Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ojciec wdział na grzbiet swój najlepszy garnitur i pognał ku miejscom rozkoszy. A miał na uwadze taką jedną... Rezydowała stosunkowo niedaleko, ale my trwożylim się trochu o jego kondycję, i nie tylko. Ostatnio, jak szanowny ojczulek zaszalał tośmy musieli, kurka wodna pół Ośmiornicy wywalić na bruk. W takie nas tarapaty finansowe wpędził, skubaniec jeden. No ale dobrze już dobrze - ludzi starej daty trzeba szanować, jak kiedyś ktoś bardzo mądry powiedział. W końcu to nasz rodziciel, chlebodawca i przyjaciel w jednej osobie, tak też traktować go będziem z należytom czciom, bez względu na pcie.
Jednakowoż mielim na uwadze niepohamowane chuć naszego wielce szanownego Rodziciela i postanowilim zorganizować te... inwigilacje. Obstawilim wprzódy po jednym przypakowanym gorylu każdom brame w Wiadomym Obiekcie. P. o. Ojca Chrzestnego zarządził również wysłanie na zwiady kilku szaraczków szkolonych w sztuce kamuflażu w oddziałach "Kic-komando-długie uszy". Mając przeświadczenie, żeśmy uczynili wszystko co w naszej mocy, zaprzęgając te pięć macek ukochanej Ośmiornicy, które pozostały - moglim być spokojne, a sny nasze jawić się mieli, jako wielkie pasmo błogiej szczęśliwosci.
Sprawa była jednak wielce skomplikowana. Zaskoczenie, jakiego doświadczyła nasza wysoce zorganizowana społeczność było dla nas tak potworne, iż macki do tej pory trzymającego się nieźle Mocarstwa, odrobinkie jakby przywiędli i powłóczyli w niemocy jedna za drugom. Odbyć trza było naradę, i to błyskawicznie.
Zebralim się tedy do kupy i dali radzić. Zgodne byli nasze tęgie głowy co do jednego, a mianowicie: Dziadka wysłać na emeryturę, w trybie przyspieszonym (mielim takie różne awaryjne paragrafy, riegulaminy wewnętrzne i takie tam...). Ciężka to była skorupa do zgniecenia, mając na uwadze nasze przytłamszone jestestwo.
Co do dalszego ciągu, to dziali się takie rzeczy, że... no ale o tym już w następnym odcinku. Specjaliści od żywienia tyż som zgodni w tem temacie: więcy posiłków w ciągu dnia, ale w mniejszych ilosciach.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...