Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inna przestrzeń


aksja

Rekomendowane odpowiedzi

I

Niewielka świątynia z czerwonej cegły wyglądała jak romańska rotunda. Stała na piaszczystej równinie, otoczona wystrzępionym murem z kamienia, gdzieniegdzie przetykanym kępkami trawy.
Okna wyglądały jak oczy, w których tliły się czerwone punkciki. Wygięte w górę łuki wyglądały tak, jakby ktoś podniósł je, w chwili przerażenia.
- Czy to już zmrok? Czy może szare chmury sunące po niebie powodują półmrok? – zastanawiała się idąc niepewna celu tej dziwnej wyprawy.
Nigdzie nie było widać żywej duszy. Słychać było tylko zgrzyt piasku pod podeszwami.

Mosiężną klamką z trudem otworzyła masywne, dębowe drzwi, które swym złowrogim skrzypieniem zakłóciły panującą wokoło ciszę. Weszła do środka.
Przed nią rozciągał się długi, wąski korytarz, oświetlony dwoma łuczywami wetkniętymi w metalowe nisze.
Smugi światła leniwie snuły się po odrapanych ścianach, które kiedyś były białe, jednak musiało to być dawno temu. Co jakiś czas panującą wokoło ciszę zakłócało syczenie palącej się żywicy.
Zanim przyzwyczaiła oczy do panującego wokoło półmroku, uderzył w jej nozdrza ostry zapach spalenizny, zmieszany z zaduchem panującym w dawno nie otwieranym pomieszczeniu. Wszystko wskazywało na to, że jest jedyną osobą w tym dziwnym miejscu.
Szła przed siebie ostrożnie, powoli, rozglądając się na boki.
Na kamiennej posadzce leżał duży gobelin. Wyraźnie, mocne akcenty czerwieni przeplatane czernią, widoczne były w miejscu ust otwartych w niemym krzyku. Wzorem przypominał obraz „Krzyk” E.Muncha.
Przyklęknęła na jedno kolano, aby dotknąć i upewnić się, że nie jest to przewidzenie. Po chwili zaczęły dochodzić do niej strzępki rozmowy dwóch osób, jakie najczęściej słyszy się, idąc w tłumie.
Podniosła oczy.
- A to co ? – powiedziała do siebie zdumiona.
Tuż nad nią, naprzeciw siebie wisiały dwa portrety. Wyglądały tak, jakby ktoś naprędce wepchnął je w zbite z desek ramy.
Młodzieniec zniżył wzrok i zaczął przyglądać się dziewczynie. Jasne, krótko ostrzyżone włosy nadawały jego szczupłej twarzy młodzieńczej przekory. Z twarzy kobiety emanowała szlachetność i zarazem jakaś wewnętrzna zaciętość. Siwe, równo zaczesane do tyłu włosy dodawały jej powagi. Podniesionym znad okularów wzrokiem, patrzyła przenikliwie na dziewczynę.
Ignorując jej obecność, zaczęła rozmowę:
- Tak prędko nie wydostanie się stąd – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Poradzi sobie – odezwał się chłopak. Spojrzał na nią, i uśmiechnął się nieznacznie.

