Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tajemniczy jegomość


Tali Maciej

Rekomendowane odpowiedzi

.
przyjaciele są jak ciche anioły
które podnoszą nas
kiedy nasze skrzydła
zapomniały jak latać...




Był piątek najgorszy dzień w szkole, zaczynaliśmy zajęcia w późnych godzinach popołudniowych a kończyliśmy tuż przed zachodem słońca.
Dźwięk dzwonka, ukojenie dla uszu umysłu i duszy, nadszedł upragniony odpoczynek, po ciężkim tygodniu. Szedłem szybkim krokiem, prawie biegłem do domu z myślą położenia się do łóżeczka, wtulenia główki w poduszki i przykrycia się cieplutką kołdrą. Na niebie było czerwono od zachodzącego słońca, z poza chmur pojedyncze promienie malowały bajeczny krajobraz. Kończyła się złota jesień i nieubłagalnie zbliżała się sroga zima, wszystkie drzewa zaczęły zrzucać szatę kolorowych liści, stając się nagie. Czasami a zwłaszcza gdy robiło się już całkiem ciemno, te gołe gałęzie wyglądały strasznie, niczym potworne upiory. Dobiegłem do domu, nic nie jedząc padłem do łóżka i zasnąłem. Następnego ranka doznałem dziwnego złudzenia, leżąc w łóżku patrzyłem przez okno na świat.....i wydawało mi się ,że wszystko jest białe. (Czyżbym stracił możność dostrzegania barw?) A może napadał przez noc śnieg? Podszedłem bliżej do okna, przeraziłem się nie było ani grama białego puchu, tylko gęsta mgła, która przysłaniała świat białym kożuchem, w magiczny sposób odcinając od rzeczywistości. Stałem tak w oknie rozkoszując się tym niesamowitym widokiem.-i w pewnym momencie poczułem się wywyższony ,że niby jestem w wielkiej zamkowej wieży, która przecina niebo wychylając się ponad chmury, czułem że niebo jest tuż- tuż i że moje krzyki będą wysłuchane przez anioły......
Wszedłem na dach kamienicy wrażenie było niesamowite, czułem jak bym był na tratwie gdzieś na jakimś gigantycznym bagnie, gdzie opary unoszą się z każdej strony. Usiadłem.....
Wtem, przede mną z chmury mgły wyleciała niezliczona ilość kruczoczarnych ptaków, były ich setki, tysiące. Ogarnęło mnie przerażenie, na skórze pojawiła się gęsia skórka, ślina stanęła mi w gardle. Trzepot skrzydeł tworzył straszny zamęt, w mej głowie panował chaos Niesamowicie ptaki wyłaniały się przede mną jakieś trzy długości ręki i od razu znikały gdzieś w otchłani. Trzask, usłyszałem uderzenie, gdy się odwróciłem zauważyłem wielkiego ptaka, był cały czarny, stał w miejscu i obserwował mnie swoimi wielkimi trupimi oczami, które na tle czarnych piór były prawie niewidoczne. Minęła chwila po której znikneły wszystkie te ptaki, jeszcze tylko niektóre niedobitki leciały pojedynczo lub parami tak, że nastała błoga cisza. Czarny demon zaczął się chaotycznie rozglądać i machać nerwowo skrzydłami, chciał odlecieć ,lecz jakaś zła moc nie pozwalała mu się wzbić w powietrze. Wielka plama...... czarny demon stał cały umoczony w kałuży krwi, swojej krwi, która wypływała z prawego złamanego skrzydła. Z jego rozcapierzonego dzioba wydostał się okropny skrzek, niczym odgłos zarzynanej świni. Który uzmysłowił mi, że on woła w rozpaczy o pomoc, że jest bezsilny, że nie da sobie rady. Nie wiedziałem co zrobić, chciałem mu jakoś pomóc. Ptak małymi podskokami przemieścił się w stronę krawędzi dachu zostawiając za sobą malutkie plamki krwi. Rozłożył skrzydła, spojrzał w niebiosa i przechylił się w przód
-Nieeeee
Gdy podbiegłem, jego już nie było widać, zniknął w otchłani zapomnienia...

....A kiedy od północy jęły wichry zrywać
Wszystkie wędrowne ptaki zaczęły odlatywać
Codziennie z pól wymarłych zrywały się o świcie
Codziennie nowym kluczem ginęły gdzieś w błękicie

Jeden się tylko został na polu chory ptak
Oczyma tęsknie mierzył przebytej drogi szlak
Podnosił smutnie głowę skrzydłami w ziemie bił
Z towarzyszami lecieć nieborak nie miał sił

A kiedy na ugory spał w nocy pierwszy śnieg
Lazurowego morza jemu się przyśnił brzeg
Jęły go z sobą wołać tęsknoty szumem fal
Aż wreszcie nie wytrzymał i poszybował w dal

I spadły zawieruchy na wędrownego ptaka
I jęły mrozem szczypać i kąsać nieboraka
Wiatr skłębił śnieżne puchy i wstał i chce zasypać
Śniegiem chorego ptaka......

Zabłąkał się od stada sam nie wie dokąd leci
Jeszcze nie szumi morze jeszcze słońce nie świeci
Wiatr huczy i śnieg pada, a jemu śnią się zorze
Konając w słońce leci

Jakie cię wiodą zorze biedny wędrowny ptaku
Że giniesz śród zamieci na tym północnym szlaku
Tu dziko szumi morze u słońce trupio świeci
Biedny wędrowny ptaku

Wołają mnie tęsknice dalekim szumem fal
Woła mnie z tych bezdroży bezdomny jakiś żal
Rozstąpcie się śnieżyce! Ja lecę w sen o zorzy
Ja lecę w szumy fal!

Hej, ścielą wichry ścielą ptaki biały grób
Niepokalaną bielą skostniały kryją trup......



c.d.n.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

witaj bracie!!! część poetycka na wysokim poziomie. Czytając tekst poczułem się niczym Szymon Winrych z "Rozdziobią nas kruki, wrony..." Żeromskiego - ten klimat - zima, groza, ptaki (ten czarny to kruk?). Spróbuj następnym razem połączyć 3 w 1 (proza, poezja i dramat). Może też warto zebrać kilka osób i stworzyć jakieś wspólne opowiadanie? Ja jestem za:) Trzymaj się!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najlepsza Twoja rzecz, jaką miałem możliwość czytać. Nawet niewiele błędów, co czyniłeś bardzo często. Tak jak stwierdził kolega, poetyckość na dobrym poziomie, tylko po co tezdrobnienia poduszeczka, łóżeczko, nasilone w jednym zdaniu. Zmień to.
Generalnie nieźle Ci to wyszło tymrazem ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...