Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Szłam ulicą. Było szaro, ponuro, nade mną szare chmury. Zapowiadała się ulewa. A ja? Jak zwykle bez parasola, goniona niezałatwionymi sprawami. Szybkie zerknięcia na zegarek sprawiały, że zaczynałam biec, nie patrząc na boki. Byłam spóźniona. Pech chciał, że potknęłam się na nierównym chodniku i upadłam. Rajstopy nie nadawały się do niczego.
- Kurwa! - warknęłam ze złością pod nosem i tylko chwilkę czekałam na to, aż z oczu zaczną płynąć łzy. Byłam wściekła.
- Pomóc? - usłyszałam męski głos.
- Nie, dzięki, dam sobie świetnie radę sama! - odburknęłam, nie patrząc nawet na faceta. Przez głowę przeleciało mi tylko, że będę musiała kupić sobie szybko jakieś nowe rajstopy. No i spóźnię się jeszcze bardziej. Szefowa nie będzie kryła złości... Znowu.
Z zamyślenia wyrwał mnie po raz drugi ten sam męski głos:
- Na pewno?
Spojrzałam w górę. Nade mną stał przystojny, wysoki szatyn. Serce zaczęło mi bić w nienormalnym rytmie.
"Rany, jak na horyzoncie pojawia się ktoś ciekawy, to zawsze muszę odwalić coś głupiego?" - pomyślałam zła sama na siebie. - "Wyglądam jak skończona kretynka" - dorzuciłam sobie jeszcze jedno dołujące stwierdzenie.
- Niech pani chwilę tu poczeka, zaraz wrócę - zdążyłam usłyszeć tylko i mężczyzna oddalił się szybkim krokiem.
"Kpi?" - przeszło mi przez myśl. Ale postanowiłam, że faktycznie posłucham go i zaczekam. "Co mi za różnica, i tak mam fatalny dzień" - usprawiedliwiłam się w myślach. Po chwili znowu pojawił się obok mnie.
- Okej, jestem. Tak jakoś głupio rozmawiać mi na pan-pani, ale... No nieważne... - wydawał się niepewny. A mi dalej serce waliło jak szalone.
- Beata - przedstawiłam się szybko, podając rękę.
- Maciek. A teraz chodź, musisz przecież zmienić te rajstopy, tak nie możesz iść do roboty.
Poszłam za nim. "Skąd wie, gdzie idę? I kim jest ten facet?" - zastanawiałam się gorączkowo. Nie chciałam jednak pytać. Otworzył mi drzwi swojego samochodu, powiedział, że poczeka na zewnątrz, żebym się przebrała. Nie miałam lepszego wyjścia, więc posłuchałam. Czułam się coraz gorzej. "Nawet jeśli to fajny facet, to ja jestem beznadziejna" - pomyślałam, gramoląc się z auta.
- Dzięki Maciek - rzuciłam, próbując się oddalić. Wiedziałam, że w jego oczach i tak jestem spalona, trzeba było wreszcie wrócić do szarej rzeczywistości i lecieć pędem do pracy.
- Czekaj. Podrzucę cię. Wsiadaj - pokazał na samochód, wsiedliśmy do środka. Zapieliśmy pasy i po trzech minutach byłam już pod drzwiami firmy.
- Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma za co. Leć już. Myślę, że kiedyś jeszcze zobaczymy się. Na razie.
- Na razie - odpowiedziałam niepewnie i szybko wbiegłam do firmy.

