Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

(http://fakty.interia.pl/londyn/news?inf=648865)

"Widziałem Azjatę wbiegającego do pociągu i ściganego przez trzech funkcjonariuszy policji ubranych po cywilnemu. Jeden z nich miał w ręku broń, wyglądającą jak automat. Pchnęli go na ziemię, przycisnęli i strzelili pięć razy "

Opublikowano

Ludzie.
W taką relację ciężko mi uwierzyć. Przypuszczam, że policja podjęła by najpierw próbę zaaresztowania podejrzanego. Sądzę, iż ten opis jest stanowczo przesadzony.
Należy podejśc do tego z dystansem. Relacja jest niepełna albo przekłamana. Policjanci musieli mieć istotny powód, by tak postąpić.

Opublikowano

wielokrotnie tak się zdarza, że policjanci w Polsce „interweniują” w prywatnych mieszkaniach, czego efektem bywają rozległe obrażenia ciała lokatorów
o co chodzi w tym temacie? Azjaci są prześladowani? może i tak, ale oni przecież nie są niewinni — są Azjatami, a Azjaci są sprawcami zamachów terrorystycznych, więc padają ofiarą obławy na Azjatów-terrorystów
tak jak przechodnie w Londynie padają ofiarą obławy terrorystycznej
a skoro jest wojna, to być może w W.Brytanii stwierdzono, że należy wyszukiwać i niszczyć wroga

Opublikowano

nie dziwmy się, że są przewrażliwieni. cały Londyn sparaliżowany, co chwilę kolejne próby zamachów. ten opis zdarzeń też wydaje mi się przejaskrawiony... spróbujmy spojrzeć na świat oczami brytyjczyków.

pozdrawiam
kal.

Opublikowano

nie wiem czy to mój błąd, czy gdzies po drodze, w każdym razie był zły link, teraz jest prawidłowy (http://fakty.interia.pl/londyn/news?inf=648865 )... skoro kilku świadków to widziało, to raczej nie jest to "przekłamana relacja"

a dlaczego wkleiłem? - niedawno była tu dyskusja o skutkach tej "sterowanej nienawiści"- oto i pierwsze efekty; w rzekomo demokratycznym kraju na oczach tłumu dokonuje się egzekucji - rzuca sie człowieka na ziemię i zabija 5 strzałami ...
bo był terrorystą?? a gdzie dowody gdzie proces? podobno u nas obowiązują prawa człowieka? podobno za ich łamanie husajn był zbrodniarzem...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


teraz bedą mogli, bo przecież nikt im nie udowodni że delikwent nie miał powiązań z terrorystami (on też nie, bo teraz przecież można zabijać)

a o co chodzi w tym temacie? - zastanawiam się czy tylko ja uważam, że to nieciekawa sytuacja, że teraz można już bez przeszkód morodwać ludzi na ulicy
Opublikowano

Nie wierzę, po prostu nie wierzę, aby w Wielkiej Brytanii można było zabić człowieka na ulicy bez procesu i sądu.
Zastrzelony mężczyzna musiał albo w jakiś sposób okazać już podczas pościgu, że jest na tyle niebezpieczny, albo policjanci wpadli w panikę-to tragedia, lecz takie rzeczy jednak mogą się zdarzyć w pracy policyjnej.
Nie można bez przeszkód mordować na ulicy. Nikt nie wydał i nie wyda w Wielkiej Brytanii takiej dyrektywy. Nikt nie uzna tego za akceptowany sposób postępowania.

Opublikowano

klaudiusz, różne wypadki i przypadki są ceną za istnienie służb przymusu, te służby mają prawo użyć siły w uzasadnionych przypadkach i zdarzają się nadużycia tego prawa, nie tylko w wyniku działań antyterrorystycznych, od niepamiętnych czasów dochodziło do sytuacji, w których stróże prawa łamali prawo
no i czego to dowodzi?
takie relacje są natychmiast podchwytywane przez media, które mają gdzieś relacjonowanie wydarzeń, natomiast lubują się w szybkiej informacji, założę się, że gdy sprawa przestanie być „gorąca” nie pofatygują się, aby podać społeczeństwu pełną i rzetelną informację na temat reperkusji tego wydarzenia
ktoś to rozdmuchał w jedną bądź drugą stronę, a mnie się wydaje, że Bobby stracił głowę, nerwy mu puściły i strzelił
jest to smutne, ale się zdarza
pozdr

Opublikowano

vacker, ale mi nie chodziło o naduzycie siły, tylko o to, że teraz pod przykrywką walki z terroryzmem można zrobić dosłownie wszystko, już nie tylko aresztować, inwigilować czy cenzurować, teraz można zabić człowieka na oczach tłumu i powiedzieć po prostu "terroysta"... owszem aparaty przymusu zawsze były zagrożone naduzywaniem władzy, a róznego rodzaju grupy zawsze stały ponad prawem, ale to co się teraz dzieje jest wręcz przerażające... teraz zastraszeni ludzie zgadzają się na wszystko...
przeczytaj:
http://fakty.interia.pl/londyn/news?inf=649214
okazało się że ten człowiek był niewinny - i nawet teraz niek nie poczuwa się do winy, nikt nie zamierza tego wytłumaczyć - czy to jest ta "piękna demokracja" o której mówiłeś kilka dni temu?? (bo jak dla mnie kraj w którym panuje cenzura (zakaz rozpowszechniania terści podżegających do terroryzmu - a jak wiadomo za takie można uznać praktycznie wszystko), inwigilacja, a w końcu można mordować ludzi co do których "istnieje podejrzenie o terroryzm" - na pewno nie jest krajem demokratycznym)

