Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tak mnie to zastanawia - czy prace warsztatowe nie czynią wiersza innym, niż był on na początku.
Bo w pewnym sensie autor przestaje byc jedynym autorem, a wiersz zaczyna posiada więcej twórców. Czyli poeta przestaje byc samodzielny, a jego wiersz przestaje tak naprawde byc jego. Zawsze uważałem, że powinno sie pisac samodzielnie...
Pytam, bo akurat mnie to zastanawia, bo może akurat faktycznie warsztaty maja sens???

Opublikowano

mają sens,
ale uważam, że powinno się unikać proponowania autorowi poprawionych "gotowców", należałoby raczej opisowo pouczać z klarownym uzasadnieniem i koniecznie w pokorze,
wszak wszyscyśmy są jeno stworzenia, marne sługi nie bogi
:-)
pozdrawiam

Opublikowano

Oczywiście, ze mają. Pod warunkiem, że polegają na zgłaszaniu uwag do tekstu, a nie poprawianiu go. Od poprawiania (na podstawie uwag, po ich starannej selekcji). Praktycznie rzecz biorąc portale to też forma warsztatu.
Pozdrawiam, j.

Opublikowano

Na podstawie zjedzony zębów (na nauczaniu ;) - protestuję! Nie można zakładać ograniczeń w stosunku do metod, czasem 'przykład' jest jedynym sposobem pokazania, zresztą najczęściej korekta jest wypadkową osobowości 'nauczyciela', jego znajomości 'ucznia' - i otwartości na uwagi "podmiotu procesu nauczania". ;)
Z twórczością jest tak, że podpisujący bierze odpowiedzialność autorską i nie może się tłumaczyć, że ktoś mu powiedział (pokazał, poprawił); zresztą - jak w życiu: decyzja i odpowiedzialność.
Praca nad tekstem ma być uczciwa i rzetelna - a czy na warsztatach powstają 'dzieła'? Uczymy się na błędach i przykładach po to, żeby coś robić lepiej: po warsztatach, poza forum, na własny rachunek.

Opublikowano

Panie Romanie, myli Pan szkołę z warsztatami. Jeżeli znany poeta na warsztatach "poprawi" czyjś tekst, to ten tekst nie jest już autorstwa poprawianego autora, tylko znanego poety. Znam przypadek osoby, która pisze wiersze (dosć kiepskie), a następnie przesyła je do dobrych poetów z prośbą o wskazówki i poprawki. Następnie poprawiony tekst publikuje jako swój. Autorzy poprawek (któzy mysleli, że to forma ćwiczenia i ich poprawiony tekst miał służyć za wzór) są wkurzeni, i trudno im się dziwić. To zwykła kradzież. Zwłaszcza, gdy poprawki nie są kosmetyczne, a polegają na dogłębnej zmianie tekstu, jego formy, stylistyki, środków przekazu. Wtedy powstaje nowy tekst i nie jest on już własnością tego, kto stworzył podwaliny, tylko tego, kto go "poprawił". Zwłaszcza, że często z oryginału pozostaje zarys treści i ze dwa-trzy słowa.
Pozdrawiam, j.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


joaxii ;)
(moja skleroza czy Twoja? ;)
mnie coś takiego nie wkurza, może to kwestia nastawienia, a raczej doświadczenia (widziałem w życiu kilka osobowości, które rozkwitały, a były 'ksztaltowane' różnymi metodami). To oczym mówisz, jest nieuczciwością (jeśli autor poprawek sobie zastrzegł!), ale gdzie jej nie ma? zresztą - ile razy można kogoś tak 'przerobić'? a od jednego poprawionego tekstu - nagle nie zacznie się pisać samych genialnych... Uważam, że moć się dzielić tym co mamy - to wielki dar, dla mnie jedna z ważniejszych życiowych przyjemności.
I powtórzę to, co wyżej: trzeba znać kogoś, komu się pomaga (inaczej jest to raczej proces przypadkowy).
Szkoda, że brak mi czasu - bo temat rzeka ;)
pzdr. b
PS. Również dla mnie 'poprawianie' czyichś tekstów jest dylematem, ale czasami to robię - odczuwając dziką przjemność grzebania w cudzych śmieciach ;)))
Opublikowano

No właśnie. Komentarz podpowie, oczywiście rozsadny komentarz. Bo osobiście mam wrażenie, że albo sie potrafi pisac, albo nie i nie ma żadnej pośredniej drogi. A dlaczego poruszyłem ten temat - bo czytając mój wiersz poprawiony przez kogoś bezpośrednio, czuje, że to jest zupełnie coś innego... niż ja chciałem przekazac. A z drugiej strony wiersz pisany przez parę osób musi byc wychwalony np. przez tych, co coś w nim zasugerowali i w tym momencie paradoksalnie chwalą samych siebie.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Otóż to P. Romanie - zgadzam się, że czasami. Chodzi mi jednak o to, że należy najpierw uczniowi dać szansę autopoprawy i dopiero jak nie potrafi, to pokazać przykład. Na tego typu forach stosunkowo rzadko znamy osobiscie autorów i często obserwuję sprzeciw autorów wobec przeróbek ich tekstów. Są zdegustowani tym co zostało z ich wiersza, mimo tego, że obiektywnie poprawka jest lepsza. Zamykają się wtedy w sobie i nie przyjmują dobrych rad zadanych "gwałtem". Jestem nauczycielką i wiem z praktyki, że najlepsze efekty daje indywidualizacja metod dydaktycznych, zatem w niektórych przypadkach przykład (forma łopatologiczna) będzie najlepszy. Przestrzegam tylko forumowiczów występujacych w roli "krytyków tekstu" przed niefrasobliwym podejściem do czułej materii, jaką jest każdy autor.

