Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

sny o wolności, samotności i normalności


Rekomendowane odpowiedzi

Sen wkrada się do mózgu. Jestem na drodze, na jej końcu jest jeszcze jedna, ciągnie się w nieskończoność. Pełno przy niej znaków, samochodów i dziwek jest cholernie wyboista. Nie ma w tym większego sensu, po prostu wiedzie na sam koniec przez nudną egzystencję. Nie chce tak żyć, czy ktoś mnie wybawi? Wołam na pomoc, zbudźcie mnie, to jedyna szansa żeby zacząć od początku…
Zjeżdżam prosto do piekła, na sam dół, coraz cieplej w stopy, szukam ogonów i rogów. Gdzie oni wszyscy się podziali, czyżbym został sam, przecież jest nas tak wielu, gdzie są wszyscy, gdzie się podziali złodzieje, pedofile i gangsterzy, gdzie są wszystkie szumowiny, zostałem sam w tym grobowcu ciemności, przecież zgrzeszyłem tylko bezczynnością, biernością, luzactwem, brakiem pokory, antypoetycznością, rasizmem, egoizmem, powierzchownością i... to chyba tyle, tylko tyle. To zbyt mało na tą Rzeszę grzeszników, nas powinno być więcej, chyba że wszyscy już się palą, lecz w takim razie gdzie są jęki cierpienia i szatańskie przyśpiewki, gdzie są wieczne baty, męczarnia bez końca? Czyżby coś mnie ominęło czy tylko wszystko podkoloryzowałem, nie mogę marnieć w samotności, potrzebuję współtowarzyszy niedoli…
Wszędzie dzikie orgie, chyba trafiłem do raju, one się prężą i jęczą z rozkoszą, oni grają w karty, chyba w pokera albo coś takiego. Ależ emocje, przez chwilę było trochę nerwowo, starcie, wielka głowa i chude ciałko – nieporozumienie. Zabierajcie się stąd obaj, won z mojego snu. Gdzieś w oddali siedzą dzieci, one bawią się lalkami, oni pija wódkę i oglądają pornosy. Lalki zaczynają się do czegoś przydawać, dziewczynki płaczą i uciekają w las, zostają tylko te w samych majtkach, będzie zabawa. Na wzgórzu stoi Dom, a za nim jest ogródek, siedzi tam w fotelu bujanym weteran, w środku ona gotuje mu ostatni obiad. Jak przystało na bohatera dzierży w ręku faję i co jakiś czas głęboko się zaciąga przeszłością, żałuje tylko straconej nogi. Ona spóźnia się z jedzeniem, jutro będzie szukać nowego wojaka. Przy jezdni ustawiają się krowy, jedna za drugą. Czekają na stopa głośno rycząc, jak nie krowy. Zbiera się na burzę. Znowu starcie przy karciarzach, tym razem jest ciekawiej, będzie mordobicie, tłuste ciałko i mała główka poczynają sobie ostro, nie ma przebacz, one przerywają pieszczoty, wszyscy zaczynają dopingować, ceremonia śmierci, grubas odpada, wylewa z siebie tonę tłuszczu i krwi, debil dostaje kolejne punkty inteligencji, przez następny miesiąc będzie pił i używał prysznica za darmo, chyba że go wcześniej dopadną. Z lasu wychodzą dziewczynki, urosły im włosy i cała reszta, chłopcy już dawno zostawili lalki i poszli na wojnę. Babcia ujeżdża kolejnego weterana, a krowy nareszcie zaczęły wpieprzać trawę i tylko słońce znowu wstaje nad ranem i wieczorem zachodzi tak jak zwykle...
Mrok zawładną ziemią, beatlesi kończą kolację i dają ostatni koncert dla Madonny. Ona jest taka elektryzująca, wszyscy dla niej grają poczynając od sinatry, na elvisie kończąc. W końcu co im zależy, niech jej będzie. Ona czasami nie lubi jak dla niej śpiewają, szczególnie kobiety, ale niekiedy przymyka oko. Właściwie ona wszystkimi się bawi, ciekawe czy ma wyrzuty sumienia. Ja też się w niej podkochiwałem i śpiewałem, podobno byłem niezły, wcześniej się upijałem, ale kochałem ją na trzeźwo i wierzyłem, to w tym wszystkim było wspaniałe. Ona im wszystkim dawała nadzieję, pozwalała wierzyć, ona śmiała się błękitnym spojrzeniem i po raz kolejny zaciągała papierosem z filtrem. Zawsze go odrywała, wolała mocniejsze doznania, ale kupowała z filtrem, paliła bez filtra. Pewnej nocy wszystko tak bardzo mnie natchnęło że sam zacząłem palić, skręcałem je z papieru bo nie było mnie stać na prawdziwe. Dzisiaj usprawiedliwiam się faktem że to nie było w końcu prawdziwe palenie, nie poczułem nic. Tego dnia przestałem ją wielbić, zerwałem ze ścian plakaty i na śniadanie jadłem owsiankę. Wieczorami ryczałem jak dziecko, w końcu nim byłem, ale to był inny płacz, ja po prostu znowu byłem samotny, z powrotem mieszkałem w pustych ścianach a księżyc rozświetlał nocą pokój. Później to samo spotkało beatlesów i elvisa, wielu z nich musiało się zabić a ona wcale nie żałowała, podobno z dnia na dzień stawała się coraz piękniejsza. Ja już na to nie patrzyłem, byłem wtedy na detoxie i pamiętam jedną noc w tym zasranym przytułku, kiedy z ust same wyrywały się słowa i wiesz o czym wtedy śpiewałem?... o wolności…
Nad świtem obudził mnie deszcz, wszystkie ulice są już pełne łez, umiera noc i rodzi się świadomość. Kończy egzystencję złudzenie…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, że opowiadanie miało z założenia być nieuporządkowane niczym sen, ale wg mnie zbyt wielki CHAOS...Za dużo niedomówień Od strony technicznej: zdania są (moim zdaniem) za długie i stylistycznie pozostawiaja wiele do życzenia. Pomysł skąd inąd znany, ale są fragmenty, które mi się podobały.Tylko wszystko jednak trudno się czyta. Zaznaczam, że patrzę okiem zupełnego amatora i jest to tylko moje subiektywne odczucie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

strasznie ciężko się to czyta! dlaczego akapity są po przecinku? a gdzie indziej nie ma akapitów i do tego chaos, który zupełnie nie służy opowiadaniu, a tym bardziej odbiorowi. Spróbuj podzelić tekst, uporządkować, może będzie lepiej. Co do treści, trudne jest mi się wypowiedzieć bo przy takiej formie ona umyka!! popracuj nad tym, a może być dobrze.
tymczasem- pozdrawiam:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...