama wiesz, jak było – westchnęła Natasza. - Wiem, wiem. Palimy? - Pewnie, że palimy. Co nam pozostało? – rzuciła Natasza. - Tak, tylko papieros. – zaśmiała się Karolina. Zamówiły cielęcinę w sosie kurkowym. Obie były głodne. Obie lubiły dobrze zjeść. Cielęcina była wyborna. Rozmawiały o koniach i o ulubionych alkoholach. Obie były rozbawione, uśmiechnięte i jadły z apetytem. - A co robisz dziś? – zapytała Natasza popijając wodę mineralną. - Teraz? W zasadzie jestem po pracy. Nie mam planów na potem. – Karolina wytarła usta serwetką. - To może pojedziemy do mnie? – zapytała Natasza. - Nie masz obowiązków domowych? – Karolina uśmiechnęła się. - Ależ...dziecko już w domu, obiad ugotowany, a ja nie mam już ani sił, ani ochoty z nikim się spotykać i niczego załatwiać. - Straszny z ciebie leń. – Karolina pokręciła głową i odsłoniła zęby w uśmiechu. - Ze mnie? Ja jestem leń? – oburzyła się Natasza. - No okropny. Nic nie robisz, tylko do domu i na kanapę. - No tak, a ty jesteś złośliwa. – Natasza się uśmiechnęła. - Ja? Ja tylko stwierdzam fakt. Zero złośliwości. - No to jedziesz do mnie, czy nie? - A masz dla Karolci białe wino? - Coś się znajdzie. Jakiś jabol – prychnęła po swojemu Natasza. - To już zaczyna dobrze brzmieć. Jabol dobra rzecz. Ty to wiesz, czym gości uraczyć. - No to co, zbieramy się? – Natasza dopiła wodę mineralną. - Oczywiście. Muszę tylko wstąpić do biura po rzeczy. Ok.? - Poczekać tu, czy iść z tobą? - Jak chcesz. Ale w sumie, chodź do mnie. Wyjdziemy razem – Karolina wstała od stołu – Dziękuję. - Dziękuję – Natasza zapięła torebkę i ruszyła za Karoliną. Natasza czuła się rewelacyjnie. Było jej lekko. Prawie beztrosko. Chciała, by popołudnie z Karoliną miało ciąg dalszy. Jeszcze nie zawsze wiedziała, kiedy Karolina żartuje, a kiedy mówi poważnie. Prawie zawsze dawała się jej złapać. Zaczęło ją to bawić. Nikt nie pozwalał sobie na takie żarty w stosunku do niej. Nigdy kogoś takiego nie znała. Zastanawiała się, jak traktować Karolinę? Z jednej strony była jak dziecko. Zupełnie – Natasza uśmiechnęła się w duchu. Z drugiej – tak bardzo dojrzała. Ciepła i wspierająca. Natasza czuła, że może jej zaufać. Mężczyznom przestała ufać już dawno temu. W pewnych sprawach można było na nich polegać. I z reguły tylko wtedy, gdy prowadziło się z nimi grę. Nataszę już dawno te gry zmęczyły. Znała je na pamięć. Przez te wszystkie lata poznała wszystkie ruchy, wszystkie scenariusze. Była znudzona. Doświadczyła chyba wszystkiego i zastanawiała się, do czego jej to wszystko było potrzebne? Wszystko na nic się zdało. Owszem – była szczęśliwa. Teraz zaczynała wątpić w to, że naprawdę była. Teraz miała wrażenie, że tylko jej się tak wydawało. Wtedy czuła, że była. Była. Prawie. Na co jej to rozgoryczenie? Głupi żal po latach. Przecież miała wszystko. Wjechała na podjazd przed domem. Lubiła swój dom. Lubiła piękne przedmioty. Nie znosiła brzydoty. - No, nareszcie w domu, uf – Natasza zamknęła drzwi wejściowe – wiesz, ja muszę się przebrać. Nie obrazisz się, że będę w dresie? Tak mi najwygodniej – zapytała Karolinę. - Ależ skądże! Dres to mój ulubiony strój. – zaśmiała się Karolina. - Dać ci dres? - Nie, dziękuję, zostanę w moim mundurku. - To poczekaj chwilkę. Siadaj, zaraz do ciebie przyjdę. - Ok., cierpliwie na panią poczekam. - Zaraz wracam – Natasza wbiegła po schodach do garderoby. Przebrała się w dres i zmyła makijaż. Spojrzała w lustro. „Szkoda gadać” – pomyślała. Starzała się i zaczynała czuć się staro. Wiedziała, że i tak wygląda dobrze. Dobrze – jak na swój wiek. Ale to za mało. Czy gdyby wyglądała młodziej, zmieniłoby to coś w jej życiu? Nic. Czy gdyby czuła się młodziej, zmieniłoby to coś w jej życiu? Nic. Gdyby cofnąć można było czas? Nie. Przecież wszystko było dobrze. Pokremowała dłonie i usta. Włożyła błyszczyk do kieszeni dresu i zeszła na dół. - No, już. To czego się napijemy? – uśmiechnęła się do Karoliny. - Ja dziś piję to, co ty, to znaczy ja białe, a ty czerwone, jak sądzę – Karolina odchyliła głowę na bok. - Dobrze, wyciągnij kieliszki, a ja zejdę po wino – uśmiech nie schodził z jej ust. Natasza i Karolina dobrze się czuły w swoim towarzystwie. Karolina wciąż się przekomarzała. A Natasza brała wszystko na poważnie. Natasza mówiła, a Karolina była dobrym słuchaczem. Opowiadały sobie historie rodzinne. Śmieszne zdarzenia życiowe. Nie zadawały sobie kłopotliwych, osobistych pytań. - Wiesz, coś mnie uciska w karku – Natasza sięgnęła ręką za głowę. - To ponoć stresy się tam gnieżdżą. Okupują kark i dokładają człowiekowi jeszcze fizycznie – zaśmiała się Karolina. - Tak, mam ostatnio same stresy. Co za życie – Natasza masowała sobie kark. - Jak chcesz, to ci pomasuję. Jestem w tym niezła. Te dłonie mają moc – wyciągnęła przed siebie ręce. - Tak? Uwielbiam masaż. Naprawdę byś mnie pomasowała? - Żaden problem. - To przyniosę oliwkę. - Nie trzeba, zrobię ci taki bez oliwki. Poczekaj, połóż się tu – Karolina zeszła z kanapy. Natasza ściągnęła bluzkę. Nie miała pod spodem stanika. Położyła się na kanapie, a Karolina zaczęła masaż. - O, jak mi dobrze. Tego mi było trzeba – Natasza zamknęła oczy. Ola uciskała jej plecy – Natasza była w dobrej kondycji. Mięśnie były twarde, ale nie spięte. No tak, była w końcu sportowcem. Po 20 minutach Karolina wstała. - No, to by było tyle na dziś. Jak się czujesz? - Cudownie. Mogłabym tak bez końca. - Jak chcesz, to pomasuję ci twarz. Nałóż koszulkę i połóż się na plecach. Ja usiądę ci za głową. Natasza ubrała się, położyła głowę między nogami Karoliny i znów zamknęła oczy. Tak, Karolina wiedziała, co robi. Natasza czuła się rewelacyjnie. - Już? – zapytała, gdy Karolina zdjęła jej ręce z twarzy - Oj, szkoda. Dziękuję, bardzo mi dobrze. Gdzie się tego nauczyłaś? – spytała wstawając. - W sumie – nigdzie. Zawsze wiedziałam, jak się to robi. Nie wiem, dlaczego. Potrafię i tyle. - Chcesz, to ja ci też zrobię? Co? – Natasza się ożywiła. - No...zobaczymy. Jeśli masz ochotę, to proszę bardzo – Karolina przeskoczyła na kanapę. - Tylko ja z oliwką. Poczekaj chwilkę. Natasza przyniosła oliwkę i zaczęła masować Karolinę. Nie, nie miała wprawy. Skończyła po paru minutach, bo Karolina z niej chichotała. - Jesteś okropna – Natasza usiadła na swoim miejscu. – Nic nie doceniasz. - Ależ, bardzo doceniam. Przepraszam, nie gniewaj się na niedobrą Karolcię. - Już cię więcej nie będę masować, choćby nie wiem, jak cię bolało. - No i kto tu