pozdrawiam
Opublikowano

poprawki na forum to publiczne grzebanie w cudzym wytworze, zwykle bez zgody autora
publikując na forum piszący wyraża zgodę na poddanie swojego wytworu opinii publicznej, ale nigdzie nie ma mowy o zgodzie na bezpośrednie ingerencje w tekst; mam na myśli sytuacje, w których całe zwrotki, a nawet utwory są przerabiane przez komentatorów
przerabianie i pokazywanie na przykładzie ma wtedy sens, jeśli komentujący ma odpowiednią ilość czasu, aby spójnie i logicznie wyjaśnić, punkt po punkcie, co dają wprowadzone poprawki, wtedy to ma charakter warsztatowy i wtedy ma sens

Opublikowano

Tak właśnie czułem. Może to lepiej jednak uczyc sie na własnych błędach?
A co do ingerencji - to jest mniej groźne groźne, niż np. przerobienie cudzego wiersza i uznanie go za własny. Ciekawe, czy zdarzyła sie komus podobna sutyuacja?
Panie Romanie - uczeń i tak jest sprytniejszy, niz nam sie to wydaje. A już pomijam, że to co wypisują, to nieraz takie brednie... No ale to juz taka dola nauczyciela. Ale wiersze to faktycznie delikatniejsza sprawa. Bo osoby bardziej delikatne moga miec przykrośc, czytajac lekceważącą ich wypowiedź właśnie w opinii.A z drugiej strony, jak wiersz jest słaby, to co zrobic?
Faktycznie sam czasem nie wiem jak podchodzic do tego.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


joaxii ;)
(moja skleroza czy Twoja? ;)
mnie coś takiego nie wkurza, może to kwestia nastawienia, a raczej doświadczenia (widziałem w życiu kilka osobowości, które rozkwitały, a były 'ksztaltowane' różnymi metodami). To oczym mówisz, jest nieuczciwością (jeśli autor poprawek sobie zastrzegł!), ale gdzie jej nie ma? zresztą - ile razy można kogoś tak 'przerobić'? a od jednego poprawionego tekstu - nagle nie zacznie się pisać samych genialnych... Uważam, że moć się dzielić tym co mamy - to wielki dar, dla mnie jedna z ważniejszych życiowych przyjemności.
I powtórzę to, co wyżej: trzeba znać kogoś, komu się pomaga (inaczej jest to raczej proces przypadkowy).
Szkoda, że brak mi czasu - bo temat rzeka ;)
pzdr. b
PS. Również dla mnie 'poprawianie' czyichś tekstów jest dylematem, ale czasami to robię - odczuwając dziką przjemność grzebania w cudzych śmieciach ;)))
Ojej, chciałam tak bardzo oficjalnie ;) :)
Oczywiście, że trzeba się dzielić tym, co mamy, wiemy, umiemy. Natomiast przepisywanie za kogoś tekstu to coś, jak odrabianie za kogoś pracy domowej. Tak, jakby ktoś "poprawił", przez napisanie od nowa, czyjes wypracowanie. Moim zdaniem powinien pokazać, jakie są błędy, co trzeba poprawić i dlaczego, a reszta należy do autora. Nawet, jeśli miałby poprawiać jeden tekst kilkadziesiat razy.
Zdecydowanie poprawianie czyjegoś tekstu to dzika przyjemność. Staram się jednak tego nie robić, by nie kraść tekstu autorowi. Niech sam pracuje, uczy się, męczy.
Pozdrawiam serdecznie, j.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nieprawda. Ma sie (albo nie) talent. Ale to nie wystarczy - trzeba jeszcze mieć warsztat. A warsztatu można się nauczyć.
Pozdrawiam, j.

A z tym to ja się nie zgodzę. Własnie warsztatu szczegolnie trzeba sie samemu uczyc. Oczywiście korzystając z porad, i tego nie neguje. Ale bycie naprawdę dobrym przychodzi raczej własną, ciężką pracą. Na cóż kilkunastu znawców do jednega wiersza, szczególnie, że nie zawsze ci "znawcy" sa kompetentni. No, chyba że wracamy do epoki Oświecenia. Albo na tyle sobie nie ufamy, że musimy miec poparcie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nieprawda. Ma sie (albo nie) talent. Ale to nie wystarczy - trzeba jeszcze mieć warsztat. A warsztatu można się nauczyć.
Pozdrawiam, j.