- Coś taka zdyszana? - usłyszałam szefową.
- Przepraszam za spóźnienie... - wydukałam znaną od podstawówki formułkę, byle mieć już za sobą ten ciąg przesłuchaniowych pytań.
- Dzwonił Maciek, powiedział, że zatrzymał cię na parę minut. Czuj się usprawiedliwiona. A teraz zacznij wreszcie pracować jak należy, tydzień na rozkręcenie dobiega końca. Musisz pokazać wreszcie, na co naprawdę cię stać! - i uśmiechnęła się do mnie. Po raz pierwszy, od kiedy zatrudniłam się w firmie. Zrobiło mi się gorąco. I dlatego, że ten facet zaczął mnie intrygować jeszcze bardziej, i dlatego, że zupełnie nie wiedziałam, co jest grane.
- Aha, Beatko... - rzuciła szefowa niepewnie.
- Tak?
- Nie stresuj się tak bardzo tą robotą. Naprawdę nie wszystko musi ci od razu wychodzić jak należy. Nauczysz się. A początki zawsze są trudne. Daj sama sobie więcej czasu. Będzie dobrze. No, do pracy - uśmiechnęła się znowu, wskazując na stertę dokumentów, które zaczęłam analizować wczoraj.
A ja po raz kolejny przeżyłam emocjonalny szok. Takie teksty nie były do niej podobne... "Wiem, że w firmie jestem dopiero kilka dni, ale bardzo wiele rzeczy nie udaje mi się. Stresuję się, mylę, ciągle pytałam o wszystko. Wcześniej wyglądało na to, że ma mnie już dość. A teraz taka odmiana?... Strasznie to wszystko zawikłane... I kim jest do cholery ten Maciek?" - myślałam, ale bałam się pytać o to szefową. Doczekałam końca pracy, starając się jak najmniej zawracać jej głowę i wróciłam do domu. Pogoda dalej była smutna, ale nie padało.

Mijały kolejne dni. Powoli zaczęłam ogarniać swoje zadania w firmie, więc i szefowa patrzyła na mnie przychylniejszym okiem. Stałam się bardziej samodzielna i strasznie mi to odpowiadało. Wracała moja wiara we własne siły. Nie miałam jej od momentu, gdy zwolnili mnie z poprzedniej pracy... Nazywało się to pięknie redukcją etatów... Czas mijał. Nie zapytałam o Maćka, szefowa też więcej nie wspomniała jego imienia. Zaczęłam wychodzić wcześniej z domu, punktualnie stawiałam się w pracy. Powoli przywykłam do nowego trybu życia. I spodobało mi się to. O facecie spotkanym na ulicy prawie zapomniałam. Należał do przeszłości, od której starałam się odgrodzić. Do tych wszystkich chwil, gdy byłam zagubiona i zestresowana.

- Beatko! - usłyszałam za sobą któregoś dnia. Odwróciłam się. Za mną biegł Maciek. Serce znowu zaczęło dziwnie bić, ale poczekałam na niego spokojnie, starając się opanować.
- Witaj - podałam mu rękę. Był zdyszany. I wyglądał na bardzo szczęśliwego.
- Wiedziałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedział z uśmiechem. A potem szliśmy obok siebie, rozmawiając o wszystkim i o niczym, jak starzy, dobrzy znajomi. W jego towarzystwie czułam się wyjątkową, wspaniałą kobietą. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Nie zapytałam o to, skąd wie, gdzie pracuję, skąd zna moją szefową. Wiedziałam, że będzie jeszcze na to czas. Nie był nachalny. Odprowadził mnie pod dom, ale nie czekał, aż zaproszę go do środka, nie pocałował mnie nawet w policzek na pożegnanie.
- Do zobaczenia - rzucił krótko i uśmiechnął się, a potem odszedł. Patrzyłam za nim dłuższą chwilę, ale nasz wzrok nie spotkał się więcej. Maciek nie odwrócił się. Oddalał się szybkim, elastycznym krokiem. A moje serce dalej biło mocno.

Znowu kilka dni bez prawie żadnego kontaktu. "Kim ty jesteś, Maćku?... i czego ode mnie chcesz? czy jeszcze czegoś chcesz, czy już odwidziało ci się? czy te dwa spotkania tak naprawdę nic dla ciebie nie znaczą?" - pytałam go w myślach, ale nie mógł odpowiedzieć. W mojej wyobraźni patrzył tylko przed siebie smutno. A zagadka pozostawała nierozwiązana. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym. Czasem dzwonił, zapytał, co u mnie. Jak znajomy, może przyjaciel... Ale nie jak mężczyzna, któremu się spodobałam. Miałam duży dylemat. Był w moim życiu, ale nie tak, jak chciałam. Nie wiedziałam, co mnie czeka, nie wiedziałam, co myśleć. Choć dalej czułam, że dla mnie to ktoś wyjątkowy.

