Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapytaj mnie proszę..., cz. IV


Barbara_Pięta

Rekomendowane odpowiedzi

Misiek zacisnął usta, a jego czoło pokryły dwie głębokie, pionowe bruzdy.
- Wycofaj się z tego, dobrze ci radzę – przekonywał mnie, gdy opowiedziałam mu o rozmowie z Kleczkowskim – Wyczuwam tu jakiś podstęp.
W myślach przyznawałam mu całkowitą rację.
- Nie mam zielonego pojęcia, co robić... – rozłożyłam bezradnie ręce. Zaczęłam krążyć po kuchni. Wreszcie, powstrzymując tę błędną, podszytą strachem dreptaninę, oparłam dłonie o parapet, pozostając w chwilowym bezruchu – cholernie dziwna sprawa – dodałam obserwując życie tętniące za oknem. Dwie otyłe kobiety siedziały na ławeczce przy placu zabaw i żywo o czymś dyskutowały. Wychudzony pies z nosem prawie przyklejonym do ziemi zbliżył się do kosza na śmieci. Podniósł łapę i zaznaczył swoje terytorium. Kobieta z wózkiem pokręciła głową z dezaprobatą i spoglądając z niepokojem na zwierzę zaczęła przywoływać dziecko bawiące się w piaskownicy – minęło przecież czternaście lat – odwróciłam się w stronę Michała, zostawiając cały ten kram za oknem.
- Właśnie. Dlatego wolałbym, żebyś nie jechała. Nie wiem... wymyśl coś – namawiał mnie do zmiany decyzji.
- Heh – mruknęłam z powątpiewaniem – myślisz, że to coś da? Wątpię – byłam pewna, że ludzie zaangażowani w tę sprawę, tak łatwo nie zrezygnują.
- Sam już nie wiem. Rób, jak chcesz – Michał był wyraźnie zawiedziony – chyba, że... – w jego głosie pojawiła się nadzieja - ...pojedziemy razem? – pytanie zawisło w przestrzeni. Czułam się w obowiązku natychmiast zerwać ten ciężki owoc, pod którym uginała się gałąź oczekiwania.
- Bardzo chętnie, jeśli ci to nie sprawi kłopotu.
Odetchnął głęboko, uwalniając płuca z nadmiaru powietrza.
- Kłopotu? – zdziwił się – absolutnie. O której jesteście umówieni?
- O czternastej.
- Świetnie. Wystarczy więc, jeśli wyruszymy w południe. Będę punkt dwunasta. – oznajmił. Jego twarz promieniała. Nie mogłam się nadziwić, że tak szybko potrafi zmieniać nastrój. Wstał i zaczął zbierać się do wyjścia.
- Będę już leciał. Mam jeszcze trochę zaległej roboty. Do zobaczenia jutro – podszedł bardzo blisko i nachylił się, ja jednak gwałtownie się odsunęłam. Nie musiałam nic mówić. Zrozumiał. Podał mi tylko rękę, uśmiechnął się smutno i wyszedł.
Zatrzasnęłam zasuwę i wróciłam do kuchni. Ogarnęłam całość wzrokiem i trochę zmarkotniałam. Na stole i w zlewie panował nieopisany bałagan. Podłoga wręcz kleiła się od brudu. „Nie ma rady – najpierw zmywanko” – pomyślałam, wrzucając gary pod wodę. Kończyłam myć podłogę, kiedy wróciła mama. Opowiedziałam jej w skrócie o nieoczekiwanej wizycie Michała. Wspomniałam też o jutrzejszym wyjeździe, zatajając jednak cel naszej podróży. Nie chciałam jej martwić. Zapytałam tylko, czy mama zgodzi się zaopiekować w tym czasie dziewczynami. Z ochotą przystała na moją prośbę, myśląc zapewne, że wybieram się na dłuższą randkę. Wiedziałam, że życzy mi jak najlepiej.

