Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ciasne autobusy zawsze boleśnie oddziałują na zmysły, oddając zagonioną atmosferę poniedziałku. Zawsze w ostatniej chwili zdyszany wpadam na przystanek i wbijam się w zatłoczony tłum śmierdzący nocą i niewyspaniem. Autobusowe niewygody dzielą się na zimę i lato. Zimą lepiej jeździć w ocieplanych solarisach, przyjemnie i z umiarem ogrzewających zziębnięte ciało. Lato to pora na stare, zawszone ikarusy, w których można po otwarciu wszelkich możliwych szyb można wdychać okruchy świeżego powietrza wsysane przez szpary starych węgierskich gruchotów. W solarisach w tej porze roku się nie da wytrzymać – porównanie do szklarni wydaje się być najwłaściwsze..

Po piekielnie nudnych, męczących 21 minutach – w korku od 35 wzwyż – trzeba wysiąść.
Rzut oka w górę – na dachu budynku stoi ogromne logo „korporacji”. Codziennie rano podnoszę na nie wzrok, tak samo jak piłkarze wchodząc na boisko całują źdźbło zdeptanej trawy. Ma to przynosić szczęście i przybliżać do korporacyjnego raju. Pewnego dnia, gdy zapomnę spojrzeć na magiczne logo, bijące jaskrawą czerwienią po oczach, zostanę wylany, zgodnie z wierzeniami rdzennych korpów.

„Pomaluj mi sufit na niebiesko
zasadź tulipany w doniczkach”

Trzeba szukać normalności pomiędzy sterylnymi ścianami, biurkami codziennie przecieranymi płynem odkażającym przez wynajętą firmę i dziesiątkami „ludzi biznesu”, o których się ocieram na korytarzu, a którzy stanowią tak samo beznadziejny przekrój przez ludzkie osobowości, jak grupa przypadkowych osób na ulicy. To samo zaślepienie, głupota, lenistwo u ludzi zagrzebanych pod stertą papierów, zabieganych pomiędzy kolejnymi meetingami, podpisującymi wielkie deale, co u faceta o zbyt dużych dłoniach, budującego drogi.

Jak w każdej korporacji, też u mnie Mekka znajduje się na górze. Ogólnie dostępny parter kończy się na czarnych, skórzanych kanapach dla przypadkowych gości. Zamknięte ósme piętro zaczyna się od telewizorów na pół ściany, strażnika otwierającego drzwi ze szkła pancernego srebrnym pilotem i od atmosfery powagi wiszącej w powietrzu. Po tym samym dywanie, może jeszcze przed chwilą, chodzili ludzie o zarobkach od dwudziestu tysięcy wzwyż. Na miesiąc.

Od pewnego momentu wszystko, co się dostaje, ma zastąpić życie. Business lunch, przejazd taksówką ze skórzaną tapicerką, krawaty za trzy stówy, restauracje, gdzie cztery drobne pierożki kosztują więcej niż dwa obfite obiady w normalnym barze. Byłem, zjadłem, widziałem. Imitacja. Wszystko ma zastępować to, co jest na zewnątrz. Tak samo snobistyczne, kretyńskie rozrywki dla nieruchawych grubasów. Czterdziestoletnie trupy w strzelnicach i na polach golfowych. Ludzie, którzy potrafią pojechać na wycieczkę do Egiptu i wrócić bez śladu opalizny na trójpodbródkowej twarzy, chyba że w hotelu korzystali z solarium.

Może nie wiemy, ale nieraz o tym marzymy, a przynajmniej każdy dzień wykazujemy takie właśnie ambicje. Ty, ja i ten kretyn, który prowadzi ćwiczenia z pewnych nudnych zajęć, bo do niczego innego się nie nadaje. Do tego przygotowujemy się dzień w dzień, mimo że nie przychodzimy na wykład, prowadzony w beznadziejnie denny sposób, ale przygotowujemy pomoce naukowe na egzamin. Jedenaste nie ściągaj wywołuje zdrowy uśmiech na twarzy.