- Ja chcę do mamusi! – zza ściany dobiegał głos dziecka, przeplatany szlochem.
Obrazy zastygły w bezruchu.
- Co się tam dzieje? – pomyślała zaniepokojona.
Pozostawiając na miękkim gobelinie ślady stóp, pospiesznie podbiegła w stronę drzwi, zza których dochodził przytłumiony płacz.
Zdecydowanym ruchem otworzyła odrapane drzwi. W pokoju spowitym półmrokiem, na kocu leżał skulony, czteroletni chłopiec. Kolana miał podciągnięte pod samą brodę. Koszula, która wyślizgnęła się ze spłowiałych, przymałych spodni odsłaniała plecy. Wyglądało na to, że przed chwilą szamotał się z kimś. Nadgarstkiem prawej ręki wycierał pucołowate policzki. Mocno coś ściskał w ręku, zgrzytając przy tym zębami. Zachowywał się tak, jakby jej wcale nie dostrzegał. Instynktownie podbiegła do niego. Nie zareagował. Tylko kątem oka obserwował jaki ruch uczyni.
Jego hebanowe, krótko obcięte proste włosy błyszczały, pomimo panującego półmroku. Zdążyła tylko zauważyć, że ktoś deskami pozabijał okna. Gdy spojrzała w jego szkliste, migdałowe oczy patrzył tak, jakby szykował się do ataku. Złowrogie błyski zaczęły przebijać w jego spojrzeniu. To już nie był ten sam, zagubiony chłopiec.
Drzwi zatrzasnęły się z hałasem.
Widząc, że ktoś podchodzi, zaczął bezładnie wymachiwać rękami i nogami. Zachowywał się tak, jakby przewidywał co nastąpi, gdy ktoś nachyla się nad nim zezłoszczony czy poirytowany.
- Co tu robisz? – zapytała pochylając się nad nim. Zaśmiał się ironicznie.
Poczuła mocny trzask. Zaskoczona jego reakcją, dotykała obolałego policzka.
- Oż ty ! - Syknęła ze złością.
Brązowe oczy chłopca patrzyły na nią pełne wewnętrznej zaciętości. Nie było w nim szaleństwa, raczej naigrywanie z jej bezsilności.
Gwałtownie podniósł się i ciszę przeszył jego przeraźliwy krzyk. Przygryzając usta zębami biegł na palcach, w jakimś szaleńczym tańcu. Podnosił i opuszczał ręce. Wzbijał kurz, który unosił się i wirował razem z nim.
- Co jest grane? – przemknęło jej przez głowę.
Zaczęła rozglądać się po pokoju, za czymś, co mogłaby dać chłopcu i przyciągnąć jego uwagę. Wcześniej nie zwróciła uwagi na porozrzucane wokoło zabawki. W jej oczach pojawiało się zdumienie i coś na kształt przerażenia. Na środku pokoju leżały dwa pluszowe misie bez łapek, lalka bez oczu. Pod oknem dostrzegła przewrócone dziecinne krzesełko, obok rozbity porcelanowy kubek.
Oszołomiona tym co zobaczyła, zaczęła wodzić za nim wzrokiem.
Popchnięty jakąś wewnętrzną siłą zatoczył się i głuche echo uderzenia o podłogę rozbrzmiało w całym pokoju. Gwałtownie podniósł się i rzucił w jej stronę okaleczonym misiem. W pustym pokoju rozbrzmiewał jego donośny śmiech.
- Głupia jesteś! – Wyzywająco patrząc w oczy i z impetem rzucił krzesłem. Targnął nim donośny śmiech.
Sytuacja zaczęła wymykać się z rąk. Ogarnęła ją panika, bardziej niż przerażenie.
- Jak powstrzymać go przed dalszym szaleństwem?
- Myśl, Lucy, myśl! On działa tylko emocjonalnie. - Muszę czymś go zaskoczyć, zaszokować. - pomyślała. Plastyczne obrazy z dzieciństwa, z szybkością mgnienia oka zaczęły przemykać w pamięci. Tak jak on poczuła się skrzywdzonym dzieckiem. Wchodząc w przestrzeń nieutulonej tęsknoty - Co się ze mną dzieje? – pomyślała roztrzęsiona.
Zdecydowała się na ostateczny krok. Miała świadomość, jak szpetnie wygląda bez okularów.
Opadła na kolana, i chowając przy tym głowę w dłoniach zapłakała cicho, rzewnie, tak jak potrafi tylko dziecko. Chłopiec spojrzał w jej stronę zaskoczony i znieruchomiał na ten widok.
Unosząc się na palcach zaczął krążyć po pokoju. Zatrzymał się i podniósł z podłogi okaleczonego misia.
- Nie płacz – mówiąc to spoglądał na nią uważnie swymi brązowymi oczami. Podszedł do niej na placach i wcisnął do rąk przytulankę.
Próbowała odzyskać panowanie nad sobą, aby z kolei zapanować nad sytuacją.
Z twarzy chłopca powoli znikał tępy wyraz twarzy, jakby odnajdywał w pokładach świadomości uczucia, jakie budzą się w chwili współczucia.
Próbował niezdarnie przytulić ją i z małej dłoni wypadł pukiel czarnych włosów.
Zaskrzypiały zardzewiałe drzwi.
Chłopca już nie było. Trzymając w ręku misia podniosła się z podłogi. Oszołomiona wypadkami, jakie przed chwilą miały miejsce wyszła na korytarz. Nawet nie zauważyła, że portrety nie wiszą już naprzeciw siebie lecz jeden obok drugiego. Może przyglądały się całej sytuacji?
- A mówiłem, że sobie poradzi. – Mówiąc to młodzieniec uśmiechnął się nieznacznie.
- Zbyt emocjonalnie. Zdecydowanie zbyt emocjonalnie. – powiedziała stanowczym głosem.
Twarz kobiety wyrażała niezadowolenie. Jakby czegoś jej w tym wszystkim brakowało.
Łuczywa, sycząc, dopalały się powoli.

Poczułam na ramionach ciepłe ręce mężczyzny.
- Krzyś, za chwilę wyłączę kompa – powiedziałam cicho.
Niedługo tu wrócę.

