Obudziłem się we śnie
I usnąłem na jawie
Przebudziłem demony
O których nie wiedziałem
Walcząc do śmierci
Śmierć pokochałem
Niezniszczalny polubiłem
Porządek a chaos zapieczętowalem
Idąc do śmietnika
Znowu ją spotkałem
By żyć - żyję w chaosie
A ona już postawiła
Świecę na moim grobie
Mam przekonanie jakieś
Że to wspaniałe
Rodzinne spotkanie
Nawet gdy chryzanntem
I innych sztuczności
Nademną nie będzie
Ona tam będzie
Pilnować dopalajacego
Się po mnie płomienia
Aż nie zabraknie wosku
może knota
Bo nawet babcine
Wici mają
W płynącym nurcie
koniec
W nieprzerwanie
Łączących się
Strumieniach
Aż do ostatniej
Kropli wody