Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

syzyfowe nastroje


Stefan_Rewiński

Rekomendowane odpowiedzi

kiedy prawie na szczycie
lawina życia strąca do początku
wciągam sfatygowany krzyż
na pochylone plecy

szańce kolczaste
wąskie drogi
nogi szyderców
łapy chciwców

jak trudno wstawać
wrócić? spaść?
w dół łatwiej iść
ale tam tace
i gąb żarłocznych stada

znowu widać szczyt
…lawina nadchodzi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Epatowanie ciernistą drogą nie jest dobrym pomysłem, tutaj na dodatek artystycznie chybionym, bo...wtórnym. Wszystko w tym tekście jest takie jakieś...sfatygowane. Wolałbym, abyś już użył w tytule - syfiaste; byłoby bardziej naturalne. Proszę pozdrowić Bardowskie Góry! Bo w górach jesteśmy syzyfami - wychodzić w górę po to, by zejść - to przecież syzyfowe działanie. J.S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zaproszenie nieustające, wino, wikt, pub, regenaracja ciała i ducha w domu o kształcie piramidy i td. Czas-dowolny. Dawaj termin.

jajć - tak szybko! ja mam tak daleko, ale odezwę się gdy będę w okolicy - dziękuję za zaproszenie
z ukłonikiem i pozdrówką MN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...