*

Do biura detektywa dojechaliśmy przed czternastą. Firma mieściła się w trzypiętrowej, masywnej, lecz trochę zaniedbanej kamienicy. Domofon był uszkodzony, o czym uprzejmie zawiadamiała karteczka umieszczona w szklanej gablocie.
Weszliśmy na górę. Michał wdusił przycisk dzwonka wyzierającego ze środka ozdobnej, drewnianej obudowy. Usłyszeliśmy przeciągły dźwięk, a raczej świst imitujący ptasi świergot. Zza drzwi dobiegł szelest, zaraz potem szczęk odsuwanej zasuwy. W drzwiach ujrzeliśmy drobną kobietę w bliżej nieokreślonym wieku.
- Tak? – obrzuciła nas pytającym spojrzeniem.
- Dzień dobry. Magdalena Wrzesień – przedstawiłam się, przybierając uprzejmy ton – ja do pana Kleczkowskiego. Byliśmy umówieni.
- Ach, tak. Witam panią – spojrzała wymownie na Michała.
- Ten pan jest ze mną – wyjaśniłam pośpiesznie.
- Rozumiem – uśmiechnęła się – proszę wejść.
Znaleźliśmy się w dość obszernym, wyłożonym mahoniową boazerią przedpokoju. Spełniał on również rolę poczekalni – bezpośrednio pod drzwiami gabinetu ustawiono kilka krzeseł i mały, okrągły stolik, na którym piętrzył się stosik równiutko poukładanych, kolorowych magazynów.
- Proszę, niech państwo usiądą – wskazała miejsca przy stoliku. Złożyła wypielęgnowane dłonie – pan Kleczkowski jest już w drodze. Czy napiją się państwo czegoś?
- Poproszę kawę – miałam nadzieję, że kofeina postawi mnie na nogi. Nie czułam się najlepiej.
- Dla mnie herbatka – odezwał się Michał – koniecznie z mleczkiem – zaakcentował.
Sekretarka zniknęła za drzwiami. Michał sięgnął po jedno z czasopism i zatopił się w lekturze. Założyłam nogę na nogę i kiwając rytmicznie stopą, rozejrzałam się wokoło. Zaczęłam badać strukturę boazeryjnych listew, zastanawiając się, kim tak naprawdę jest detektyw Kleczkowski i co wiąże go ze sprawą mojego ojca. Szczęk filiżanek wyrwał mnie z tego stanu. Wciągnęłam aromat świeżo zaparzonej kawy. Michał odłożył gazetę i zatopił dwie czubate łyżeczki cukru na dnie delikatnego naczynka, wypełnionego gorącym napojem. Energicznie zamieszał. Lubiłam to charakterystyczne dzwonienie, podświadomie kojarząc je z jakimiś bardzo przyjemnymi przeżyciami. Misiek spojrzał na zegarek.
- Piętnaście po drugiej – uniósł brwi – mam nadzieję, że się wyrobi.
Odwróciłam się i zaczęłam studiować tabliczkę wiszącą na drzwiach.


BIURO DETEKTYWISTYCZNE
Kleczkowski&Wittoch
GODZINY PRZYJĘĆ
Od 10” do 20”
NIEDZIELE – NIECZYNNE

- Sugerujesz, że możemy tu tkwić do dwudziestej? – przeraziłam się.
- Nie, niee – energicznie zaprzeczył - odnoszę wrażenie, że to poważny gość – rozejrzał się wymownie – ma porządne biuro.
- Phi – parsknęłam – trzepie kasę ze zleceń, więc na brak forsy nie narzeka. Tego typu usługi są bardzo drogie.
- Fakt – Michał przyznał mi rację.
- No – kiwnęłam głową – wiem coś na ten temat, bo sama pracowałam kiedyś w takim biurze.
Misiek zakrztusił się herbatą. Wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Co? – zapytałam z miną niewiniątka.
- Eee... zaskoczyłaś mnie – wymamrotał, wgapiając się we mnie, jak sroka w gnat – długo tam pracowałaś?
- Prawie dwa lata – trochę minęłam się z prawdą, nie miałam jednak zamiaru rozwijać tego tematu – fajnie było, ale się skończyło. Nie ma o czym gadać – machnęłam lekceważąco ręką.
W gabinecie zabrzęczał dzwonek telefonu. Stukot obcasów dobiegający zza ściany, przeniósł się do drugiego pomieszczenia. Próbowałam wsłuchać się w rozmowę. Bezskutecznie. Zniecierpliwiona już miałam zaproponować Michałowi krótki spacer po mieście, kiedy z trzaskiem otwarły się drzwi gabinetu. Blada, jak kreda sekretarka wtoczyła się do przedpokoju. Bezwładne ciało runęło na podłogę.
- Jasna cholera! – zaklął Michał i zaczął energicznie cucić kobietę.
- Zadzwonię po karetkę – wystukałam numer pogotowia.
Kobieta powoli odzyskiwała przytomność. Kiedy jednak powiodła wzrokiem po naszych twarzach, jakaś straszna rzecz, którą zapewne usłyszała niedawno, dotarła do jej świadomości. Wyszeptała z trudem łapiąc oddech:
- P...pan Kleczkowski nie żyje. Jego samochód wyleciał w powietrze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, panie Don Cornellos - jeśli znajdę jakiś błąd ortograficzny to zwracam uwagę, natomiast w innych kwestiach jestem raczej ostrożna. Przyznam szczerze, że czytam teksty zamieszczone na tym forum również w celach edukacyjnych. Jest taka mnogość stylów, że naprawdę można wyłowić wiele interesujących rzeczy dla siebie.
Bardzo dziękuję za odwiedziny w moich skromnych progach i pozytywny komentarz. Wydaje mi się jednak, że mój koń chyba jeszcze trochę wierzga ;-). Kłaniam się :-)/B.