II

Mosiężną klamką z trudem otwieram drzwi. Swym złowrogim skrzypieniem zakłócają panującą wokoło ciszę.
Wokoło panuje półmrok. Razem ze mną do środka wkradło się światło. Wygląda jak pasmo białej, ośnieżonej drogi w ciemną noc. A za mną ciągnie się wydłużony, czarny cień.
Spodziewałam się, że trafię w to samo miejsce, jednak korytarz jest niepodobny do tego, który przedtem widziałam. Ostrym łukiem skręca w prawo. Wydawało mi się, że idę tak bez końca, a gdzieś za mną życie toczy się swoim rytmem. Nasłuchuję. Na kamiennej słyszę posadce lekkie stąpania moich stóp. Odgłosy moich kroków odłączają się ode mnie i z echem wracają, podobne do dźwięku jaki wydają odbijające się od siebie bilardowe kule.
Czuję, że nie jestem jedyną osobą w tym tajemniczym miejscu. Rozglądam się niespokojnie wokoło. Zadrapania na tynku odsłaniają czerwoną cegłę. Czyż ktoś resztkami chęci do życia próbował złapać się ściany? A może była jedynym gwarantem dalszego istnienia?
Białe smugi przypominające twarze o wydłużonych, nierealnych kształtach powoli snują się po ścianie. Jakby krzyk zamarł im na ustach. Coś wciąga je z powrotem. Jedne znikają, a na ich miejsce pojawiają się następne.
Szybkim strumieniem podświadomości drasnęły mnie historie zdarzeń, jakie tutaj mogły mieć miejsce.
Powoli, ostrożnie zbliżam się do miejsca, gdzie na posadzce ktoś niewprawną ręką napisał EPIRE ME (wyrwij mnie).
– „Z odrętwienia?” – zastanawiam się.
Przyklękam, aby bliżej przyjrzeć się czym są napisane zagadkowe słowa. Coś świsnęło w powietrzu. Rozglądam się wystraszona i nasłuchuję skąd doleciała strzała.
Ostrożnie zaczynam zbliżać się do załamania korytarza.
Jak spod ziemi przede mną wyłoniła się dziewczyna, i precyzyjnie napinając cięciwę spogląda na mnie okiem myśliwego. Dzieli nas co najmniej dwadzieścia kroków. Patrzę na nią z daleka. Ma na nogach skórzane sandały z rzemienia, beżowe, sportowe spodnie z kieszeniami po bokach. Przeciągnięty z ukosa skórzany pasek, który przytrzymuje na plecach kołczan uwypukla jej piersi, a na głowie chustkę moro związaną z tyłu głowy.
Widzę regularne rysy bez widocznych zmarszczek. Tylko te kąciki ust układające się w niemej zaciętości, widać zapomniały o uśmiechu. Trudno powiedzieć czy ta twarz jest jeszcze młoda czy tylko tak mi się wydaje.
- Przecież to niemożliwe, aby chciała mnie zabić – pomyślałam. Śmiało ruszam w jej stronę.
Strzała drasnęła mnie w ramię. Piekący ból zmieszany z lękiem spowodował, że stałam się bardziej czujna. Zimne krople potu zaczynają spływać po moich plecach.
Na szczęście to tylko zadraśnięcie w ramię. Wygląda niegroźnie.
- Strzeliłaś do mnie! – krzyknęłam.
- Strach przed kolejnym zranieniem rozrósł się we mnie i gdy ktoś podchodzi
atakuję. – odpowiedziała hardo.
Nie widzę żadnego zaułku, żadnych drzwi, za którymi mogłabym się schować. Stoję bezradna. Nie mam przy sobie niczego, co mogłabym wykorzystać do samoobrony albo ataku. Żadnego przedmiotu.
Czuję się jak w matni, ani wycofać się stąd, bo oberwę, ani pozostać.
Łuczniczka wprawnie ułożyła na cięciwie następną strzałę.
- Co ja tutaj robię? – Po raz kolejny zadaje sobie to pytanie. Tam na zewnątrz czeka na mnie życie toczy się w swoim rytmie. Czeka na mnie ciepła kawa, przyjaciele, cóż z tego, że malkontenci.
- Nie ufam nikomu – powiedziała ze łzami w oczach. - Znam tylko słowa mające posmak goryczy. - Niezrozumienie jest najczęściej płaszczyzną, na której trudno cokolwiek zbudować – dodała ostrym tonem.
- Uczucie dojmującej pustki rozrosło się we mnie, i do tej pory nie wiem czym ją zapełnić – gdy to mówiła kropelki łez pojawiły się w oczach.
- To ja jestem ranna, nie ty – i urywam – chcę jeszcze coś dodać, ale po co. Pogrążona we własnych myślach, nie słucha co do mniej mówię.