Opublikowano

To wciąż jest państwo prawa. Od dyktatur różni się tym, że będzie w tej sprawie poprowadzone śledztwo. Takie rzeczy nei przechodzą bezkarnie. Z błędu policjantów wynikła tragedia, a teraz ich wina będzie ustalona przez sąd i zostanie wymierzona kara.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



1. Nie chcę tutaj polemizować z intencyjnością wypowiedzi, ale w państwach w których rządzili dyktatorzy śledztwa były na porządku dziennym, tak samo jak osądzanie i karanie winnych:)

2. Starożytny Rzym też był państwem prawa, a ludziom się tam wcale dobrze nie żyło. (ale to tylko taka erystyczna przepychanka - w zasadzie jesteśmy po tej samej stronie:))

3. (juz nie do cytatu) Owszem, wojna z terrozryzmem wpłynie na życie mieszkańców zagrożonych państw negatywnie. Będą musieli oni zrezygnować z niektórych swoich praw i przywilejów (w tym pewności, że strzelający do nich na ulicy policjant będzie mógł się wykpić tym, że "mogli okazać się jednym z Nich), jednak nie dajmy się zwariować. Już pierwszy taki wypadek jest cholernie nagłośniony i jeśli bedzie się coś takiego powtarzało, wyniknie z tego społeczny protest, co znow wywola reakcje politykow, co znowu: zmiany! Najważniejsze, ze nikt nie pozbawi nas prawa głosu i demokracji. Jesli uznamy, że rachunek jaki nam politycy wystawiaja za opor wobec "agresorow" jest nieproporcjonalnie duzy do zagrozenia i wygorowany, zawsze mozemy tych politykow wymienic na takich, ktorzy w miare mozliwosci postaraja sie nas zadowolic. To cholernie proste (i optymistyczne - wiem).

4. moim zdaniem facet zabity przez policjantow byl ostatnia ofiara tego zamachu. w 99% procentach zabil go terrorysta, ktory podłożył bombę.

pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


gdyby zabili go uciekającego, albo po prostu do niego strzelili (pod zarzutem że mogł być zamachowcem samobójcą i musieli go unieszkodliwić zanim odpali ładunek) bylaby całkiem inna sytuacja... ale w tym wypadku złapany i przyciśnięty do ziemi nie stanowił już żadnego zagrożenia (pomijając że żaden policjant nie zbliżałby się do kolesia który mogł mieć na sobie bombę, nie mówiąc już o strzelaniu do niego)...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


gdyby zabili go uciekającego, albo po prostu do niego strzelili (pod zarzutem że mogł być zamachowcem samobójcą i musieli go unieszkodliwić zanim odpali ładunek) bylaby całkiem inna sytuacja... ale w tym wypadku złapany i przyciśnięty do ziemi nie stanowił już żadnego zagrożenia (pomijając że żaden policjant nie zbliżałby się do kolesia który mogł mieć na sobie bombę, nie mówiąc już o strzelaniu do niego)...

jak to sie ma do mojej wypowiedzi? mozesz wyjasnic?
Opublikowano

Problem w tym, iż przeszkolony zamachowiec-samobójca nie byłby unieszkodliwiony po strzale w nogę, wciąż mógłby odpalić ewentualny ładunek-oczywiście można by go było unieszkodliwić w inny sposób, ale to nie jest takie proste.
Nie wyglądało to też tak, że ten człowiek na przykad biegł na pociąg. Policjanci musieli wystosować ostrzeżenie: "stój, bo strzelam", do którego zabity się nie zastosował

Opublikowano

klaudiusz, oczywiście że można zabić człowieka na ulicy, oczywiście, że można to zrobić bezkarnie i takie sytuacje się zdarzają nie tylko w imię walki z terroryzmem, ale też w wyniku wielu innych przyczyn np głupoty
wpadki policyjne są na porządku dziennym w wielu krajach określanych jako demokratyczne
śledztwo będzie na pewno, pytanie czy ono będzie prowadzone jawnie w jakikolwiek sposób, bez względu na reperkusje tego wydarzenia, jeden fakt jest bezsprzeczny i niezmienny — facet nie żyje
w W.Brytanii policja ma pewne prawa dotyczące użycia broni, w Polsce jeszcze całkiem niedawno policja ich nie miała i efekty były także tragiczne — to co mówisz, jest słuszne, wszakże tylko wtedy, gdy spełniony jest jeden warunek — wszyscy obywatele przestrzegają prawa i zasad współżycia społecznego
ponieważ nie wszyscy to robią, istnieje policja, która ma bronić porządku, który ma w założeniu działać na korzyść obywateli — ich spokoju i bezpieczeństwa, praw konstytucyjnych
państwo demokratyczne nie oznacza, że wszyscy są całkowicie wolni i mogą robić, co im się podoba, nie oznacza również, że służby w kraju demokratycznym są nieomylne, nie można również wyciągać wniosków takich, że jeśli te służby popełniają błąd, to jest to zamach na swobody demokratyczne i zbrodnia, jest to jedynie błąd, pod warunkiem, że udowodni się np tym policjantom, że dokonali egzekucji na tym Bogu ducha winnym człowieku; twoja argumentacja miałaby sens również, gdyby wierzyć, że wszelkie służby w krajach demokratycznych mają na celu krzywdzenie spokojnych obywateli
na tym świecie nie ma sprawiedliwych — są ci, którzy żądają sprawiedliwości — najczęściej w formie zemsty

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...