Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Bywa, zdarza się taki niewątpliwie bolesny moment, że prócz zwykłej, prozaicznej pustki wypełniać zaczyna człowieka pewien niepokój, wyraźnie zmieszany z charakterystyczną wonią. To zefirek, pachnący wiaterek Twoich marzeń o przyszłości zaczyna się trupio rozkładać w woń dorosłego szamba. Zamiast zapachu ziemi kojarzącego się z wakacjami, dostajesz codzienne znojne gówno psa na chodniku. Szambo miast Szampana, kał zamiast kawioru. Ziemia jałowa w miejsce ziemi obiecanej.
Masz wtedy na przykład 16 lat i nazywasz się dajmy na to Rysiu. Rysiu Kaboński dostrzegł pewnego dnia, że jego ojciec Kaboński Leszek nie został w życiu milionerem. Pracuje wprawdzie w hucie i codziennie ogląda wielki piec podczas wielkopiecowego procesu, ale jest to pierwsza i ostatnia wielka rzecz i wielkie wydarzenie w życiu Leszka. Pozdrowienia od Leszka, co w rozporku mieszka. Patrząc na macochę, żonę Leszka, przekonujesz się także, że nawet druga, kontrowersyjna wśród sąsiadów próba znalezienia szczęścia w pożyciu małżeńskim, nie koniecznie szczęśliwa być musi. Tak też oceniasz swoje plany podboju płci pięknej. Gdy ruszysz na polowanie, niekonieczne trafisz na sarenkę lub łanie, może być to równie dobrze inna dzicz, w dużo mniej przyjemny sposób włochata.
Na szczęście z pomocą od zachodnich sąsiadów przychodzi wtedy pornografia. Na początku kulawa i jakby niedomyta, lekko zacinająca się i zapętlona, jak powtarzające się w słuchawce „Ruf mich Ann”. Fabularnie i dialogowo ograniczona, ale na szczęście są też wersje, które można wziąć ze sobą dosłownie wszędzie. Papierowy Olimp fetyszyzmu daje wyobraźni tę oczekiwana od dawna wzniosłość. Bramy Raju rozwierają się przed Tobą jak nogi większości tych Niemek, szepcząc czule „Chodź, byłeś przecież takim dobrym dzieckiem…” O tak , byłem, tak długo czekałem i ta chwila jest tylko dla nas.
Rysiu spakował „Sunde und sex” do tornistra i mimo jego grubości, czuł blask bijący od gazetki, tę moc czuł przez całą nudną drogę do szkoły autobusem i tramwajem. Unikał wzroku kobiet w średnim wieku, a już najbardziej nie chciał spotkać staruszki lub księdza – nie chciał, zanim nie pokaże kolegom tego niemieckiego cudu z importu, który dostał w losowej promocji, w ślepym dnie paczki z bananami i słodyczami oraz używanymi ciuchami od wujka Michaela z Dortmundu.
W końcu. Był w szkole, spóźnił się jednak na warsztaty i ani Michała, ani Daniela nie mógł zabrać na papieroska. Trzeba czekać do matematyki, gdy „ta ślepa kurwa da nam trochę spokoju” i wtedy będzie można się pochwalić, zostać bożkiem towarzystwa, zaistnieć, zaszaleć w klasie, w której nie ma żadnych lasek, w szkole, w której jedyna w miarę atrakcyjna kobieta, to Swietłana z ruskiego, głupia baba.

Mata. Po twierdzeniach Talesa i rutynowym losowaniu do pytania, następuje wyczekiwana chwila. Jeszcze tylko te stare, sześćdziesięcioletnie, grybe, obrzydliwe próchno zada ćwiczenia i można złapać oddech. 12, 13, 14 sobie zróbcie tylko część b) i c) bo chyba nie dacie sobie rady…

- E, Daniel! Ryży, zostawcie to chujstwo i zobaczcie co tu mam… Patrzcie jakie dupy… Sztefi, niezła…Się rozwiera…
- Cyc jak trza…
- Balooony..
- Kurwa, kiedy coś u nas takiego wyprodukują, nie? Ciiiszej, bo się Leska obudzi…patrz na nią, już zasnęła, hehe…Ale cicho, nie każdy se poużywa…moim kosztem…nie każdy ma prawo dostępu do źródła Michaela..hehe

Tak też gryfnie i męsko gadali, wymieniając się przy tym iście odkrywczymi teoriami ginekologicznymi, gdy Leska poczuła przez swój półsen, że coś się święci. Zerwała się nagle z krzesła swoim wielkim, nieforemnym cielskiem, by zobaczyć cóż to za „nazbyt kolorowy podręcznik” mignął jej w oddali…

- Co to jest??!! – zawołała, czerwieniąc się jak burak nad drgającymi nagle jak sejsmografy karkami chłopców – Pornografia? ….PO- RNO- GRA FIA????!!!!! Plugastwa z Niemców…

Wyrwała im gazetkę z ręki i podarła w ułamku sekundy. Nagle stanęła w rozkroku, trzymając się za boki i runęła jak proboszcz z ambony.
- Chcecie pornografię, gówniarze, chcecie pornografię? TO MACIE!

