Pola zmieniają swoje sukienki, układają je miękko na ziemi,
nagą piersią chcą jeszcze nęcić
lecz on odchodzi, już nic nie zmienisz.
Może choć drzewa w domu sadzie, z rumieńcem dotkną go swoją dłonią,
rozkoszną słodycz wtopią w usta,
do pozostania tutaj nakłonią.
Żurawie snują pieśni smętne
o tym by serca nie zamykał
a on wplątany już w ich skrzydła,
gdzieś w horyzoncie westchnień zanika.
Wszystko porzuca na swej drodze,
nie obejmie nikogo ramieniem,
ani mnie stojącej na progu,
ani słońca z ostatnim promieniem.