Wieczna poezja ∞
Wieczorna poezja
opisuje mą godność, dawno zawisłą na drzewie.
Gdzieś między oczyszczalnią ścieków
powiewają moje wypłowiałe wiersze –
ze starannie wykonanym rysopisem
wołają o choć cząstkę uwagi.
Spaczone strofy krzyczą i łżą –
społeczny niedobór dobił je kilkukrotnie,
gwarantując odciski na poparzonych stronach.
Nikt nie śmiał się nimi zainteresować.
Nawet w kościele amfetaminy
modliły się o zmycie brudu z ich włókien.
Słowa między słowem
próbowały umieścić moje zmysły w piekle;
przez światła celtyckie pisały rosyjskim atramentem:
„Osoby widzące więcej zostaną dotknięte.”
„Osoby z darem widzenia oślepną.”
Długopis wolnym drukiem płacze
o blondwłosym Azraelu,
podsuwającym archaiczne myśli:
„Jesteś zbyt brudny, by spocząć w glebie.”
Wiem, iż ma rację, gdyż rodzina
szukała mnie w mym własnym grobie.
Papier pamięta o wszystkim
w ciszy niesie trumnę pełną wydarzeń.
Bez słowa umiejętnie skrywa traumę -
nigdy nie dowiedzą się, co czuję.