jest złośliwy? - Karolina dolała im wina. - Kto z kim przestaje... – Natasza zawiesiła głos. - Co prawda, to prawda. Daj, w ramach rekompensaty pomasuję ci stopy. Natasza zdjęła skarpetki. Karolina przesiadła się na kanapę Nataszy i zaczęła przesuwać dłońmi po jej stopach. Natasza całkiem się rozluźniła. Rozmawiały o wszystkim i o niczym. Karolina masowała jej stopy. Rozmawiały o wszystkim i o niczym. Karolina masowała jej kark. Natasza czuła się bezpiecznie. Spokojnie. W sumie nawet o tym nie myślała. Było jej dobrze. Dłonie Karoliny na jej piersiach. Nadal było jej dobrze. Czuła, że robi się pijana. Leżała z Karoliną na kanapie. Obróciła się na bok. Cały czas była uśmiechnięta. Karolina masowała jej brzuch. Natasza usiadła. - Przy tobie robię się miękka – powiedziała, przesunęła dłońmi po swoich włosach i spojrzała na Karolinę. Karolina objęła ją mocno ramionami i przycisnęła swój policzek do jej ucha. Czas się zatrzymał. Wszystko straciło znaczenie. - Kotku, jest już prawie piąta rano. Jadę do domu – zamruczała Karolina. - A może zostaniesz? Pościelę ci na dole. – Natasza miała zamknięte oczy. Mocno przyciskała rękę Karoliny do piersi. I chciała, by tak zostało. - Nie, wolę wrócić do domu. Poczekaj, zadzwonię po taksówkę – Karolina wyślizgnęła się z jej ramion. - Dobrze, jak chcesz, ale przecież możesz zostać – Natasza prawie spała. - Nie, kochanie, pojadę do swojego łóżeczka. Dziękuję ci bardzo za troskę – spojrzała na nią z czułością. Wcale nie chciała iść. Ale skoro nie mogła spać z Nataszą – cały czas miała w pamięci, że w domu było dziecko – wolała pojechać do siebie. Natasza już nie nalegała. Nie pozwoliła się pocałować. Nie nawykła do całowania kobiet. I nie rozumiała samej siebie. Karolina odjechała. Natasza zamknęła drzwi, zdjęła dres, swoją ulubioną bluzkę na ramiączkach i położyła się nago do łóżka. Zasnęła natychmiast z delikatnym uśmiechem na ustach. Karolina wyjechała za granicę. Natasza dawno nie posyłała tylu SMSów. Nigdy chyba tylu nie posyłała. Ale i nikt w taki sposób do niej nie pisał. Doprawdy, lubiła tę dziewczynę. Przez ostatnie tygodnie widywały się codziennie. Codziennie do siebie dzwoniły. Pisały na dzień dobry i dobranoc. Na swój sposób Natasza tęskniła za Karoliną. Za rozmową z nią. Karolina lubiła pisać. Natasza – zdecydowanie wolała rozmowę. W SMSach nie potrafiła zawrzeć wszystkiego, co chciała przekazać. Mimo wszystko – lubiła otrzymywać wiadomości od tej dziewczyny. Lubiła, gdy Karolina pisała do niej pieszczotliwie – Kotku, Ptaszku, Kanarku, Sarenko. Dziś miała wrócić, a jutro Natasza obiecała coś jej ugotować. Karolina przekomarzała się, że zagraniczna kuchnia jej nie służy i że jest niedożywiona. Karolina wciąż się przekomarzała. Natasza nie zawsze to lubiła. Jej zdaniem bywało, że Karolina przesadzała. Wpadała w zbyt szyderczy ton. Być może niechcący, ale Nataszy czasem robiło się nieco przykro. Bywało, że się denerwowała. Dziś jednak czekała na jutro. Nie mocno, nie wyczekująco – po prostu cieszyła się na myśl o miłym spotkaniu. Skończyło się na tym, że Natasza zrobiła zakupy, a Karolina zaczęła gotować. Natasza, Patrycja, Katarzyna i Karolina bez problemu mieściły się w przestronnej kuchni. Wszystkie były radosne, popołudnie było ciepłe i słoneczne. Dobrze, że są takie popołudnia – warte całego dnia. Całego tygodnia. Jadły w salonie, a jedzenie było smaczne. One w dobrych humorach. Karolina opowiadała o podróży i kilku śmiesznych zdarzeniach. Obie były przyjemnie głodne i zjadły szybko. Potem jak zwykle usiadły na dwóch kanapach. Natasza zapomniała o kieliszkach. Wstała narzekając. Podeszła do barku i wróciła na swoją kanapę. Usiadła i poczuła, że dopiero wypoczywa. - Wiesz – zaczęła rozmowę – dziś przyjeżdża Dominika. Stęskniłam się za nią bardzo. - A co ona studiuje? Na Sorbonie, tak? - Tak, psychologię reklamy. Dawno się nie widziałyśmy. Niedługo powinna być. - Wydawało mi się, że przyjeżdża dopiero jutro. Wiesz co, to ja w takim razie pojadę do domu. Powinnaś zostać z dziećmi. - Ależ skądże! – zaprotestowała Natasza – Zostań. Dominika zostaje na kilka dni. A poza tym, w czym miałabyś przeszkadzać? Nie wygłupiaj się. - Przecież rzadko się widujecie, macie swoje sprawy do obgadania, chcecie się sobą nacieszyć. - Dziewczynki i tak będą chciały ze sobą pogadać. Nie ma mowy – zostajesz. - No dobra – westchnęła Karolina– Niech tym razem będzie po twojemu. Dominika nie była podobna do matki, łączył je jedynie piękny profil. Po Nataszy odziedziczyła też bezpośredniość. Uśmiechała się. Kilka lat młodsza od Karoliny. Zostało w niej trochę z dziecka. Natasza kochała swoje dzieci. Były całym jej życiem. Chciała być dobrą matką. Chciała dać im wszystko. Starała się. Nie zawsze była pewna, czy postępuje właściwie, ale zawsze postępowała zdecydowanie. Nawet, gdy miała wątpliwości wiedziała, że decyzję trzeba podjąć i ją podejmowała. A jak już podjęła – nie wahała się. Zawsze była konsekwentna i wytrwała. Gdyby nie była – nie osiągnęłaby niczego. Tego wymagało życie. Życie - Natasza uśmiechnęła się. Spędzały wieczór w trójkę. Dominika siedziała na kanapie z matką. Posiedziała z nimi może niecałą godzinę – powiedziała, że pójdzie się wykąpać, chwilę porozmawia z siostrą i zaraz pójdzie spać, bo jest zmęczona po całym tygodniu nauki i długiej podróży. Pożegnała się i poszła na górę. - Masz bardzo fajną córkę – stwierdziła Karolina – Bardzo miła dziewczyna i chyba ma dobre serce. W każdym razie jest bardzo serdeczna. I uśmiechnięta. Podoba mi się. Bezkontekstowo – zastrzegła Karolina. - To dobrze, że bezkontekstowo. To znaczy, rozumiesz, to moja córka. – Natasza zrobiła poważną minę. - Wiem, że to twoja córka. Rozumiem doskonale. Wiem, o co chodzi. – Karolina uśmiechnęła się delikatnie. - No, ale cieszę się, że uważasz, że jest dobrym dzieckiem, bo tak jest. Naprawdę, mam cudowne dzieci. Bardzo się kochamy. - To widać. Ja to bynajmniej widzę. Widzę, w jaki sposób o nich mówisz. Uważam, że może zbyt wiele wymagasz, ale nie będę o tym z tobą dyskutować, ani się wypowiadać, bo nic mi do tego. Wiem, że je kochasz, i że one kochają ciebie. Wiem, że się wspieracie, rozmawiacie, żyjecie swoimi problemami i radościami, że się rozumiecie – to piękna sprawa i to najważniejsze. - Tak, kochamy się bardzo. Dużo rozmawiamy, mamy dobry kontakt ze sobą. Bardzo mnie to cieszy. Mówią mi o wszystkim. - Wiesz – dzieci z reguły nie mówią o