A z tym to ja się nie zgodzę. Własnie warsztatu szczegolnie trzeba sie samemu uczyc. Oczywiście korzystając z porad, i tego nie neguje. Ale bycie naprawdę dobrym przychodzi raczej własną, ciężką pracą. Na cóż kilkunastu znawców do jednega wiersza, szczególnie, że nie zawsze ci "znawcy" sa kompetentni. No, chyba że wracamy do epoki Oświecenia. Albo na tyle sobie nie ufamy, że musimy miec poparcie.
A z czym Pan sie nie zgadza? Przecież to właśnie napisałam - warsztatu trzeba się uczyć. Nikt się nie rodzi z dobrym warsztatem. To kwestia przede wszystkim oczytania. Ale wskazówki warsztatowe również wiele dają, ponieważ czasami pokazują to, czego człowiek szuka po omacku i nie może znaleźć. Nikt nie jest w stanie przeczytać wszystkiego, więc sam fakt, że ktos może powiedzieć na przykład: "Słuchaj, to juz było, wyważasz otwarte drzwi" jest bardzo ważne. Poza tym mówimy o znawcach kompetentnych - dyskutując z kimś nie mającym pojęcia o poezji rzeczywiście niewiele się Pan nauczy. A kilku znawców do jednego wiersza?... Bardzo przydatne, zwłaszcza, że poezja jest bardzo subiektywna w odbiorze i żeby "wyłowić" te naprawdę cenne uwagi warto wysłuchać zdania więcej niz jednej osoby. Jeśli wszyscy powiedzą - "to jest złe, tu nie wiem, o co chodzi" to chyba świadczy o tym, że nie udało się przekazać zamysłu odbiorcy, prawda? Jeśli jedna osoba to powie, można zawsze powiedzieć, ze po prostu ten rodzaj poetyki do niej nie trafia.
Pozdrawiam, j.
Opublikowano

Joaxii:
Już Pan( i ) wytłumaczę : nie ma dróg pośrednich. W sumie odeszliśmy nieco ot sedna tematu, gdzie bardziej chodziło mi o to, czy po obcych przeróbkach, nawet jednym wersie itp. wiersz nie przestaje byc autorski. Bo sam fakt uwag co do wiersza to ja popieram i sam je chętnie czytam. Napisze obrazowo: x pisze tekst, y, z, poprawiaja po zdaniu. I w tym momencie praca x przestała byc własna pracą tego x, a zostaje bardziej wspólnym dziełem.
Bo to, co Pan( i ) piszę, dotyczy bardziej komentarzy pod wierszem i tutaj zgadzam się całkowicie. A żeby nie wyważac otwartych drzwi, to trzeba troszeczkę znac poezje, czyli po prostu ją czytac.
Rady co i jak pisac, zawsze sa radami, tego, co radzi ( konkretny przykład - pewien znawca prowadził kółko poetyckie i zakazywał (!!!) pisac rymami, argumentując, że rymowac potrafił tylko Mickiewicz).
Tak więc zgadzam się z Pan ( i ) komentarzem, bo rzeczywiście tutaj jest słusznośc.
Pozdrawiam!!!

Opublikowano

warsztat warsztatem... a ja zawsze naiwnie myslalem, ze wierszem wyraza sie siebie a na metna osobowosc zaden warsztat nie pomoze...no chyba ze mozna sie scigac na l;adne metafory ale wtedy to ... :) sztuka dla sztuki ...moze by jaki slownik metafor napisac, coby sie "artysci" nie musieli wysilac ?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bardzo naiwne podejście. Wiersz to oczywiście treść. Tylko, że treść to również proza. To, co decyduje, że wiersz jest wierszem to FORMA.
Poza tym w piękny sposób można po raz nie wiadomo który powiedzieć "kocham Cię". Piękne słowa, piękna osobowiść, piękna treść. Tylko co z tego? To nie jest wiersz. To nawet nie jest proza. Poza tym jest to tak wtórne, banalne i w ogóle, że który czytelnik (poza adresatem) chciałby to czytać?
Artysci muszą sie wysilać. Tylko, że czasem zwyczajnie nie widzą, gdzie robią błąd. I od tego są m.in. warsztaty.
Pozdrawiam, j.
Opublikowano

Joaxii -
Ale czy nie od czytelników zależy wartośc poety? Nie sztuką jest przy czyjejśc pomocy byc lepszym, sztuką jest byc lepszym samemu. Można czytac samego siebie, poprawiac, dyskutowac a nie podkładac komuś do poprawy - piszę o poprawie bezpośredniej, bo o to mi cały czas chodzi.
Bardzo za to ładnie napisane o tym "kocham cię" - bo rzeczywiście na to sens.
Poezja albo jest samodzielna, albo przestaje byc poezją... (ale patos mi wyszedł) - a wysiłek artysty to właśnie długa droga do sukcesu, ale po co kroczyc podpartym przez obce ręce?
Zresztą zauważyc błąd, a poprawic go, to też różnica. Jak ktoś chce pisac, nie powinien popełniac błędów...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
    • Arki u Kraka. Na karku ikra
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...