Zagadka zachowania własnej tożsamości w społeczeństwie zawsze stanowiła tajemnicę. Tak samo jak sens drogi, wpisywania się w kolejny słój rudej kolumny sekwoi.
Co jest tak naprawdę ważne. Przecież słońce tak samo odległe ze szczytu i podnóża, kwiat tak samo czerwony. Gdzie leży złoty środek, aurea mediocritus. Odpowiedzi naturalnie nie ma. Z nieznanych przyczyn, na większość naprawdę trudnych pytań nie ma odpowiedzi. Może to jest właśnie ich immanentna cecha.

Co dzień rano, gdy zmierzam w kierunku budynku o szklanych ścianach, patrzę na zadbany, ładnie przycięty żywopłot i niską kopułę kwiatów, hodowanych naprzeciw parkingu z jaguarami chyba członków zarządu. Tym czarnym lexusem jeździ prezes. Gdyby była alternatywa – zostawić garnitur w szafie, rozwiązać krawaty i w niebieskim stroju roboczym pielęgnować kwiaty przed siedzibą korporacji, zgarniając tyle, żeby wystarczało na życie bez większych problemów, ale i bez corocznych wakacji w Tajlandii i na wyspie Bali. Pytanie do postaci w lustrze – co byś zrobił. Odpowiedzi do dzisiaj nie słyszę.

Na końcu, wszystko co pozostaje, to wspomnienia. Za lat trzydzieści mogę pamiętać kolejny robiony z tkwiącą w tle myślą o robieniu kariery projekt w kole naukowym, godziny spędzone w bibliotece i białe ściany budynku korporacji. Mogę sobie nawet zasuszyć na pamiątkę kawałek liścia tej palemki, co stoi przy wejściu na open plan. Mogę w dzienniku zapisać kolejne spotkania z klientami i zarchiwizować pochwały przełożonego.

Życie moje, twoje jest jedno. Można uwierzyć, że trzeba z klapkami na oczach biec do przodu, można nawet sobie wmówić, że sami trzymamy lejce. Że przecież spędzamy weekendy z dziećmi, że wyjeżdżamy z nimi na wakacje. Prawda pewnie gdzieś istnieje, zawieszona na krawędzi czwartego wymiaru, poza zasięgiem rąk, osadzonych na mocno ściąganych ku ziemi stopach.

Dziś wyjdę wcześniej przez szklane rozsuwane drzwi, żeby złapać ostatni cień złotej jesieni, spływający z rozłożystych konarów drzew w Łazienkach i na Agrykoli. Temat do refleksji: balans na równi pochyłej.

Opublikowano

zawsze - zawsze (pierwsze i drugie zdanie)

Marlon Brando, kiedys stwierdził, że jeżeli za szorowanie kibli płacono by mu tyle samo, ile zgarnia za role w filmach, to wolałby szorować sedesy. to tak na marginesie.

podobały mi się te dojrzałe przemyślenia.
aha, w solarisie zimą nie jest tak źle, zależy od miejsca ;)
pzdr.

Opublikowano

znalazłam w tym tekście cos dla siebie. może to niekoniecznie zamysł szanownego autora, ale jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że "mam tylko jedno życie i nie mogę go przehandlowac za miraże stabilizacji"

wszystko, co się dostaje, ma zastąpić życie - piękne

Opublikowano

podejrzewam, że zamysły autora ewoluowały w tym kierunku. może stabilizacji nie wspomniałem dosłownie, ale krąży ona nad tekstem.
inna sprawa, że jeszcze tak naprawdę nie określiłem swojego stanowiska wobec stabilizacji. niewykluczone, że dojrzeję do stwierdzenia, że jest ona konieczna i określę jej granice.

cieszę się, że szanowna czytelniczka znalazła coś dla siebie i coś się spodobało.