wszystkim – sama przyznasz. – Karolina się rozpromieniła – Ale nie wykluczam, że w waszym przypadku jest inaczej. Ty nie jesteś standardową mamą. - No, nie jestem. Wciąż brakuje mi czasu – dla dzieci też. Ale cóż mogę poradzić? – Natasza zaciągnęła się papierosem. - Czasem nie da się inaczej i trzeba zaakceptować taki stan rzeczy, jaki jest. Ważne, by to rozumieć – wtedy człowiek nie szarpie się z samym sobą. Nie wszyscy to potrafią. Do tego trzeba dojrzałości i dobrego rozumienia świata. Rozumienia innych. Poprawne relacje z rodziną - to nie sztuka. Wzajemne zrozumienie i wsparcie należą do rzadkości. – Karolina upiła kolejny łyk wina, odstawiła kieliszek i oparła się wygodnie o kanapę. - Masz rację. Patrzę często na inne rodziny – i to takie, gdzie jest dwoje rodziców – jeden jedyny horror, mówię ci. Kłótnie, nieporozumienia, brak rozmowy, brak zainteresowania. To wszystko źle się później kończy. Rodzice nie wiedzą, co robią dzieci – narkotyki, alkohol, złe towarzystwo, wiesz, jak jest – a dzieci mają w nosie starych. I na co komu taka rodzina? – Natasza bardzo emocjonalnie podchodziła do spraw rodziny. - Wiem coś o tym – westchnęła Karolina – Ale cóż, nic na to nie poradzimy, musimy zająć się sobą, a nie naprawianiem świata, bo to strata czasu. Ja i moi bliscy – to jest najważniejsze. Moi przyjaciele. Naprawić mogę tylko własne podwórko. Dalej – to lanie w próżnię. Pomagam tym, na których mi zależy, którzy są mi bliscy. Jednostkom. Nie jestem społecznikiem. Choć ich nie potępiam – jeśli to komuś potrzebne, nie ma problemu. Ale uważam to za stratę czasu i głupotę. Walka z wiatrakami. Nazwij mnie egoistką, ale takie jest moje zdanie. - I bardzo słuszne zdanie. Nazwę cię dobrym człowiekiem. - Ty też nie jesteś ta najgorsza – Karolina uśmiechnęła się szeroko Dominika przeszła w szlafroku przez salon, by dać mamie całusa na dobranoc. Uśmiechnęła się i pożegnała również z Karoliną. Ola odwzajemniła uśmiech, a gdy Dominika wyszła pokiwała do Nataszy głową. - No tak, fajne te twoje dzieci. Ciekawe, kiedy ja się doczekam jakiejś pociechy? - Wszystko w swoim czasie, nie martw się – Natasza podniosła w górę palec wskazujący. - Nie martwię się. To po prostu takie pytanie. Zastanawiam się czasem. Nie jakoś tak specjalnie. Ot, tak. Sometimes. - Na wszystko przychodzi właściwy czas. Na pewno będziesz matką. We właściwym czasie – Natasza znów się uśmiechnęła. W zasadzie – uśmiechała się przez cały czas. - Wiesz co? A propos czasu – na mnie już czas. Już prawie 23 – Karolina zerwała się z kanapy. - Tak, kończymy, my też jesteśmy zmęczone. Dziękuję za odwiedziny. - Cała przyjemność po mojej stronie, kochanie. – Karolina szła już w kierunku drzwi. Pocałowały się w policzki na pożegnanie. Natasza zamknęła za nią drzwi. Chciała jeszcze choć na chwilę zajrzeć do dzieci. Dzieci były całym jej światem. Gdyby nie one – życie nie miałoby dla niej sensu. Gdyby nie one – nie byłoby i jej. Tak bardzo je kochała. Tak często im o tym mówiła. Tak często czuła, że robi dla nich za mało. Jak we wszystkim w życiu – również i na tym polu chciała być Mrs. Perfect. Zatrzymała się w połowie drogi do pokojów córek i wyciągnęła z kieszeni komórkę. Wystukała jedno słowo: „Dziękuję”. Do Karoliny. Natasza wróciła od dziewczynek i położyła się na łóżku. Chciała przeczytać dzisiejszą prasę, ale nie mogła się skupić. Myślała o Karolinie. Nie rozmawiała z nią nigdy o tym, co się między nimi działo. Karolina też nie poruszała tego tematu. Może czuła, że Natasza nie potrafiłaby o tym rozmawiać. Natasza nie potrafiła ułożyć wszystkiego w logiczną całość. Może Karolina dobrze się bawiła ze starszą od siebie kobietą? Może robiła to dla zabawy? Raczej nie, ale przecież mogłaby spotykać się z każdą. Była ładna i mądra. Tak, mogłaby mieć każdą. Na co jej stara baba? A jeśli to tylko gra? Jak wogóle wyglądałoby ich życie? Przecież ona nie może powiedzieć nikomu, że spotyka się z kobietą! To byłaby katastrofa. Znajomi zapewne zaczęliby wytykać ją palcami. I tak była na językach – z zazdrości. Cały biznes mógłby się od niej odwrócić. Poznała wprawdzie kilka znanych nazwisk kobiet, które są w związku z homoseksualnym - bała się tego słowa - ale to całkiem co innego. Jak wygląda takie życie? Co z dziećmi? Nie miała pojęcia. I nawet nie miała kogo zapytać. Może tu chodzi o całkiem coś innego? Jest radość ze spotkania – co w tym dziwnego? Jest ciepło na sercu, gdy o niej pomyśli – to normalne, jak się kogoś bardzo lubi. Jest tęsknota – to też nic niezwykłego. Chęć dotyku...nie, to wcale nie tak. Może to po prostu potrzeba bliskości, przecież Natasza z natury lubi się przytulać. No tak, a po drinku trochę przekracza granice. Nie, przestaje się hamować. Chce i potrzebuje alkoholu, by przełamać...obawę, lęk wstyd? Nie, nie, nie mogła o tym myśleć. Przecież nie jest jakąś lesbijką! Po prostu bardzo lubi Karoliną, bo Karolina jest dobra, troskliwa, wesoła, kochana...tak, kochana. Natasza zgasiła lampkę. Wszystko jest w porządku. A Karolina to po prostu bardzo wartościowy człowiek. Dobry przyjaciel. Nic więcej. Natasza zasnęła uspokojona tą myślą. Upłynął tydzień. Natasza wyjechała na zawody. Zabrała ze sobą Dominikę i postanowiły, że wrócą razem na weekend do domu. Katarzyna posprzątała już i czekała na nie z obiadem. Natasza nie widziała się z Karoliną pięć dni. Umówiła się z nią na jutro. Pojutrze miał też przyjechać Rafał. Katarzyna otrzymała polecenie przygotowania czegoś wyjątkowego. Natasza powoli zaczęła wypakowywać bagaże. Kupiła prezent dla Karoliny. Zastanawiała się, czy będzie jej odpowiadać? Jeśli nie, to trudno. To cud, że znalazła czas na zakupy. Miała nadzieję, że Karolina będzie zadowolona. Wydobyła wreszcie prezent i uśmiechnęła się. Poszła po telefon – poczuła potrzebę, by do niej napisać. Czuła się rewelacyjnie. Była zmęczona i ożywiona. Chciała się wyspać. Jutro miała kilka spraw do załatwienia. Popołudnie chciała spędzić z Karoliną. Natasza zasnęła snem dziecka. Karolina przyjechała z Nataszą do domu. Obie były już głodne. Umyły ręce i zeszły prosto do kuchni. Po chwili zbiegła do nich Dominika i pocałowała Karolinę w policzek na powitanie, jak dobrą znajomą. Pogawędziły przez chwilkę, poczym Katarzyna oznajmiła, że obiad będzie gotowy dokładnie za trzy minuty. - To co, idziemy na górę? Nakryję do stołu. – zapytała Natasza. - Wiesz, po co? – Karolina pokręciła głową. - Równie dobrze możemy zjeść