Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nazywam się Britney…


Piotr Rowicki

Rekomendowane odpowiedzi

Kiedy poszłam do tego zasranego urzędu i powiedziałam, że chcę zmienić imię, jędza która tam siedziała spojrzała na mnie jak na zepsute powietrze i zapytała.
-A jakie masz teraz?
-Sylwia.
-No to idź dziecko do domu, to jest bardzo ładne imię.
-Mi się nie podoba.
-Trudno. Miej pretensję do matki.
-Nie żyje.
-A czy to moja wina?
Jędza przestała patrzeć. Odwróciła się do mnie plecami, jakbym znikła. Chrząknęłam.
-Chcę zmienić imię.
Żadnej reakcji.
-Powiedziano mi, że mogę to tutaj załatwić.
Jędza odwróciła się.
-To źle ci powiedziano. Normalnych imion się nie zmienia, bo i po co? Jakbyś się nazywała Syrena albo Syrakuza to mogłabyś sobie zmienić. Na Sylwię. Takie są przepisy.
-Wiem jakie są przepisy…
-Wydaje ci się. Dziecko ja tu pracuję dwadzieścia lat, a tu przychodzisz i mnie pouczasz? Zastanów się. Gdzie twoja kultura?
-Dwadzieścia lat za długo. Chcę rozmawiać z pani przełożonym.
-Nie strasz mnie! – jędza poczerwieniała. – Na jakie chcesz zmienić?
-Na Britney.
-Nie ma takiego imienia. Tak możesz nazwać swojego psa, albo kotka.
Po tych słowach wydarzyło się coś, czego bardzo żałowałam. Rzuciłam się na nią. Zupełnie przestałam się kontrolować. Jak na zwolnionym filmie oglądałam jej podrapaną do krwi twarz. Słyszałam jakieś głosy, krzyki. Ktoś mnie odciągnął, pojawiła się policja. Dostałam wyrok w zawieszeniu. Dodatkowo musiałam odpracować trzydzieści godzin w pojebanym ośrodku dla ślepych i innych takich. Całe szczęście, że wyszła nowa płyta Britney i że mogłam słuchać discmana. Któregoś razu wracając z ośrodka zaszłam do urzędu. Babka ta sama, z początku mnie nie poznała. Dopiero jak powiedziałam co mnie sprowadza, zbladła, zaczęła się rozglądać na boki.
-Znów tu przyszłaś?
-Tak. Nie wolno?
-Wolno. Normalnym wolno.
-Jestem normalna. Chcę tylko się nazywać Britney.
-Dobrze. Złóż podanie. Będziesz musiała zmienić dowód i wszystkie inne dokumenty.
-To nie wszystko.
-Nie rozumiem.
-Moje nazwisko.
-A co z nim?
-Przestało mi się podobać.
-Chcesz je zmienić.
-Tak.
-Na jakie?
-Na Spears.
-Spirs? A co to w ogóle znaczy. Czy to nie jakieś świństwo?
Znów miałam ochotę jej jebnąć, ale byłam po psychoterapii, powstrzymałam się.
-Chcę się nazywać Britney Spears, czy to do pani dotarło.
Kobieta machnęła ręką. Po miesiącu odebrałam nowy dowód. Britney zaczęła przynosić mi szczęście. Znalazłam pracę. W motelu za miastem. Jeszcze nigdy nie dostawałam tak wiele, za tak niewiele, od tak licznych. Wystarczyło leżeć z rozłożonymi nogami. W ciągu jednej nocy zarabiałam tyle, ile moja świętej pamięci matka przez miesiąc. Odkładałam każdy grosz. Brałam najgorszych klientów, brudasów, starych dziadów śmierdzących jak capy, godziłam się na wszystko. Po trzech miesiącach powiedziałam szefowej, że muszę zrobić sobie przerwę. Wróciłam z silikonowymi wkładkami, w rozmiarze Britney. Na urlopie zrobiłam sobie włosy na „hit me baby one more time”, o ubrania nie musiałam się martwić. Od kilku lat nosiłam wyłącznie to co ona. Miałam wełniane staniki, różowe i białe. Czerwony, obcisły kostium identyczny jak w „Ooops, I did it again”. Miałam wszystko i ciągle mi czegoś brakowało.
Kiedy pewnego dnia przeczytałam w „Naj” o doktor Marii Siemionow, zrozumiałam, że do szczęścia brakowało mi tylko jednego – twarzy. Trochę rozczarował mnie fakt, że twarze pobierano od zmarłych, ale postanowiłam się nie poddawać. Pracowałam na dwie zmiany. Dzień mylił mi się z nocą. Nie odróżniałam sufitu od nieba. Minęło kilka miesięcy. Pojechałam do Cleveland z koleżanką. Szybko znalazłyśmy pracę w swojej branży. Próbowałam skontaktować się z doktor Siemionow, ale to nie było łatwe. Amerykanie zwariowali na punkcie przeszczepu twarzy. Wreszcie po czterech miesiącach udało mi się. Czułam, że moje wielkie marzenie niedługo się spełni. Spełniło się. Nazywam się Britney, Britney Spears.


Fragment artykułu z Music Magazine: „Tajemnicze zniknięcie Britney Spears, którym emocjonował się cały świat okazało się kolejnym trikiem speców od marketingu. Nowa Britney, niczym się nie różni od starej, a pomysł, żeby mówiła z polskim akcent jest idiotyczny.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no widzisz jaki bystry jestem. pewnie jestes pod wielkim wrażeniem. bo ja bym byl na twoim miejscu. a tak w ogole to trzeba cie obrazic , żebyś wydał z siebie głos? glos nie zwiazany z promocja ksiażki? uaktywniles sie mistrzu, jak wydales knige, czyzby moneta byla najwazniejsza?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...