Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Potrafię istnieć jedynie 
w lęku pierwotnym i chaosie marazmowych,

zimowych wieczorów.
Zatruty, niemożnością

odmiany straconych lat.
Ukryty przed światłem,

które zamiast 
ciepłym promieniem otoczyć duszę, 
wypala ze mnie

cząstki człowieczeństwa.


Gdybym choć podejrzewał po co, 
ciągle tańczą mi nad głową 
tarcze słońca i księżyca.
Migocą gwiazdy,

przez pył początku czasu.
Gdybym mógł to chciałbym wyjść 
ze swego cielesnego więzienia.  
Doczesność mnie goni.
Tonę w stertach codziennych sprawunków.
Lecz nie dla mnie ludzkie sprawy i dole.
Ja potrzebuję swego

boskiego wręcz zajęcia.
Ucieczkę w świat ułudy i cudu istnień.
I mogę tak trwać w transie

aż do zaśnięcia.


Dla Ciebie nic nie znaczą te karty zapisane. Te słowa otuchy i uczucia.
Elegię i hymny do Twych oczu

i węgielnych, turmalinowo błyszczących włosów.
Ty chcesz rycerza a nie poetę.
Piękno i kunszt atletycznych, 
antycznych herosów.
Piękno uśmiechu, twarzy bożka 
o herubinowych, kręconych włosach
a nie chichot szaleńczy bestii.
Umorusanej w mogilnej ziemi, 
złaknionej krwi swoich prześladowców.
Przemierzającej bagna cuchnące siarką i lasy martwe ze ściółką

wyściełaną kośćmi,
zawleczonych tu z dawna
 dziewic i strażniczek świątyń.


Czy widziałaś kiedyś jak żeruję wilk?
Jak wychyna się nagle z mroku, 
pośród owocującej bogato czeremchy.
Jak ślepia jego błyszczą, 
niepohamowaną radością na widok, 
bladego, stężałego ciała,
żałobnie podświetlonego, 
srebrzystym ogonem światła pełni.
Nos jego najpierw przy ziemi, 
sprawdza czy czuć już 
niezachwiany wyrok litościwej śmierci
Później węszy wokół ciała, 
łaknąc wszystkimi zmysłami, 
delikatnej, słodkiej zdobyczy.
Przednimi łapami wskakuję
 na nieruchomy żywot 
i pysk wtula w gładką skórę szyi.
Krew u ofiary zamarłą na wieki już taflą 
nie burzy się w tętnicach.
Szorstkim jęzorem zlizuję, 
rześką i zimną rosę z napiętej skóry.
Wreszcie siada ochoczo na ofierze 
i wgryza się kłami 
w narkotycznym wręcz uniesieniu.
Ścięgna i żyły pękają bez trudu.
Pazury rozorują młodość

i sprężystość piersi.
Tylne łapy posuwistymi szarpnięciami, tną jak nóż delikatne

pasma podbrzusza.


Po wszystkim bestia schodzi z ofiary,
triumfując nad je 
 zbeszczeszczonym truchłem.
Spełniona i radosna,
 zadziera łeb umorusany

w ciemnej posoce.
Lodowy wicher,

dmiący od bezkresu puszczy.
Zastygły, mroźny księżyc,
odbijający echo śmierci.

 

 

Wczesnym brzaskiem po miejskim bruku niesie się cichutkie stąpanie łap.
Bezdomny kot, zbłąkany,
 zerwany z łańcucha pies?
Czy tylko cień, 
cichcem odbijający się na 
węgłach i witrynach.
Zaciągnięty przez,
 przeciąg kamienicznej bramy.
Bezszelestnie mknący

po spirali schodów
pod znajomy adres.
Legatus Mortis - u Twoich drzwi.
Przy drzwiach Twej alkowy.
Poblask, tchnących żądzą mordu oczu nad Twym pogrążonych we śnie ciele.
Dotyk przeraźliwie lodowatych

i mokrych,futrzanych łap

na Twych krągłych biodrach.
Charkot, zgniłego oddechu
 nad rumianym policzkiem.

Pierwszy promień słońca 
przebił się przez,
zakurzone, brudne szyby,

grubych okiennic.
Padł na Twoją anielsko

wyrzeźbioną twarz,
Twój luby chrząknął

niezrozumiale przez sen 
i cofnął gorącą,

żylastą dłoń z Twoich ud,

legnął wygodnie na wznak.
Otworzyłaś szeroko oczy. 
Odwróciłaś się i tuląc się jak kotka obdarowałaś go soczystym pocałunkiem, jedną ręką brodząc po jego wyrzeźbionym brzuchu

a drugą zatapiając 
w jego jasnych lokach.
I on otworzył oczy oddając Ci
 pieszczotę w całej pełni.
Przez mgnienie wręcz, kształt jego żrenic zdawał Ci się dziwny

i zwierzęco obcy,
lecz po chwili i one zaznały
 kojącego blasku poranka.

 

Wtedy to czar prysł.
Nastał dzień.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...