tutaj. Nie ma potrzeby robić sobie kłopotu. - Tak? No to dobrze. Siadajmy. – Natasza rozłożyła talerze. Zjadły bardzo smacznie i wszystkie trzy były w rewelacyjnych nastrojach. Dominika planowała odwiedzić koleżankę. Skończyła jeść jako pierwsza, wyszła się przebrać i wyleciała z domu jak strzała. Karolina przekomarzała się z Patrycją. Natasza słuchała z uśmiechem na ustach. Cieszyło ją, że Karolina i Patrycja lubią swoje towarzystwo. Zawsze było im wesoło, bo Karolina wciąż żartowała. Mówiła pół żartem, pół serio i Patrycja co rusz pytała mamę, czy to, co mówi Karolina to prawda i śmiały się wszystkie. Z reguły kończyło się na tym, że Natasza mówiła „Nie słuchaj Karoliny, go ona gada same głupoty.” Tak było i dziś i na tym obiad dobiegł końca, Patrycja poszła w podskokach do swojego pokoju – coś tam jeszcze pokrzykując do Karoliny. Musiała dokończyć odrabianie lekcji. Natasza i Karolina zostały same. Przeszły do salonu i Natasza włączyła jedną ze swoich ulubionych płyt – lekki jazz. Nalała wino. Znów poczuła się spokojnie. Delikatny uśmiech nie schodził z jej ust. Słuchała słów – ale nie wiedziała, o czym. Coś mówiła, ale to było nieważne. Całą sobą chłonęła obecność Karoliny. Było jej mało. Poczuła, że więcej nabrało dla niej nowego znaczenia. Więcej jej. W życiu, w dotyku, w niej. Więcej jej. Natasza usiadła przy Karolinie i okryła je pledem. Wzięła jej dłoń w swoje dłonie i zaczęła masować. Musnęła wargami palce i wnętrze dłoni. Pochyliła się nad ustami. Chciała ją tulić i całować. Natasza prawie nie miała kaca. Zastanawiała się, dlaczego całowała Karolinę? Nie była pijana. Lekko podchmielona. W pełni świadoma. Dlaczego tak bardzo chciała się do niej przytulić? Było jej dobrze ze świadomością minionej nocy. Nie czuła żadnych wyrzutów. I absolutnie nie wiedziała, co z tym wszystkim zrobić. Nie chciała iść w żadnym kierunku. Dziś miał przyjechać Rafał. Karolina napisała, że chciałaby się spotkać. Natasza też. Odpisała Karolinie, że nie może pogodzić wszystkiego, choć bardzo by chciała. Napisała, że dwa dni szybko miną i wkrótce się znów zobaczą. Potrzebowała Rafała. Przywykła do niego. Lubiła go. Na nikogo lepszego nie trafiła od lat. On szczerze troszczył się o jej dzieci, lubił spędzać z nimi czas. Dzieci chyba go lubiły. To było dla niej najważniejsze – aprobata dzieci. Cokolwiek się w jej życiu działo – kończyło się na dzieciach. Natasza zdawała sobie sprawę z tego, że ci którzy słabo ją znają uważają, że ona nie ma życia rodzinnego. Bywała zimna i nieczuła. Bywała oschła. Tego wymagało od niej życie. Nie zamierzała się nikomu wywnętrzać ani tłumaczyć. Wiedziała, że nie pogodzi wszystkiego. Czy to, że zdawała sobie sprawę z ograniczeń, czy to, że chciała mieć czas i na własne przyjemności czyniło z niej gorszą matkę? Czasem zadawała sobie to pytanie. Może i mogłaby być lepszą matką. Ale zapewne wtedy byłaby gorszą córką, albo przyjaciółką, albo kochanką. A może dzieci wcale nie chciały „lepszej” matki? Może taka właśnie była stworzona dla nich? Przecież każda rodzina jest inna. Każda rodzina ma te same, ale zarazem tak inne potrzeby. Bo ludzie różnią się od siebie. Rodziny różnią się od siebie. I każdy ma inne pragnienia. Miała nadzieję, że ona – Natasza – zaspokajała potrzeby swoich dzieci. Czasem musiała być twarda i wymagająca. To była część roli matki. Niekiedy brakowało jej czasu dla dzieci. Ale uczyła je rozumieć, że nie zawsze dzieje się tak, jakbyśmy chcieli. Uczyła je, jak wynagradzać te bardziej przykre strony życia tymi przyjemnymi. Uczyła, jak doceniać to, co robi się dla innych i to, co inni robią dla nich. Chciała, by znały wartość pracy i pieniądza. Tak wiele chciała. Cieszyło ją, gdy patrzyła, jak dorastają. Lubiła się o nie troszczyć. Lubiła być im potrzebna. Dziś spała z Patrycją. Pogładziła ją z czułością po głowie. „Niech śpi, dzieciątko” – pomyślała. Młodsza córka rozczulała ją. Natasza wzięła głęboki oddech. Czuła, jak na myśl o dziecku wzbiera w niej bezgraniczna miłość – tak mocna, że aż poczuła ból. Nic nie mogło równać się z tym uczuciem. Dzieci należały do niej. Miała ogromną ochotę mocno przytulić się do córki. Nie chciała jej jednak budzić. Nie chciała, by dorosła. Natasza znów wzięła głęboki oddech. Tak bardzo kochała dzieci. Tylko dzieci. Poza nimi nigdy nie kochała nikogo. Nie kochała nigdy. Nikogo. Wstała z łóżka tak, by nie zbudzić córki. Zeszła do kuchni i włączyła ekspres – czas na poranną kawę. Przyjechał Rafał. Natasza wiedziała, że jest w niej zakochany. Lubiła go. Ceniła. I czuła, że ma nad nim przewagę. Nie lubiła być słabszą stroną. Zresztą, w zasadzie nigdy nie była. Nawet w łóżku. We wszystkim musiała być górą. A gdy nie mogła – grała. Przywykła do swoich ról. Nienawidziła ich. Czasem nienawidziła i siebie za to, że nie jest dość dobra we wszystkim. Że oszukuje samą siebie. Dzieci. Przecież nie mogła im powiedzieć, jak jest naprawdę. Nie, wszystkiego nie mogła im powiedzieć. Pewnych rzeczy nie chciała mówić samej sobie. Czasem miała ochotę zapłakać nad sobą. Nie, przecież nie należała do osób nadwrażliwych. Nie, przecież nie należała do tych, których łatwo zranić. Ale ostatnio zaczynała analizować swoje życie i czasem coś chwytało ją za gardło. W samotności słuchała Whitney Houston. Nie miała do kogo się przytulić. Ani komu zaśpiewać. Rafał? Kim był Rafał? Serdecznym kolegą, z którym uprawiała seks. Z którym miło spędzała czas. Uczucia? Nie, gdyby tylko chciała, mogłaby go nie widzieć już nigdy więcej. Nie zatęskniłaby. Przyzwyczaiła się do niego. To wszystko. Było jej dobrze. Układ między nimi jej odpowiadał. On kochał bez wzajemności. Nie pamiętała, by jej wyznał miłość, ale nie musiał tego robić. Czuła to. Widziała. To było w jego ruchach, zachowaniu, słowach, spojrzeniu. Nie współczuła mu. Nie współczuła żadnemu mężczyźnie. Usłyszała w życiu milion komplementów i setki wyznań. A potem z tych samych ust wychodziły słowa - komentarze. Nauczyła się je ignorować. Czyny przeczące wyznaniom. Nauczyła się chłodu emocjonalnego. Nie angażowała się. Nawet nie potrafiła. Ona była zawsze zwycięzcą. Zwycięzca nie może mieć słabości. Najmniejszej. Życie to walka. Życie ma być wygraną. Może być pod górkę, ale za to po szczytach. Natasza już jako dziecko powiedziała sobie – nigdy w dół. Wiedziała, że może przystanąć, ale nigdy nie zrobi kroku w tył. I nie zrobiła. W zasadzie była dumna z siebie. Wiedziała, że stoi