Na Walentynki dostałam przez posłańca bukiet czerwonych róż i śliczną karteczkę z napisem:
"Tęsknię...
Maciek.
Jeśli Ty też... to jestem pod Twoim domem"
Wrzuciłam na siebie kurtkę, szybko zbiegłam na dół. Nie mogłam się doczekać, aż porozmawiamy. Zobaczył mnie, rozłożył ramiona. A ja wpadłam w nie stęskniona, szczęśliwa. Tulił mnie przez chwilkę, pocałował mocno, namiętnie. Poprowadziłam go schodami na górę. Zrobiłam herbatę, podałam ciasto. Siedzieliśmy obok siebie szczęśliwi, jakbyśmy nareszcie odnaleźli się na świecie po wielu latach poszukiwań tej właściwej osoby. Chciałam czegoś więcej. Zdjęłam z niego sweter, koszulkę...
- Zaczekaj... - powiedziałszeptem. Wiem, że też miał wielką ochotę na ciąg dalszy. Widziałam to w jego oczach. Nie rozumiałam, dlaczego kazał mi przerwać. Spojrzałam pytająco, a on milczał, jakby zbierał myśli.
- Co się stało? - spytałam smutno.
- Beatko... Nie możemy... To znaczy ja nie mogę. Muszę ci coś powiedzieć...
Miałam pustkę w głowie, czułam się, jakbym straciła grunt pod nogami.
- Widzisz... Ja nie odrzucam cię. Bardzo zależy mi na tobie. Wierzysz mi? - patrzył na mnie z nadzieją.
- Wierzę - odpowiedziałam bez wahania.
- Nie chcę, żebyśmy tak zaczęli nasz związek... Jutro mam ostatnią sprawę rozwodową, muszę wreszcie zatrzasnąć tamte drzwi, byśmy mogli normalnie żyć. Bez nerwów, bez stresu, bez spapranej opinii. Beatko... Czy poczekasz na mnie jeszcze trochę? Proszę...
Przytulił mnie, całował po twarzy. Czułam się dziwnie. Ufałam mu, a jednocześnie ciągle był dla mnie zagadką.
- Maciek...
- Tak?
- Powiedz mi jeszcze jedno... - powiedziałam roztrzęsiona, chciałam wiedzieć o nim już naprawdę wszystko. - Kim jest dla ciebie moja szefowa?
- Marta?
Skinęłam głową.
- To moja starsza siostra. Bardzo ucieszyła się, jak powiedziałem, że spodobała mi się wyjątkowa kobieta. Wreszcie zacząłem żyć. Po zdradzie zupełnie nie potrafiłem się poskładać... A potem zobaczyłem cię kilka razy, jak biegłaś ulicami. Taka smutna, zamyślona, zdołowana... i pociągająca. Dowiedziałem się, że pracujesz u Marty... A jak przewróciłaś się, to po prostu nie potrafiłem opanować się, by ci nie pomóc. Przeszkadza ci to, że pracujesz u mojej siostry?
- Nie. I poczekam na ciebie. Bo myślę, że warto.
Spojrzał na mnie z wdzięcznością, a potem ubrał się i wyszedł.
- Zależy mi na tobie Beatko. Jesteś kimś wyjątkowym w moim życiu - powiedział jeszcze w drzwiach. - Wrócę do ciebie, jak tylko zamknę za sobą przeszłość. Żebyśmy mogli zacząć wszystko tak, jak należy.
- Wiem - szepnęłam tylko, zamykając drzwi.
Nie wszystko toczyło się tak, jak chciałam. Ale mogłam z uśmiechem popatrzeć za oddalającym się mężczyzną i ze swobodą stwierdzić, że Maciek, ten wysoki, przystojny mężczyzna, który wkradł się niepostrzeżenie w moje życie, to naprawdę fajny facet.