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Marek.zak1 Fajnie, że porównujesz Polskę do Węgier i Słowacji, szkoda tylko, że nie do ludzi, którzy tu naprawdę żyją. Bo widzisz – ten wiersz nie jest raportem ekonomicznym ani zestawieniem statystyk PKB. To nie tekst o fabrykach, tylko o ludziach, którzy tych fabryk nigdy nie zobaczyli na oczy. Bo nie każdy ma willę, fotowoltaikę i plany na urlop w Toskanii. Piszesz, że "nigdy nie było lepiej". Z perspektywy kogo? Może Twojej? Gratuluję. Ale to, że jedni siedzą przy stole, nie znaczy, że nie ma głodnych za drzwiami. I nie, to że „na Węgrzech gorzej”, nie oznacza, że mamy siedzieć cicho i dziękować za ochłapy. Czy jak sąsiadowi spłonął dom, to ja mam się cieszyć, że mnie tylko zalewają fekalia z kanalizacji. Wiersz, który komentujesz, mówi o Polsce z paragonu, z przychodni, z kolejki do zawału, nie z przemówień premiera. I to, że ktoś to zauważył i opisał – nie jest „pompowaniem złych wiadomości”, tylko oddaniem głosu tym, których nikt nie chce słuchać. A jeśli Twoim jedynym kontrargumentem jest to, że Robert Lewandowski strzela gole, to naprawdę współczuję – bo nawet Jezus z kuchennego obrazka w tym wierszu by na to spuścił wzrok. Nie pisz więc, że "jest lepiej niż było", bo dla wielu nie jest. I mają prawo o tym mówić. Bo milczenie nie rozwiązuje problemu. Ono go tylko konserwuje – jak margarynę za 12 zł.   Tym razem nie załączę tradycyjnych wyrazów na pożegnanie.  
    • @Waldemar_Talar_Talar cała miłość
    • Urodziłeś się w trzydziestym pierwszym roku.   Myślę sobie tak dawno, ale po czasie dociera kiedy. Okres międzywojenny, burzliwy. Ludzie wciąż przerażeni wojną. Wszędzie strach, nieufność, bieda, ból.   Poznajesz świat, uczysz się chodzić, jeść, biegasz za piłką, kule znowu świszczą.   Zamiast beztrosko grać, cieszysz się, że wciąż żyjesz. Całe dzieciństwo.   Dorastasz pomiędzy dramatu nadzieją. Inaczej niż dzisiaj. Doceniasz każdą wyciągniętą dłoń. Pomagasz innym. Wokoło widzisz mundury, ciężkie buty, ciężki czas. W zanadrzu skrywasz wiele przeżyć, może tajemnic. Dorastasz z końcem wojny, żyjesz, lat jednak nikt nie wróci.   05.02.2025 r.
    • Przyjemny wiersz. Kiedyś miałem dryg do rymów, ale jakoś mi przeszło.
    • Gdy będę zasypiał zdmuchnij z włosów ptaki Omieć rączką swoją myśli nieborakie Uśnij oczy moje w głębię się zanurzą Odczaruj powoje co me myśli burzą Wyrwij korzeń z głowy rozpal rozum iskrą Upuść na mnie wrzosy poezją rozbłysną. Pocałuj mnie w usta zagryź wargi swoje W piąstce ściśnij prochy odsącz soki moje Ponad głowę podrzuć co ze mnie zostało W trawie ukryj dłonie wrośnij w brzozę białą Całą sobą poczuj drzewo rozedrgane Dusze zawirują ponad naszym gajem. Samotność Cię straszy całą bezwzględnością Nie miej na nią czasu zajmij się miłością Bo choć niepozorna jest ta Pani duszy Oddaj jej marzenie to kamień rozkruszy Zawezwij ptaszęta ukwieć nimi włosy Wstąp na nasze pole... widzisz sianokosy?!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...