Zawsze wydawało mi się, że gdy śmierć znienacka smagnie mnie będę przerażona. A tymczasem ogarnia mnie nieokreślony żal.
Tyle jeszcze we mnie niespełnienia, myśli gotowych porwać do działania. Wyzwań jakie niesie ze sobą nieznane. - Z dziwną lekkością przyszło mi to szczere wyznanie.
Precyzyjnie ułożona strzała zachwiała się. Łuk wypadł jej z dłoni, a rozedrgana cięciwa zatarła napis EMPIRE MI.

Być może mój wewnętrzny żal za czymś, czego jeszcze nie zdążyłam zrobić, nieświadomie obudził w niej drzemiące pragnienie bliskości. Które od dawna ukrywała pod płaszczem nieufności.
Jestem zmęczona i najchętniej poszłabym stąd.
Nie wiem dlaczego zniknęła łuczniczka. Chyba że była zjawą, których twarze oglądałam wcześniej.
Tak czy inaczej ma już tego dosyć i powoli wycofuję się do wyjścia. Na korytarzu pojawiły się te same portrety, które wcześniej widziałam. Jednak tym razem twarze na portretach, w wyrazie aprobaty, patrzą na mnie zastygłym wzrokiem.
Czas wracać.
Włączam ENTER.

III

Zrzuciła w przedpokoju płaszcz, i weszła do pokoju.
- Ta praca jest ponad moje siły. Dziś na spotkanie terapeutyczne przyszła młoda
dziewczyna.- Mówiąc to klapnęła na fotel, tak jak ktoś, z kogo ulatuje całodzienne zmęczenia.- Doznałam dziwnego uczucia jakbym ją skądś znała. – Jej wzrok powędrował gdzieś daleko, ponad to co widoczne. Nie dochodziły do niej dźwięki muzyki płynącej z głośników. Widziała tylko wystraszone oczy dziewczyny, w których odbijało się całe nagromadzone przez lata cierpienie.
Przez długa chwilę patrzyła przed siebie niewidocznym wzrokiem. Poza to, co widoczne.
- Zastanawiam się jak jej pomóc.- Powiedziała do siebie.
- Dasz sobie radę, jestem tego pewien. – mężczyzna odezwał się ciepłym głosem, nie podnosząc wzroku utkwionego w książce.
- Krzyś, mój kochany optymisto! Co bym bez Ciebie zrobiła.
Uśmiechając się podeszła do niego i przytuliła się do ramienia. W takich momentach muśnięcie ust przynosi ukojenie, dodaje energii.
Wiadomo, wszystko co dobre szybko się kończy.
- Spójrz co kupiłem. – rozradowany podniósł do góry spory pakunek, który wyglądał
jak papierowy worek św. Mikołaja.
- Ten pluszowy miś w środku jest dla naszego małego gościa. - To już jutro-
dodał zamyślony.
- Szymon będzie naszym cotygodniowym gościem – niepewnie popatrzyła na niego.
- Wiem kochanie.
Przypomniała sobie ten dzień, gdy po raz pierwszy w izbie Pogotowia Opiekuńczego zobaczyła Szymona. To było prawie rok temu. Miał na nogach ślady męskiego paska, wyglądały jak ciemnie pręgi. W tym samy dniu jego matkę, z pękniętym łukiem brwiowym, i z powyrywanymi kępkami włosów, zawieziono do szpitala.
- Myślę, że nie rozumiał co się dzieje, lecz czuł się jak żywa piłka, którą ktoś z pasją odbijał o ścianę. – dodała po chwili zamyślenia.


To, co u innych urzeka mnie, zastanawia dostrzegłam w każdej z tych postaci.
Czy wyimaginowanych ? Tego do końca nie jestem pewna...

PS. Jest to poprawiona wersja wcześniejszego opowiadania pt. OPEN i nie wiem czy się spodoba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szła niepewna celu tej dziwnej wyprawy, i słuchać było tylko zgrzyt kamieni pod podeszwami. Świątynia z czerwonego kamienia, z dachem w kształcie przyciętego stożka, wyglądała jak rotunda. Stała na równinie, otoczona wystrzępionym murem z kamienia.
- za dużo tego

Zanim oczy przyzwyczaiła do panującego- zmieniłbym na ''zanim przyzwyczaiła oczy''

Wokoło nie było - i znów powtórzenie, wokoło było już dwa zdania wcześniej

Ogarnęło ją panika, bardziej - ogarnęła

zakłójcą panującą wokoło ciszę. - zakłócają

Co bym bez Ciebie zrobiła.- dlaczego ciebie z wielkiej litery? choć może się czepiam...

przytuliła się do ramienia - może: wtuliła w ramię (ramiona) bo jest się-się po sobie


natrafiłem na sporo powtórzeń na początku. chociaż w miarę dalszego czytania sytuacja staje się bardziej klarowna. mogło być lepiej technicznie, mam wrażenie, że niedopracowany ten tekst.
historię pamiętam - plusowałem. czekam na poprawki, bo może coś z tego być naprawdę dobrego.

pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...