Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Powiedział Ferhat


Ana Suzet

Rekomendowane odpowiedzi

- Mieszkałem w Nowym Yorku piętnaście lat, to chyba trochę za długo.....zmęczyło mnie to. Moja żona zadzierała nosa, zresztą wszystkie one takie są – american plastic – Odwoziłem kiedyś do hotelu piosenkarkę, chyba nikt by jej zaczepił na ulicy, nie była podobna do siebie, czy już nie wiem do kogo....- mówiąc to zmasakrowanym ze zmęczenia, niezwykłym jak na tę porę turystkom „niewiadomoskąd” popatrzył na tamtych trochę z góry, kiedy przechodzili cicho korytarzem, zawsze tacy sami, w ich krępych sylwetkach widać było lęk. To nie była postawa dumnych wezyrów, tylko małomównych świadków, tego co dziś z ulicy przeniosło się do eleganckich wnętrz hotelowych klubów i restauracji. Pilnowali interesu przy drzwiach, jak dobermany. Widzieli stąd całą ulicę, mroczne prostytutki, chwiejnym krokiem przetykające ciemność dzielnicy, widzieli nie podporządkowanych lumpów, którym nie zależało na niczym poza cygaretem, a im nie zależało skąd lumpy je wezmą, widzieli spóźnione Amerykanki i podstarzałe Niemki wracające z nocnych łowów , orientalnym temperamentem zwabione na tani seks, widzieli równo przystrzyżone głowy europejskich biznesmenów, w których twarzach nie znajdowali niczego, poza odbiciem ich laptopów..... i pili z nieprzerwanym spokojem czaj podawany przez ubrudzonego starością lokaja o angielskich manierach.
- Ech tam, nie rozumiała mnie nigdy, nawet nie wiem dlaczego, nie była zła, nie mogłem tam żyć, nie mogę dziś powiedzieć czy ja ją zostawiłem, czy ona mnie- zamyślił się trochę.
W sinych wodach zatoki statki niemal obijały się burtami, niemiłosierny tłok na morzu i na ulicach maskowały bezlitosne jak na tę porę kłęby mgły i nawet ci, których rozlazłe ciała spoczywały na miękkich otomanach w holu- dobermany winne ujarzmienia hałaśliwej niegdyś ulicy pełnej imigrantów- bez ruchu wpatrywali się gdzieś bardzo głęboko przed siebie, nawet chłód wdzierający się za każdym gościem z mokrej ulicy nie robił na nikim wrażenia. Lokaj nieustannie roznosił czaj, poruszając się między kanapami, fotelami o szerokich oparciach niczym maszyna, nie pytając już nikogo czy reflektuje na filiżankę. Wszystko trwało w nieustającej podróży codzienności, do chwili, kiedy weszły wnosząc wilgoć ze sobą i stanęły na środku holu przez chwilę, kierując się zaraz w stronę recepcji.
Poderwał się, poprawił wyuczonym gestem marynarkę, dotknął ręką zimnego czoła i choć nie pytał, już wiedział, kim są. Potem czekał, kiedy zejdą pierwszy raz i siądą na fotelu.
Tak stało się niedługo.
- To nie było tak jak myślisz – patrzył w jej oczy porównując je przez moment z oczami swej drugiej żony ze zdjęcia, które zaraz im pokaże.
- To co stało się tam kilka lat temu to sprawka garstki polityków, ustawiającej pionki na polu. Cały świat zapatrzony w tragedię nie widział rzeczy oczywistych, to lobby, które zmusiło świat, by obrócił się przeciwko nam. Gdyby nie tamto wydarzenie, zginęłoby pięć razy więcej ludzi, wszystko rozsypywało się już po kawałku, byłem tam widziałem popękane ściany, stalowe konstrukcje gięły się, nie utrzymując już ciężaru sufitów, chwiały się na wietrze to w jedną, to w drugą stronę, tego nikt nie chciał zauważyć. Nie, nie zaprzeczaj – znów popatrzył jej w oczy – Media kłamią.....W grę idą pieniądze....Mówię ci, zginęło 6 tysięcy ludzi, codziennie pracowało w tych budynkach pięć razy więcej. Co ty mówisz......nie zabili!!!- ONI URATOWALI TYCH, KTÓRYCH TAM O 9.00 JESZCZE NIE BYŁO -...URATOWALI? WŁAŚNIE- DOBRZE MÓWISZ- W IMIĘ ALLAHA.
- Wiesz, na szczęście Allah każe nam podróżować......na szczęście...- Popatrzył przed siebie na znów zatłoczoną ulicę Stambułu, po której tu podróżowali w żółtych taksówkach Europejczycy i Amerykanie, pędząc do Błękitnego Meczetu by oddać podziw ekstatycznej cudowności mozaikom i podniebnej kopule, którą dotykały każde oczy- zza oceanu i te znad Morza Marmara.
- Od oczu.....daleko do nienawiści – powiedziała, nie patrząc na Fehrata. Podniosła się pospiesznie z fotela, poruszając warujące dobermany, które wzrokiem doprowadziły ją do taksówki. Po chwili przyglądała się mozaikom ludzkich oczu, a każde z nich barwiły witraże Meczetu na zielono, niebiesko, żółto.....gdzieś pozostały myśli, część wzbiło się ponad kopułę , część powędrowała do Sears Tower, część eksplodowała nad Niagarą, wzbiły się chmurą na Waikiki i wysuszyły ledwie wijącą się Colorado w Utah. Wędrując dalej trafiły do któregoś samolotu......bo podróżować warto choćby one way niekoniecznie mając błękitne światło witraży w oczach.
- Czy ten samolot leci do Mekki ?– wróciła z takim pytaniem. Poza dobermanami pilnującymi tylko interesów wszyscy zawiesili uśmiech.
- Do TWOJEJ Mekki?......- zapytał Fehrat.
Blondynkom wszyscy wybaczą – dodał. I posłał wokół dystyngowane ukłony- na cztery strony świata.
Jeszcze na cztery.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...