Veggo - strasznie się cieszę, że dalej intryguje :-))). Stokrotne dzięki za znalezienie literówki (a to skubana, przemknęła cichaczem ;-)). Pozdrawiam ciągle jeszcze słoneczną jesienią/B.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Wydaje mi się jednak, że mój koń chyba jeszcze trochę wierzga" - Tak mówi prawdziwy artysta!

Mówi Pani, że dziękuje za wejście w jej skromne progi. Nie dość tego, jest tu jeszcze po to by się uczyć. Dlaczego inni nie mają tyle pokory? Szczerze przyznam, że niektóre odpowiedzi autorów tekstów na moje komentarze przyprawiają mnie do szału. Za nic w świecie nie chcą przyznać się do oczywistych błędów. (Właśnie przed chwilą jedna z autorek doprowadziła mnie do takiego szału)
Jak ktoś może zostać pisarzem, skoro nie ma w nim minimalnych pokładów szczerości i uczciwości?
Ja przepraszam, że się tutaj wyżalam, bardzo przepraszam, ale podejrzewam, że Pani mnie rozumie. - No dobra, już idę. Dobranoc :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

fragment ze zdarzeniami za oknem jest wyliczanką (mogę się mylić), warto zmienić, bo reeszta tekstu jest nieskazitelna.

nie wiesz jak bardzo uradowało mnie zakończenie, ach cóż za przeżycie, nie myślałem, że ktoś mnie jeszcze zaskoczy na tym forum! Tobie się udało, gratuluję :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Don Cornellos - ja też czasem mam ochotę się wyżalić. To całkiem naturalne. Pozdrawiam raz jeszcze/B.

Jay Jay-u - pomyślę nad tą wyliczanką. To taki opis, jakby mała odskocznia od rzeczy dziejących się w środku. Może nie do końca wyszło tak jak być powinno.
Cieszę się, że zaskoczyłam, bo to chyba Twoja specjalność, co Mistrzu? Okręcasz czytelników wokół własnej osi i znienacka częstujesz takimi kąskami, że palce lizać :-)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym dorzucić tu kilka swoich słów. Poza tym że tekst jest bardzo dobry, to dzięki że nie kończy się okropnym i ckliwym machaniem rączki i całusami. Strasznie mnie to drażni.
A tu proszę. niespodzianka ; )
Nasuwa mi się tylko jedno pytanie – co będzie dalej.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze raz Wita Don Cornellos. Pani Basiu kiedy przeczytała Pani mój tekst, napisała w komentarzu, że udało mi się zakręcić - tyle, że ja nie rozumiem - co Pani miała na myśli, czy to samo co inni komentatorzy? - Co ja mam przez to rozumieć? - Że jest do kitu. Bo w sumie nie chodziło mi tylko o to, żeby zakręcić tak czytelnikiem - by nic z tego nie zrozumiał?
Nie wiem, czy zbytnio nie narzucam się ze swoją prośbą - ale prosiłbym o szczerą odpowiedź.
Jeśli mogłaby Pani poświęcić mi jeszcze trochę czasu analizując tekst - byłbym bardzo wdzięczny. Chcę znać prawdę, czy tekst mam przerabiać całkowicie, czy tylko wyrzucić pewne fragmenty - a jeśli , to które?
Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...