na szczycie. Od lat. Tu było jej miejsce. Tu było jej przeznaczenie. Tu zawsze chciała być. Rafał objął ją w pasie. Uśmiechnęła się. Był przewidywalny. A przy tym ona mogła nim sterować. Planowali spędzić wspólnie tydzień na wyspie u znajomych. Napisała Karolinie, że będzie o niej myśleć. Wyleciała. Pogoda dopisywała. Było jej dobrze i wesoło. Już od trzech dni nie kontaktowała się z Karoliną. Poczuła potrzebę napisania do niej. O tym, że chciałaby się już z nią spotkać. O tym, że za nią tęskni. Karolina odpowiedziała, że już niedługo się zobaczą. Natasza nadal nie rozumiała, co łączy ją z Karoliną. Lubiła ją. Ufała jej. Ceniła. Cieszyła się, że jest w jej życiu. Nie, nie powinna się teraz nad tym zastanawiać. Ale już wkrótce będzie musiała wiele przemyśleć. Przez te kilka dni świetnie wypoczęła. Pokazy, zakupy, kolacje, wieczory ciągnące się do rana, żarty, rozmowy. Czas mijał za szybko. Było jej za lekko. Znów zatęskniła. Doszła do wniosku, że niepotrzebnie napisała o tym Karolinie. Była zła na samą siebie, że nie potrafi uwolnić się od natrętnej myśli. Sytuacja zaczynała ją niepokoić. Jej myśli zaczynały ją niepokoić. Nie poznawała siebie. Nie miała czasu na przemyślenia. Wkrótce ma samolot. Rafał już spakowany. Już czas na lotnisko. Już czas. Czas coś z tym zrobić. Natasza wróciła do domu koło południa. Lot był krótki, ale ona przyjemnie zmęczona tymi kilkoma intensywnymi dniami. O 14-ej zadzwoniła do Karoliny. Chciała się z nią spotkać, ale okazało się, że w tym tygodniu nie ma takiej możliwości, bo obie wyjeżdżają w różnych terminach poza miasto. Nataszę czekał ciężki tydzień. Nie widziała się z Karoliną już ponad dziesięć dni. Jeszcze miesiąc temu było to nie do pomyślenia. Dni mijały tak szybko. Spotkały się na kawie. Obie wyglądały kwitnąco. Obie były uśmiechnięte. Natasza rozpromieniona, Karolina nieco bardziej wyciszona. Nie mogły się nagadać. Po południu spotkały się raz jeszcze, bo obie krążyły po tych samych rejonach miasta. Natasza przyjechała do domu. Lubiła być „u siebie”. Tak, to był jej teren. Tylko jej. Nic i nikt jej nie ograniczał, nie zniosłaby tego. Zawsze kochała wolność, od lat do niej przywykła. Pomyślała o Karolinie i usiadła na kanapie. Za dużo o niej myślała. Zapaliła papierosa. Zdecydowanie za dużo. Kim jest dla niej ta dziewczyna? Przyjaciółką? Nie, to za dużo powiedziane, ale zdecydowanie jest jej bliska. Kochanką – nigdy w życiu. Natasza nie wiedziała, jak ma ją zaklasyfikować. Nie, nie jest to zwykła znajomość, ale robi się niebezpieczna. I nie wiadomo, dokąd może zaprowadzić. Może zrobią kiedyś razem jakiś biznes. W zasadzie, po co jej Karolina? Po co wprowadzać kogoś nowego tak blisko i mocno w swoje życie? Co to da? Lepiej się wycofać. A co będzie, jeśli dziewczyna się zakocha? Nie za dobrze. A co będzie, jeśli ona – Natasza - się zakocha? Nie, co za bzdura. Musi przemyśleć wszystkie możliwości i podjąć decyzję. Wszystko musi potoczyć się tak, jak ona będzie chciała. Po pierwsze – Karolina nie może się w niej zakochać. To by było bardzo niedobre. Po drugie – nie mogą już się tak spotykać i nie wolno dopuścić do takich sytuacji jak ostatnio. Żadnych pieszczot. To do niczego nie prowadzi. Po trzecie – Natasza musi się odsunąć. Tak, wszystko rozejdzie się po kościach. Plan jest dobry. Romans, czy jak to nazwać z kobietą nie jest jej do niczego potrzebny. Poza tym – ma dzieci. Gdyby to się wydało, a ryzyko zawsze istnieje, byłby to dla nich szok. Nie, nie, nie – Natasza popełniła błąd i najwyższy czas go naprawić. Jak mogła tak stracić głowę? Trzeba delikatnie się wycofać, póki jest jeszcze czas. Póki nic się nie stało. Poczuła ulgę – podjęła decyzję. Znów stała na ziemi. Jak już wiedziała, co robić, czuła się bezpiecznie. Sytuacja z Karoliną odbierała jej nieco pewności siebie. Nie wiedziała, jak się zachować, co myśleć. Teraz wszystko się zmieniło. Natasza określiła sobie, jak ukształtuje relacje z Karoliną – po prostu po swojemu! Dlaczego do tej pory oddawała panowanie nad sytuacją? No, nie całkiem, ale jednak. Dlaczego od początku nie powiedziała sobie jasno, co i jak? Próbowała. I ulegała. Idiotyczne! Karolina. Natasza poczuła ciepło w sercu. Maiła ochotę do niej biec. To nie ma sensu. Może kiedyś spotka mężczyznę swojego życia – były mąż to porażka. Ale to on odszedł. Jej porażka. Bolało ją to – jak każda przegrana. Rafał? Nie, no beż przesady. Może być on, może być ktokolwiek. Może ktoś tam na nią czeka. Jak wygląda ta miłość? Zakochanie, czym jest zakochanie? Bezsensowne uniesienie. Ale miłość – spokojna, twórcza, bezpieczna. Pewna. Tak, chyba taka. Czy ktoś ją tak pokocha – tak po prostu – taką, jaka jest? Ze wszystkimi wadami, z umiłowaniem wolności. Czy ona kiedyś pokocha? Czy w ogóle tego chce? Przecież jest dobrze tak, jak jest. KarolinaMiała ochotę do niej biec. Przecież „Love hurts”. Nie, Natasza nie będzie cierpieć. Nie pozwoli sobie na to. Każda miłość niesie ze sobą cierpienie. Rozczarowanie. Kobieta w jej życiu? Nigdy w życiu. Miała ochotę do niej biec. Samotnie żyjemy, samotnie umieramy. Chyba wszyscy. Natasza zamknęła oczy. Po co to wszystko? Po co te chwile, które po prostu były? Dawno temu. Były. Nic jej z nich teraz. Wspomnienia? Śmieszne, z kim ma wspominać? W sumie – wspomnienia straciły smak. Straciły znaczenie. Po co tworzyć nowe? Trzeba po prostu żyć. I nie ma co wkładać w życie emocji. Nie odzyska ich. Jest na szczycie. Nie może pozwolić sobie na nieostrożny ruch. Nie może stracić panowania nad sobą. Jest na szczycie. Ma wszystko. Kupić może wszystko. Dzieci. Cudowne dzieci – będą miały wszystko. I wszystko jest na swoim miejscu. Ona jest na swoim miejscu i dzieje się to, co ma się dziać. *** Kieliszek wina. Karolina ma pretensje, że Natasza nie ma dla niej czasu. Przywyknie, jeszcze trochę. Znajdzie sobie kogoś – taka dziewczyna jak ona nie będzie długo czekać. A może? Natasza czeka całe życie. I nic. Może nie zawsze można się doczekać? Dobre sobie. Kieliszek wina. Ta rozmowa z Karoliną. Co jej Karolina powiedziała? Tak, że ona – Natasza – już wyżej nie wejdzie. Że nie przeskoczy samej siebie. Kieliszek wina. Że wyżej mogłaby jedynie polecieć. I wyszła – tak po prostu. Prawie w pół słowa. Tak, polecieć. Do tego trzeba się oderwać. Albo pozwolić się unieść. Stracić kontrolę. Dobre sobie. I po co to wszystko? Samotność skazuje nas na cierpienie. Nie przyzna się, nie ona. Kieliszek wina.