Opublikowano

Niby to już było setki razy, ale przeczytałam z zainteresowaniem. Pewnie dlatego, że dużym atutem tego opowiadania jest język i prawidłowe łączenia zdań. Bohaterowie są realistyczni, chociaż ta scena z wpadaniem sobie w ramiona, wydaje mi się jakby przerysowana z jakiegoś dennego romansidła. Od strony technicznej, jak już wcześniej zaznaczyłam, napisane poprawnie (zgodnie z graficzną oceną - b. dobry).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Gerber

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja się na wsi wychowałam więc stąd wiem @Alicja_Wysocka dziękuję za tak długi i mądry komentarz  My kobiety bardzo często musimy udawać kogoś kim nie jesteśmy aby zadowolić osoby bliskie bądź te które nieustannie czegoś od nas oczekują  Bardzo męczące jest to na dłuższą metę  Pozdrawiam serdecznie @Natuskaa to prawda  Myślę że w każdej kobiece można znaleźć chociaż odrobinę tych nie zdecydowanym Ani  Pozdrawiam i dziękuję za komentarz
    • Dziś gwiazdy na niebie jak twoje źrenice świecą nieco jaśniej, zbiera się na burze. Czuję, jakbym znał cię całe swoje życie, całą wieczność wspomnień, choć może i dłużej.   Pierwszy raz twe oczy (choć pamięć nie sięga) widziałem gdzieś z hakiem czterysta lat temu. Wtedy to złączyła nas cicha przysięga - nie pamiętam treści, nie wiem jak i czemu.   Lecz nocy tej jakby wszystko zapłonęło: we mnie, w tobie, wokół - w jedno arcydzieło.   Może byłem jednym z turyńskich żołnierzy, ty zaś posadzoną na stosie skazaną. Spełniałem rozkazy, by mieć za co przeżyć, a ty czarowałaś - tak mi powiadano.   Gdy stanęłaś w ogniu obróciłaś głowę i spojrzałem wtedy prosto w twoje oczy. Wrzask spod twoich powiek odebrał mi mowę, bezgłos twego gardła ciepłe łzy wytoczył.   Kiedyś cię odnajdę - szeptałem do nieba - nawet w przyszłym życiu, gdy zajdzie potrzeba.   Po wieku czekania zmieniło się wszystko i w innym nas miejscu osadziły dzieje. Byłaś wtedy piękną rosyjską księżniczką, ja - klepiącym biedę moskiewskim złodziejem.   Spotkaliśmy się gdzieś pos murami Kremla i po styku spojrzeń poszłaś w swoją stronę. Księżnej nie przystoi miłość potajemna, mezalians odpada - i wszystko stracone.   Choć skradłaś mi serce, nie miałem nadziei - żyłaś pośród carów, zaś ja wśród złodziei.   Sto lat później inną baśń nam napisano, choć te same oczy zdobiły nam twarze. Na bruku paryża byłaś kurtyzaną, ja - spragnionym uczuć marsylskim pisarzem.   Nasza pieśń miłości trwała aż do rana, przez noc - jakby wieczność - od cienia wieczora. Ja byłem za głupi, a ty zbyt zmieszana. Pomyślałem z żalem: to jeszcze nie pora.   Moje marne serce zapłonęło wierszem. Żyliśmy noc jedną - nie mogliśmy więcej.   Tuż po Wielkiej Wojnie w lwowskim kabarecie ja pisałem teksty, ty grałaś na scenie. Rzucałaś spojrzenia skromnemu poecie, byłaś inspiracją, twórczym odkupieniem.   Przyszła wojna nowa - by zakończyć wszystkie, skryłem się w Warszawie, ty - gdzieś za granicą. Minęło powstanie - jednym krótkim błyskiem znalazłem się między gruzem a ulicą.   Lecz kiedy Warszawa w płomieniach już stała wspomniałem piosenkę, którą mi śpiewałaś.   Reszta jest już pewna - cała aż do teraz, lecz przyszłość wciąż płonie nadzieją karmiona, bo choć na tę chwilę tęsknota doskwiera, przeznaczenie żyje w istnień milijonach.   A każde rozstanie jest tylko chwilowe - spotkamy się znowu, może w innych ciałach, bo moja część duszy zna twoją połowę, i tysiące razy już ją pokochała.   Bowiem miłość nie zna czasu i tęsknoty - kocham cię na wieczność przez wszystkie żywoty.
    • @Nata_KrukOtóż to :) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • byłaś chwilę a wieczność jakby w nas i w słowach a czyny tylko mitem bo czas zdanie swoje miał
    • @LeszczymMasz luz, który podziwiam, ale nie machaj na oślep ( żeby nie było, to nie krytyka) :)) tak mi się machanie skojarzyło:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...