Chwyciła z całych sił swą grubą, wełnianą w szkocką kratę spódnicę i zadarła ją do góry aż po czoło. Nie miała bielizmy.

Oczom ich ukazała się stara, zmarszczona, wyliniała i dyskretnie posiwiała C I…………o tym cicho sza.

  • 10 miesięcy temu...
Opublikowano

Nie powinnam komentowac, bo nie potrafie wydawac konstruktywnych komentarzy. Nie umiem wyłapywac błędów, nie zwracam na nie poprostu uwagi, jesli są, to giną na tle całosci, ktora albo mi sie podoba albo nie.

Dodałam do ulubionych. Szkoda, ze tak mało tak "ostrych" tekstów na tym forum.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena spoko, smacznego:)
    • @violetta daj spokój. nikogo nie szukam :)   też pójdę do restauracji. zjem stek z borowikami !
    • @Leszczym „To taka płynna medytacja!" Podobno najlepsze pomysły przychodzą gdzieś między drugim a trzecim piwem. Przed drugim - za mało odwagi. Po trzecim - za dużo pewności siebie i literówek. Poza tym to fakt - Hemingway pisał po whisky, Bukowski po wódce, więc dwa piwa to właściwie dieta pisarska! A ta agresja nad tekstem... znam to. Siedzisz, męczysz każde słowo, poprawiasz, wykreślasz, znowu wstawiasz, aż w końcu tekst się poddaje i umiera ze znużenia. A ty z nim. Pozdrawiam.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • @Migrena no niestety nie robię:) musisz sobie poszukać kogoś lepszego:)
    • Mój licznik żyć się wyczerpał. Musiałbym płacić słone sumy pieniędzy, by go nie tyle zregenerować co wzbudzić  w nim nikły płomyk nadziei. A fatum tylko na to czeka. By go stłumić w popiele. Spalić wszystkie próby wyjścia już na starcie. Zresztą musiałbym stanąć w prawdzie. Obnażony i przegrany. Bez pewności w głosie. Siląc się na spokój. Snuć opowieści jak z najgorszego koszmaru. Dla uszu, które są nieczułe na ból jednostki. Zagubionej wśród labiryntu świata,  którego nie sposób rozgryźć,  będąc dzieckiem gotyckiej nocy, dekadenckiej, alkoholowo-lekowej samotni. Być nie duszą, nie ciałem  a tchnieniem jedynie grozy. Mroźnym powiewem, wśród wilgnych i ciemnych korytarzy domów. Porzuconych i kalekich już od upływu wieków.     O północy opuszczam bar  i chwiejnym krokiem idę przez środek ulicy, pustej już i grobowo wręcz cichej,  jak me serce. Bez emocji, których okazywać mi nie przystoi. Ruszam ku stalowej konstrukcji mostu. Na jego wąskiej barierce nie muszę stawać  ani w prawdzie ani w kłamstwie. Przeciw sobie i bliźnim. Nie ma tu uszu, które nie potrafią zrozumieć, ani oczu które nie potrafią przestać oceniać. Jest tylko wezbrany nurt, zimnej jak trup. Zimowej rzeki. Niosącej w wirach kamyki i gałęzie  ku zatraceniu. Zapomniałbym w tej ostatniej minucie. Rozpiąłem gruby, wełniany, czarny płaszcz. Z malutkiej wewnętrznej kieszeni na piersi, wyjąłem nieduży skórzany portfel. Gotówkę i monety posłałem w nurt. Tak jakbym wrzucał drobne do fontanny. Nie muszę myśleć nad życzeniem. Ono się właśnie spełnia. Życzenie śmierci.      Drżącymi z zimna nie strachu palcami. Wyjąłem małe zawiniątko. Twoje zdjęcie. Urzekająco doskonałe. Jak portrety, które wyszły  spod Twej uświęconej, anielskiej dłoni. Zatknąłem zdjęcie w szparze jednej ze śrub. Nie umiałbym skoczyć z Tobą. Najpierw rano odnajdą tylko to zdjęcie  a może nie zwrócą uwagi. Przechodnie, kierowcy.  Ci wszyscy głupcy. Ślepcy. Nie skojarzą. Dopóki rzeka nie wyrzuci  wzdętego od rozkładu ciała. Gdzieś w gnilne, przybite do ziemi mokrym śniegiem szuwary. Lub zatrzyma się w lodowym zatorze,  pod konstrukcją kolejnego z mostów. Twarzą ku toni.     Może i Ty nieraz do tego czasu  jadąc tramwajem z uczelni  przez tłoczny most Anichkova. Tęsknym, zmęczonym wzrokiem,  spojrzysz w dół ku rzece. I wspomnisz czule tego przeklętego poetę, który nie zabiegał w życiu o nic  ponad Twe względy. Do diabła z rozsądkiem. Chciałabym wrócić do dni dawnych  i znów kochać i wybrać sercem. Pomyślisz, ostatni raz posyłając mu wdzięczny i ciepły uśmiech. Wtem trup z trudem drgnął i oparł się o krę. Nurt i wolne, ciężkie bryły wokół  obróciły go ku jezdni. Uniósł z wolna rękę  i machał aż czerwone cielsko tramwaju  nie zniknęło mu z oczu, skręcając ku kamienicom  na Newskim Prospekcie.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...