Płomień liże niebo,
Drapie ciągle płuca swąd.
Patrzę już na ślepo,
Zataczając któryś krąg.
Krzyczy całe ciało,
A z gardła nie dobywa się już dźwięk...
Spłonie dziś na popiół,
Wiara, że pojawi się.
Nadzieja i opór,
Że on nie opuścił mnie.
Szans ciągle za mało,
Nawet na pojedynczy jęk...
Wiem, że nie pomogłem,
Zagłuszając każdy ton.
Niszcząc czego dotknę,
Byleby nie zajrzeć w głąb.
Lecz proszę, coś powiedz,
Potrzebuję Cię, sam przecież wiesz...
Gdziekolwiek się przeniósł,
Łzę otarł o moją skroń.
Również na ramieniu,
Niczym wspierająca dłoń.
Krople gaszą ogień,
Orzeźwienie przyniósł mi mój wiersz.