Ów wianek ziół pachnący kwieciem
na Twojej skroni z wiekiem składam
i jak kochanek niecierpliwy
cyprys rozścielam pod fasadą.
I w oczach kres w stan przekształcony
w tej swojej płynnej sennej pozie
ledwo się szczęście uśmiechnęło
a już ze szczytu spadać może.
Słów pierwszych paroksyzmy bólu
zstąpić dziś muszą z głów czeluści
bo w sile śpiesznej ust rekuzy
oddalam snów moich upusty.