  7. Alter - next time roz-gadam się do 7ej ;-) I zrobię płodozmian ;-) Baaardzo mi myło MIŁO. Czekam na zdjęcia niecierpliwie i na nasze lutowe spotkanie, cmokusiam wszystkich smakowicie - z wieczornym cin-cin - batofkors. Łubu - dubu, Bezecie. Wyglądałeś cudownie tego wieczoru, cmok - special edition 4U! Cat
  8. Muszę przyznać, że było mi bardzo wesoło, nagadałam tyle głupot, na ile mnie było stać, uprawiałam trójpolówkę/Baby wiedzą, o co chodzi i oczywiście nie wyspałam się nic a nic. Szalenie miło mi było poznać nieznane dotąd twarze. A niektóre "łby" również wymasować ;-) Czekam na replay ;-) i zapraszam wszystkich 10go - piątek - do Wrocławia! Cmokusiam czule, Cat
  9. Natasza zbudziła się z ogromnym kacem. Jak zwykle po przepiciu spała zaledwie kilka godzin. Spod półprzymkniętych powiek spojrzała na zegarek - była 7:56. Trzy godziny snu. Zdecydowanie za mało. Ale bywało już gorzej - czasami nie spała wcale. Marzyła o tym, by jeszcze zasnąć, jednak powoli dochodziło do niej, że boli ją głowa i że ma ciężkie powieki. Ogromne pragnienie. Ciężkość. Głowa. - Boże – westchnęła. Obróciła się na brzuch i uniosła głowę - kilka głębokich wdechów. Wcale nie zrobiło się jej lepiej. Zamknęła oczy i poczuła w okolicy serca lęk. Jeszcze nie myślała - tylko czuła podświadomie. Zaczęły napływać wspomnienia. Całkiem nie po kolei. Całkiem dziwaczne. Zupełnie niemożliwe. Coś się w nocy wydarzyło – coś niepokojącego, co nie powinno nigdy się wydarzyć. Pamiętała, że przyszła do niej pani Karolina. Przeszły na ty. Karolina była u niej wczoraj. Zjadły kolację, wypiły wino...za dużo wina. Przed oczami stanął jej jeden jedyny obraz – boleśnie wyraźny. Nie wiedziała, jak to się mogło stać, ani co to w ogóle było? Natasza nie rozumiała nic z minionej nocy. Kac moralny - oh, jak okropnie się czuła. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co myśleć. Poczucie wstydu przytłoczyło ją. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz się tak czuła. Dziesięć lat temu? Dwadzieścia? Tak, pewnie jakoś na studiach. Obróciła się na plecy, znów zamknęła oczy i położyła rękę na czole. Piątek - cholerna uroczystość. Cholerna fundacja. Po co, do diabła, dała się tam wciągnąć? Przecież chciała świętego spokoju. O 15-ej musi być w centrum. W myślach przeklęła dzień, w którym usłyszała propozycję członkostwa w fundacji. Doprawdy, fundacja nie była jej do niczego potrzebna. Teraz chciała tylko cofnąć czas. O dziesięć godzin, o osiem... Nie wiedziała, jak się zachować. Ona, czterdziestoletnia kobieta. ”Jaki ten człowiek głupi” - westchnęła w duchu. Pamiętała dłonie - drobne, gładkie, mniejsze od jej dłoni. Nie mogła o tym myśleć. Nie chciała. Po co się znów upiła? Przecież było oczywiste, że dziś jest to wręczanie nagród. Nie zapomniała o nim. Alkohol. Dobrze się czuła pijąc. Nocne rozmowy. Do trzeciej rano. Do czwartej. Butelka wina. Dwie. Teraz już nie tak często, jak kiedyś. Ale okazja do wypicia lampki była zawsze. A jeśli jej nie było – to co z tego? Była wolna, robiła, co chciała. Nikt jej nie liczył drinków, butelek...Tak, sama ustalała sobie standardy. Od zawsze. Znajomi z kraju i z zagranicy. Towarzystwo do kieliszka. Nie była jedyna. Wielu tak funkcjonowało. Błędne koło. Koszmar, do którego chciała wracać wieczorami i od którego chciała uciec rano. Ale jak to się stało, że ona – Natasza – położyła jej dłoń na piersi? Wsunęła pod stanik. Jak to się stało, że ją całowała? Wino z ust do ust... Przecież jej podobają się mężczyźni. Zawsze tak było. Nigdy o żadnej kobiecie nie myślała w sposób seksualny. Wczoraj też nie myślała. Zrobiła to. Zawibrował telefon. SMS. Od niej. Mocniej zabiło jej serce – bała się odczytać. Bała się, że będą to wyrzuty. Albo – co gorsza – wyznanie miłosne. Odetchnęła z ulgą. Tylko zapytanie o samopoczucie i informacja, że Karolina musi jeździć autem, a jeszcze nie doszła do siebie. Miły w wymowie. Przyjazny. Odpisała w tym samym tonie. Przyszła odpowiedź – równie miła. Mój boże – Karolina mogłaby być jej córką. Nie mogła o tym myśleć. Chciała wstać – prysznic, sok. Już od dawna nie czuła się tak źle. Natasza stanęła przed lustrem. Bała się spojrzeć – ostatnio coraz częściej. Już kilka lat temu przekroczyła czterdziestkę. Wciąż była atrakcyjna. Dojrzała. Niewiele zmarszczek. Powieki, tak było już widać. Skóra nie była już tak jędrna, jak kiedyś. Ona nie była już tak szczupła – skąd ten brzuch? Zęby – białe, równe, idealne. Piękne. Piersi – wciąż jeszcze krągłe. Boże! Jak bolała ją głowa! Jak bardzo chciała nigdzie nie iść. Cóż mogła wymyślić? Nic - to byli jej znajomi. A z Dominikiem przecież niegdyś sypiała. Wzięła na siebie tę rolę, to i zagra. Strugi wody zmywały z niej alkohol. Umyć się, wysuszyć ubrać, umalować, wyjść z domu, wsiąść do auta, jechać tam, siedzieć, powiedzieć coś na forum publicznym, zabawiać gości - koszmar. Chciała dziś końca świata. Wyszła spod prysznica. Poczuła, że godzina biegu po parku dobrze by jej zrobiła. Może przynajmniej alkoholu się pozbędzie. Szybko wciągnęła dres. Minęła dziewiąta. Gosposia już kilka minut temu weszła do domu. Natasza wiedziała, że gdy wróci z parku ślady poprzedniej nocy będą już przez Katarzynę uprzątnięte. Miała wrażenie, że tę noc ma wypisaną na twarzy. I nie chodziło o alkohol, czy niewyspanie - chodziło o TO. Pocałunek. Pocałunki. Z kobietą. Nie mogła przestać o tym myśleć. Biegła aż do utraty tchu. Biegła tak, by skupić się tylko na oddechu, na rytmie. Do domu wróciła szybkim marszem. Prawie bolały ją płuca. Znów wzięła prysznic. Umyła głowę. Nadal źle się czuła. A będzie musiała wznieść toast. Szampanem. Nie mogła sobie tego nawet wyobrazić bez uczucia mdłości. Powinna coś zjeść. Znów poczuła skurcz w przełyku. Czas – czas zabierze ze sobą kaca. Wysuszyła włosy i w szlafroku weszła do kuchni. Telefon znów zawibrował. Znów zabiło jej serce. Uśmiechnęła się na myśl, że to zapewne Karolina. Tak, SMS był od niej: „Mam nadzieję, że już Ci lepiej. Ja wciąż w trasie. Już trzeźwiejsza, ajajaj...co za dzień. Całuski posyłam, Maleńka!” Przynajmniej Karolina nie ma do niej żalu. Natasza nadal jednak czuła się nieswojo – i to coraz bardziej. Nie potrafiła dokładnie określić rodzaju uczuć – trochę czuła się winna, trochę było jej wstyd za siebie. I głupio. Nie chciała tego. Nie chciała, by ten wieczór skończył się na pieszczotach. Nawet do głowy jej to nie przyszło. Z drugiej strony cieszyła ją nowa znajomość. Jeszcze zanim zaprosiła Karolinę do siebie do domu, cieszył ją każdy SMS od niej. Był inny niż wszystkie, które otrzymywała do tej pory – od znajomych, przyjaciół, kochanków. Uśmiechała się już na dźwięk przychodzącej wiadomości. A gdy widziała na wyświetlaczu napis „Karolina” – odsłaniała zęby. Nie miała pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Wkrótce