Na bramce stoję, w tym klubie marzeń,
Stałych bywalców dobrze znam.
Pamiętam, smukłe wyblakłe twarze,
Uśmiech na ustach - miły mam.
Podają bilet, a ja przedzieram,
Suną na salę, schodząc w dół.
Tam wielka łąka dziś się otwiera
Pachnących kwiatów oraz ziół.
Zajmują miejsca w bajecznym koszu,
Na łuku tęczy wzniosą się.
Barw i zapachów zliczyć nie sposób.
Czy jakiś czar? Czy jakiś sen?
Zaczęty spektakl. Odwrotu nie ma.
Zamknięte okna oraz drzwi.
W oczach niepokój błędne spojrzenia,
Nie trzeba marzyć ani śnić.
W olbrzymiej trawie kosz lekko płynie,
Rozchodzą się olbrzymie źdźbła.
Gama zapachów dusi w gęstwinie,
Kwiaty, owady wokół nas.
Słychać ich mowę swary i kłótnie.
Panuje tu straszliwy gwar.
Gesty radosne i gesty smutne
Wyraża piękny ruchu czar.
Właśnie mijamy stokrotek chmary,
Trzmiela powabem pragną zwieść.
Rumianek zawsze w uczuciach stały,
Do swojej pszczoły mizdrzy się.
Mlecze żółcienią zalały zieleń,
Tkwi w samotności sobie skrzyp.
Mak swą czerwienią głośno się śmieje,
Do biedronki, a ona śpi.
Złowrogie perzu strzelają liście,
pośród różowych koniczyny kul.
On rządzić łąką chce oczywiście.
Naiwnych roślin mnóstwo tu.
Pragnie okazać wszystkim swą pomoc,
Spulchniając chętnie glebę w mig.
Kłącza zaciska - jak nie wiadomo,
Więdną rośliny i żal mi ich.
A perz na łące szybko się pleni
Podstępem niszcząc roślin stan.
Każdy, kto pragnie coś tutaj zmienić
Rasista - głośno wrzeszczą nań.
Znika gdzieś łąka. Spektakl się kończy.
Przesłanie w głowie stale tkwi:
Pomocna ręka, z którą się złączysz
Kłopoty może przynieść ci.
Ciemność wypełnia powoli salę,
Zabiera płaszcz ostatni widz.
Zamykam wejście na wielki zamek.
Jest zagrożenie - czy się śni?
2006