będzie musiała się z nią spotkać. Obawiała się, że nie będzie mogła spojrzeć jej w oczy. Czy Karolina była lesbijką? Raczej nie. Boże – ależ źle się czuła! Natasza wykonała kilka telefonów. Umówiła się na przyszły tydzień z księgową. Zamówiła bilety na majowy turniej tenisa w Hamburgu. Minęło południe. Tak, powinna chyba przez chwilę popracować. W sumie nie miała nic pilnego – pieniądze pomnażały się same. Nie zarządzała ludźmi. Nie zarządzała zapasami magazynowymi. Gromadziła dobra. Inwestowała swoje pieniądze w grunty, budynki, akcje. Tak – nie musiała robić nic. Nawet nie chciała. Zaparzyła sobie kawę i wykonała kilka bezsensownych czynności. Cztery razy wchodziła do garderoby. Wybrała czarną sukienkę. W zasadzie, wybrała ją już dwa dni temu. Buty. Torebka. I jeszcze perfumy. Zdecydowała się na Kenzo. Teraz tylko makijaż. Absolutnie się nie spieszyła. Marzyła już o powrocie do domu. O łóżku. O śnie. Byle wytrwać tam do 19-tej. Dłużej nie musi. Doszła do wniosku, że nie jest w stanie prowadzić auta – od dawna nie pozwalała sobie na jazdę po wypiciu alkoholu. Zamówiła taksówkę. Nadal miała kaca. Wiedziała, że przejdzie jej dopiero wieczorem. Dobrze znała swój organizm. Myślami wróciła do czasów, gdy była w reprezentacji narodowej, gdy stawała na słupku – najszybszy start w kraju. Kochała trening. Wysiłek fizyczny. Zmęczenie. Walkę i - wygraną. Była typem zdobywcy i zawsze osiągała to, co sobie założyła, nie poddawała się. Wyznaczała cel i konsekwentnie do niego dążyła. Była wytrwała i uparta. Zdyscyplinowana. Inaczej nie osiągnęłaby niczego. Jeśli celem była wygrana w zawodach – trenowała, trenowała i trenowała. Lubiła trening, gdyż przybliżał ją do wygranej. Gdy celem był zdany egzamin – uczyła się po nocach anatomii. Była na tyle rozsądna, by wyznaczać sobie cele ambitne, lecz nie przerastające jej możliwości. Dlatego szła od szczytu do szczytu. Chciała mieć męża – wybrany nie mógł się jej oprzeć. Wszystko osiągała sama. Nie potrzebowała nikogo. Czuła, że jest najlepsza. Była szczęśliwa, gdy „dawała radę”. Tak, wiedziała, że ona potrafi. Musiała być niezależna, wolna. I była. Sama zapracowała na swoje szczęście. Dzieci – sama je urodziła. Przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem każde z nich. Krzyczała z bólu w szpitalu. Tak, była matką własnego szczęścia. Gdy czegoś pragnęła, po prostu wyciągała rękę i zrywała jak jabłko. Gdy nie mogła dosięgnąć – podskakiwała. Gdy było i tak za wysoko – wspinała się po drabinie. Gdy to nie przynosiło skutku – cierpliwie czekała, aż spadnie jej w dłonie, bo wiedziała, że spaść musi. Wszystko, co ma, co osiągnęła, zawdzięczała sobie. Była debeściakiem. Była debeściakiem, bo znała swoją wartość i swoje predyspozycje. Swoje miejsce w życiu. Była realistką. Jej analityczny umysł świetnie oceniał szanse i zagrożenia każdego przedsięwzięcia. Szybko podejmowała decyzje. Zdarzały się jej wpadki, ale nigdy nie popełniała tego samego błędu. Szybko się uczyła. Wiedziała, że życie jest jej życiem i chciała je przeżyć po swojemu. Wiedziała, że nikt nie może narzucać jej swojej woli – a do tego trzeba być silnym i mieć mocną pozycję. Trzeba być zwycięzca. Zaczęła przegrywać z czasem. Zbliżały się jej urodziny. Czterdzieste czwarte. Jeszcze kilkadziesiąt dni i znów się postarzeje. Nie, teraz starzała się każdego dnia, każdej sekundy. „Sypię się” - pomyślała. Chciała weselszych myśli, ale tego dnia przychodził jej do głowy wyłącznie temat kaca, minionej nocy i upływającego czasu. Nawet na koniach nie potrafiła się skupić. Miała swoją klacz – Scarlett. Sześciolatkę. Kochała konie. Jeździła każdej wolnej chwili. O koniach wiedziała niemal wszystko. Wsiadła do auta i zamknęła oczy. Lubiła prowadzić, ale i lubiła być wożoną. Miała nadzieję, że taksówkarz nie będzie zbyt rozmowny. Najmniejszy wysiłek intelektualny był dla niej katorgą. Popędzała minuty. Taksówka dojechała na miejsce. Natasza zapłaciła z uśmiechem, bo lubiła się uśmiechać. Wiedziała, że z uśmiechem jej do twarzy. Może uśmiech to więcej zmarszczek, ale gdy ona się uśmiechała – wszyscy patrzyli na jej usta. Wiedziała o tym. Usta miała idealne – nie za wąskie, nie za szerokie. Niezbyt wydatne. Stworzone do całowania. Na ustach zawsze miała szminkę lub błyszczyk – nigdy bezbarwny. Jej usta miały charakter. Natasza zawsze dbała o urodę. O wygląd. Bezsprzecznie stanowiła ona część jej kapitału. Pięknym kobietom łatwiej w życiu. A Natasza potrafiła być olśniewająca. Przyjechała w samą porę. Nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Nie była zadowolona ze swojego samopoczucia. Uśmiechała się promiennie do wszystkich. Wiedziała, że nikt niczego nie zauważy. Była świetną aktorką. Kobieta musi umieć się maskować. Płynęła przez salę. Pocałunki w dłoń. W policzki. Uściski. Wszystko to obok niej. Słowa powitania same wychodziły z jej ust – jakby bez udziału myśli. Była jak automat. Jeszcze kwadrans i będzie musiała wyjść na scenę. Dwie minuty na scenie i usiądzie, i będzie udawać, że wszystko to ją bardzo interesuje. Będzie udawać, że słucha. Że nie ma kaca. Chciała pojechać do domu. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Oświetlenie, kamery, szampan, owoce, wina, soki. Goście - znała sporą część. Wciąż ktoś ją zagadywał. Cieszyła się, bo przynajmniej czas płynął szybciej. Uroczystość rozpoczęła się punktualnie. Jej przemówienie trwało dokładnie minutę i pięćdziesiąt sekund. Odetchnęła z ulgą. Już prawie po wszystkim. Teraz zostało jej tylko siedzieć i czekać. Potem pokręcić się po sali. Zamienić kilka słów z kilkoma osobami. Minuty wlokły się niemiłosiernie. Starała się dyskretnie zerkać na zegarek. Cała oficjalna część była potwornie nudna. Nie dało rady tego słuchać. Bynajmniej ona nie potrafiła. Zaczęła planować weekend. Tak, jutro na pewno pojeździ konno. W niedzielę też. Będzie leniuchować. W sobotę po południu spotka się z przyjaciółką. Czy powie jej o tym, co się wydarzyło? Nie, chyba nie potrafi. Jak niby ma o tym powiedzieć? Sama dobrze nie wie, co tak naprawdę się wydarzyło. Przecież to do niczego nie pasuje. Jak to się zaczęło? Miała luki w pamięci. Za dużo wina. Chyba połowy rzeczy nie pamiętała. Tak, Karolina dzwoniła po taksówkę. Jedna musiała czekać zbyt długo i odjechała. W sumie Natasza poszła spać koło piątej. Co się działo przez te wszystkie godziny? Dużo rozmawiały. Ale o czym? Trochę o sprawach zawodowych. Tak czy siak, z powodu jej spraw zawodowych będą musiały się spotkać. Nie żeby Natasza unikała spotkania. Lubiła Karolinę. Ale to, co się stało - przecież wcale nie zna tej dziewczyny - rozmawiała z nią kilka razy. Ze dwa razy spotkały się przelotnie. Nie, nikomu o tym nie powie. Na pewno nie teraz. Tragedia...I tak daleko do końca części oficjalnej. Natasza czuła, że kac powolutku mija. Za wolno. I ten okropny smak w ustach. Gdyby chociaż nie paliła wtedy papierosów. Tak, obie przesadziły z ich ilością. „Jaki ten człowiek głupi” – pomyślała po raz setny tego dnia. Wszyscy zaczęli wstawać z miejsc. Natasza rozejrzała się po sali – tak, koniec części oficjalnej. Teraz tylko coś wypije i chwilkę porozmawia. Modliła się, by nikt jej nie zatrzymywał. Wytrzymała tak długo, wytrzymałaby jeszcze i raz tyle – wciąż grając zadowoloną i radosną. Wiedziała, że dałaby radę. Wiedziała, że zrobi wszystko, by jak najszybciej wrócić do domu. Jeszcze jeden kieliszek szampana. Było jej lepiej. Powoli przesuwała się w stronę wyjścia. Zrobiła swoje. Nie zaniedbała nikogo ważnego. Jeszcze góra kwadrans i będzie wolna. Zadzwoniła po siostrę. Na Alicję zawsze mogła liczyć. Siostra odwiezie ją do domu. Za kwadrans będzie czekać. Jak to dobrze. Jak to dobrze, że to już. Natasza zatrzasnęła drzwiczki samochodu. Odchyliła głowę na oparcie i zamknęła oczy. - Wieź mnie do domu. Umieram – wyjęczała wsiadając do auta. - Aż tak nudno było? – spytała Alicja. - Też. Mam potwornego kaca i nic a nic się nie wyspałam. Horror. Czuję się fatalnie. Okropnie. Marzę o prysznicu i o łóżku. Nawet nie chce mi się gadać - Natasza machnęła ręką. Dojechały w milczeniu do domu. - Wejdziesz? - zapytała Natasza - Jeszcze nie pójdę spać. Katarzyna na pewno coś dobrego ugotowała. Już mogę jeść i nawet jestem trochę głodna. Nie ma to jak dom. - Zakończyła z wyraźną ulgą. Siostry weszły do domu. Rzeczywiście, kolacja była gotowa, a Katarzyna czekała na Nataszę w kuchni. - Dobrze, że jesteście, bo akurat kolacja gotowa i ciepła. - Uśmiechnęła się zamykając zmywarkę - A skoro już jesteście, to ja pójdę do siebie. Wszystko na jutro gotowe, prasowanie zrobione, zmywarka wypakowana. - Dziękuję ci bardzo, Kasiu. Poczekaj, dam ci pieniądze na poniedziałek - Natasza sięgnęła do torebki i wyciągnęła banknot - Wystarczy? Nie wiem, czego tam potrzeba - rozejrzała się po kuchni. - Tak, lodówka jest prawie pełna. Kupię tylko świeże owoce. I może jakieś drobiazgi. W zasadzie niczego w domu nie brakuje - Katarzyna schowała pieniądze do kieszeni. - To ja już pójdę. Do jutra. - Do jutra - odpowiedziały siostry. Alicja nie zabawiła długo u Nataszy. Zjadły w pośpiechu i w zasadzie w milczeniu. Natasza streściła tylko przebieg uroczystości, po raz trzeci podziękowała Alicji, że ją odebrała i tym samym niemal wybawiła, poczym stwierdziła, że dziś nie nadaje się już do niczego. – Pierdolę, idę pod prysznic i do łóżka, a ty rób, co chcesz. – rzuciła rozkładając po swojemu ręce. Alicja roześmiała się i powiedziała, że dziękuje za gościnę i wraca niniejszym do męża i dziecka. Pocałowały się w policzki na pożegnanie i Alicja pojechała do domu. Natasza została sama. Zamknęła drzwi, nalała sobie soku i poszła do sypialni. Wzięła prysznic, przebrała się w dres, położyła na łóżku i wyciągnęła telefon. "Przepraszam, że się nie odzywałam, ale miałam ciężki i pracowity dzień. Dopiero wróciłam do domu i leżę w łóżku. Życzę dobrej nocy". Wzięła głęboki oddech i wcisnęła "wyślij". Pisała do Karoliny. Piątek dobiegł dla niej końca. Wyłączyła telefon.
  10. Heloł! My już w domu szczęśliwie, mam nadzieję, że wszyscy wrócili cało i zdrowo z ORGii... Cmok, Cat&cin-cin!
  11. Ponoć mam już zaklepane to małżeńskie...mam nadzieję, że kajdanki są na wyposażeniu ;-) Chyba bitwa będzie o bezeta - a sio, "mój ci on"! Cat
  12. Catalina

    Aż zawyję

    Miau... Całkiem nastrojowy, czepiać się nie będę - bynajmniej teraz. Pozdrawiam, Cat
  13. Hello, Basiu! Zgodzę się z Kocicą - co do liter. Zmianiłabym "dam ci" na "udzielę". I końcowe "szukam równowagi" zamieniłabym na coś innego - równowaga jest już w tytule. A jeszcze co do tej równowagi - źle jest, gdy bilans wychodzi w tym wypadku na zero ;-) Leć w górę, Dziewczyno! ;-) I winien - i ma Co za Drań - cicho sza! Cmokusiam, Cat
  14. Bardzo smakowity kąsek! Rytmicznie i rymowo jednak z lekka niepoukładany i chciałabym go przeczytać dopracowanego pod tym względem. Nadawaj nam dalej! Cmok gorący w zimny poranek dla Ciebie, kochanków i kochanek! ;-) (co by było i do rymu i do taktu) Cat
  15. Dużo lepiej. Zastosowałabym jeszcze wersyfikację, pozdrownienia ciepłe, bo u mnie - 20stC. Cat
  16. No to i ja zawitam do Krakowa. Bezecie, mógłbyś załatwić, by nie padało jak ostatnio - zniszcczyłam moje ulubione buty... ;-) Postaram się niczego nie zgubić ;-) Cmok&see you soon, My Dear! Cat
  17. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to błąd ortograficzny. "Rzetelnie" tak się pisze. "nie licz na przemianę gdy smakujesz podobnie -podobieństwa są zmienne" Skoro są zmienne, to chyba można liczyć na przemianę. "jak ci nie mówią" zamieniłabym na "gdy ci nie mówią". Rozumiem, co Autor miał na myśli, wyraził to jednak dość nieudolnie. Wyrzuciłabym początkowe "i nawet". Ogólnie - to napisałabym go od nowa, pozdrownienia, Cat
  18. "bezlitosny wszechczas", "mdlejące prawdy", "pory istnienia" i "kamuflarz przyjaźni" - to za dużo jak na 4 krótkie zwrotki. Zwroty te, generalnie, nie są zbyt szczęśliwie dobrane. Rozumiem ideę w słowach, nie rozumiem słów... Pozdrawiam, Cat
  19. Cieść, Kocie. Pamiętam pierwsze Twoje. Ten tak inny i o wiele bardziej mi bliski. Dalej pomilczę sobie. Caluje, Cat
  20. i zaniedbaniem... może peel był wiedzą - tylko z działu Ksiąg Zakazanych... W zasadzie coś jest w tym wierszu (może to słowo "posiąść), ale tak ogólnie jakoś brakuje mi tu i początku i środka i końca...bez wyrazu. Pozdrawiam o poranku, Cat
  21. Lubię laski podpalane, Takie zwykle są narwane ;-) C.
  22. Catalina

    pogoda

    "twarz podcierana chusteczką" - podcieranie, moim zdaniem, niepotrzebnie zniesmacza. W przeciwieństwie do bezeta - "sztywność" jakoś mi "leży" ;-) Liście opadające bez zastanowienia - aż się rozmarzyłam. Bardzo smakowity kawałek poezji, pozdrowienia, Cat
  23. Catalina

    Lubisz miód?

    Lekki, z pomysłem, przyjemnie się czyta. Rymy niedokładne też mi pasują. Pozdrawiam, Cat
  24. Catalina

    z zimowych

    Przyznam, że nie dostrzegam w tym wierszu nic nowego. Jest poprawny. Podoba mi się motyw rozbudowanego wnętrza, ale graty i buty (choćby i dziesięciomilowe) w nim tkwiące to mocno ograny element, a - moim zdaniem - nie został tu zaprezentowany w jakiś szczególnie nowatorski sposób. Widzę potencjał, ale wierszowi temu jestem na "nie". Pozdrawiam serdecznie, Cat
  25. "nakręcam się niczym wata cukrowa na blady patyk, do której dłonie i usta zbyt szybko brudno się lepią." - przestawiłabym, będzie poprawniej: na blady patyk nakręcam się niczym wata cukrowa, do której dłonie i usta zbyt szybko brudno się lepią poza tym, całkiem zgrabny wiersz, pozdrawiam ;-) Cat
×
×
  • Dodaj nową pozycję...